38 Max

341 26 2
                                    

- Po prostu jestem.

- Acha... Po prostu jesteś... Tak zupełnie przypadkiem byłeś akurat w Londynie? - zadrwiła.

Zmieszany, przeczesałem włosy wolną dłonią, nie bardzo wiedząc, co jej odpowiedzieć.

- Wiem, jak bardzo nie lubisz latać... - wyjaśniłem zgodnie z prawdą.

- Zaplanowałeś to? Specjalnie dla mnie przyleciałeś do Londynu?

- Uhm... - Pokiwałem głową, przygotowując się na werbalny atak z jej strony, ale zaskoczyło mnie ciche westchnienie.

- Dziękuję - wyszeptała - dziękuję, że „po prostu jesteś"... - Zarumieniona, odwróciła szybko wzrok w kierunku okna, dokładnie w tym samym momencie, w którym samolot oderwał się od pasa startowego.

Bez zbędnych słów, objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie, czekając w napięciu na jej reakcję. Ulżyło mi, gdy oparła głowę o moją klatkę piersiową, wtulając w nią swój policzek. Tak bardzo mi jej brakowało. W tej właśnie chwili każdy element układanki, którą rozpieprzyłem kilka miesięcy wcześniej, wskoczył na odpowiednie miejsce.

- Widziałem się z młodą w szpitalu - zagadnąłem - i miałem okazję poznać twoją mamę. - Uśmiechnąłem się do niej, gdy zadarła głowę, by na mnie spojrzeć. - Jest sympatyczną kobietą i już wiem, po kim odziedziczyłaś te cudowne włosy.

- Naprawdę? Nic mi o tym nie mówiły, gdy wczoraj z nimi rozmawiałam - przyznała zdziwiona. - Zaraz! Tylko mi nie mów, że wiedziały o twoim planie?

- Nooo... Mogłem szepnąć im coś, przy okazji...

- Jak ty to robisz? Huh...

- Co robię? - dopytywałem.

- Okręcasz sobie wokół małego paluszka wszystkie kobiety. - Prychnęła.

- Nie przesadzałbym z tymi „wszystkimi". - Poruszyłem sugestywnie brwiami. - A poza tym, kiedyś będziemy rodziną, więc muszę żyć z nimi w komitywie.

Pokręciła z niedowierzaniem głową, słysząc moje słowa.

- No i mam swój urok osobisty - wyznałem z rozbrajającym uśmieszkiem.

- Wojtek miał rację. - Wytknęła mi język.

Zacisnąłem mięśnie szczęki, czując złość gotującą się pod skórą.

- A co ma surfer do mojego uroku osobistego? - żachnąłem się.

- To zabawne, że tak go nazywasz, bo on też ma dla ciebie niezły pseudonim. - Chichotała, wprawiając mój tors w wibracje.

Mięsień szczęki drgał mi coraz mocniej.

- Jaki?

- Pit bull...

- Jak?! - zapytałem dziwnie wysokim głosem. - Przypomnij mi, dlaczego nie przemeblowałem tej jego uroczej, surferskiej buźki?

- Bo, jest moim szefem? I miałeś świadomość, że skopałabym ci za to dupę?

- Słusznie. Punkt dla ciebie. Czy ten twój Nowozelandczyk wyjaśnił, dlaczego akurat pit bull?

- Bo podobno oznaczyłeś swój teren i pilnujesz go, jakbyś miał wściekliznę. - Chichotała, otwarcie drwiąc ze mnie.

- A tym terenem, którego rzekomo pilnuję, masz być ty, jeśli dobrze rozumiem?

Kiwnęła głową.

- Pamiętasz, jak mówiłem, że gdy mi na kimś zależy, walczę do ostatniego tchu? Nie możecie mieć mi tego za złe. - Zerknąłem na nią, odgarniając kosmyki włosów, które opadły na jej piękną twarz. - I nic nie poradzę na to, że surfer nie potrafi przegrywać.

Dziewczyna znad przepaści [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz