Od Autorki

223 20 2
                                    

Drodzy,
Jeżeli dotarliście do tego miejsca, dziękuję. Szczerze dziękuję, za każdy głos i pozostawiony przez Was komentarz. Wasz odzew świadczy o tym, że nie przeszliście koło powyższej historii obojętnie, że w jakiś sposób, odbija się ona w Waszych głowach głośnym echem. To wiele dla mnie znaczy, bo rozpoczynając prace nad „Dziewczyną...", nie planowałam pokazywania jej komukolwiek, a tymczasem? Z kilku zdań zapisanych, w przypływie weny, sierpniowym wieczorem minionego roku, powstał jeden rozdział, potem następny, a zaraz za nim, kolejny i kolejny. Gdy zapisałam ostatnie słowo Epilogu, przez moją głowę przeleciała, jak błyskawica myśl, że może warto wyjść z cienia, poddać się recenzji, tym bardziej że tak naprawdę nic nie tracę, a wręcz przeciwnie, mogę zyskać znacznie więcej. Podzieliłam się z Wami swoimi przemyśleniami. Często trudnymi i bolesnymi. Być może niektórzy z Was, widząc „romans" jako kategorię, do której przypisałam pracę, ziewnęła i machnęła ręką, zniechęcona czytaniem następnego „odgrzewanego kotleta", bo cóż można jeszcze odkryć w bajkach o miłości? Wiem, wiem, zapewne niektórzy z Was, nastawieni bardziej sceptycznie, pomyśleli: „Przecież każda z nich kończy się tak samo: i żyli długo i szczęśliwie w krainie tęczy i jednorożców...". Mam jednak cichą nadzieję, że wraz z przeczytaniem ostatniego zdania Epilogu, pomyśleliście: Cholera, było warto!". To będzie dla mnie największy komplement i motywacja do dalszego pisania.

Myślę też, że winna jestem Wam kilka słów, tytułem wyjaśnienia, dlaczego wplotłam w szablonowy romans, tematy związane z samobójstwem, depresją, epilepsją, niepełnosprawnością i syndromem rodzicielskiego odrzucenia? To proste. Niestety wielu z nas tego doświadcza, w mniejszym, bądź większym stopniu. Tłamsimy emocje, które próbują dojść do głosu. Często boimy się mówić głośno o problemach, obawiając się oceniania i przyklejania bezsensownych łatek, ale chętnie sięgamy po historie bohaterów, z którymi możemy się w jakimś stopniu utożsamić. Wiecie, dlaczego? Bo poszukujemy nadziei i inspiracji do zmian. Jeśli więc, moje słowa zainspirują choć jednego z Was i staną się iskrą wzniecającą na nowo ogień, będę niezmiernie szczęśliwa. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe, ale kto zabroni Nam próbować? Pamiętajcie, ograniczenia są tylko w naszych głowach i to my, sami jesteśmy odpowiedzialni za nasz los.

Niniejszą historię zadedykowałam również pewnemu ważnemu dla mnie Artyście, którego tragicznie straciliśmy w 2017 roku. Chester Bennington, bo o Nim mowa, był dla mnie właśnie taką iskrą. Jego charakterystyczny głos niósł mi ukojenie w różnych, niekiedy trudnych sytuacjach życiowych. Niósł również radość, gdy stałam pod sceną i zdzierałam razem z Nim gardło, zapisując te wspomnienia głęboko w pamięci i sercu. Dzięki Jego twórczości, zrozumiałam, jak ważne miejsce zajmuje w mojej piramidzie życiowej muzyka i branie udziału w koncertach. Te dwie przyjemności są tlenem, którego potrzebuje mój zmęczony dorosłością mózg. Są też inspiracją, dzięki której zasiadam przed komputerem i zamieniam splątane myśli w słowa, bo jak się okazało rok temu, jest to być może moja ukryta supermoc. ;)

Przemyciłam Wam, jak pewnie już zauważyliście, małą playlistę z utworami, które towarzyszyły mi w trakcie pisania i poprawek. Mam nadzieję, że odkryjecie to, co muzycznie jeszcze nieodkryte.

Dzięki za tych kilka wspólnie spędzonych niedziel!

Stay Alive!

Dziewczyna znad przepaści [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz