33 Asia

294 27 2
                                    

Max gnał do Palos Verdes Estates jak szalony. Bałam się nawet zerknąć na prędkościomierz, ale rozumiałam skąd ten pośpiech. Przez całą drogę nie mogliśmy oderwać od siebie rąk i nieustannie zaspokajaliśmy potrzebę bliskości przelotnymi muśnięciami. Jego dotyk rozgrzewał moje zakończenia nerwowe do tego stopnia, że przez niemal całą drogę powrotną zaciskałam uda, usiłując nie rzucić się na niego, gdy prowadził. KIedy wreszcie wjechaliśmy na podjazd przed domem, było już około trzeciej nad ranem, jednak coś mi mówiło, że raczej nie zmrużymy oka. Wyskoczyliśmy z samochodu, jak poparzeni, a Max nie bacząc na to, że ktoś może nas obserwować, kryjąc się pod płotem, przerzucił mnie przez ramię i pognał do salonu. Podtrzymywał mocnym chwytem moje pośladki, aby nasz pośpiech nie skończył się spektakularną katastrofą i wizytą na szpitalnym oddziale ratunkowym, a nasz śmiech niósł się głośnym echem po sennych ulicach Palos Verdes. Z hukiem zamknął za sobą drzwi wejściowe i szybkim ruchem postawił mnie na podłodze, przyszpilając plecami do drzwi. Powietrze między nami było wypełnione elektrycznością. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, a potem bez zastanowienia zaczęliśmy pozbywać się kolejnych warstw odzieży. Tak, oto runęła moja ostatnia bariera, niewidzialna granica, którą wyznaczyłam we własnej głowie. To była inna Asia. Nowa ja, która nie bała się odbić od drzwi i pchnąć na nie seksowanego faceta. Obserwowałam jego zamglony wzrok, gdy próbował skoncentrować go na mnie.

- Jak dobrze... - szeptał raz po raz.

Nie dbałam o to, jak wyglądam, skupiłam się jedynie na tym, by okazać miłość mężczyźnie, który wniósł do mojego życia tak wiele dobrego. Jego dłonie zaciskające się na moich włosach, przyprawiały o gęsią skórkę do momentu, gdy płynnym ruchem mnie podniósł i przeniósł na kanapę.

- Wybacz... Musiałem, bo w przeciwnym razie byłoby już po wszystkim... - wyznał jednym tchem, a ja popchnęłam go na mebel, siadając na nim okrakiem.

- Dziś, to ja dowodzę - powiedziałam prosto w jego szyję, przygryzając delikatnie skórę.

Zachwycony moją pewnością siebie, pieścił zachłannie moje piersi, podczas gdy ja prowadziłam nas do wspólnego spełnienia.

Po wszystkim opadłam na niego nieprzytomna, dysząc ciężko ze zmęczenia.

- To było... O ja pierdole... Brak mi słów. - Westchnął, gładząc mój bok, gdy wciąż byliśmy jeszcze połączeni.

Zaśmiałam się z ustami przyciśniętymi do jego piersi, wspominając naszą dzikość i ekstremalne tempo, w którym rozładowaliśmy napięcie seksualne, panujące między nami.

- Dobre? - zapytałam zuchwale.

- Dobre? To chyba niedopowiedzenie roku! - Objął mnie mocniej ramionami i przetoczył na plecy, zaczynając ponownie ruszać się we mnie. - Byłaś niesamowita - mówił prosto w moje usta. - To spełnienie marzeń każdego faceta. - Nie przestawał komplementować. - Jestem szczęściarzem - dodał na koniec, a potem znów poprowadził mnie na szczyt.

Czas płynął nieubłaganie, a my postanowiliśmy wycisnąć każdą spędzoną wspólnie minutę, jak cytrynę. Byliśmy zachłanni i niedostępni dla świata. Przez następne dni zwiedzaliśmy Zachodnie Wybrzeże, a wieczorami niemalże nie wychodziliśmy z sypialni, w której umacnialiśmy naszą relację i planowaliśmy najbliższą przyszłość. Za miesiąc miałam dołączyć do Maxa i reszty zespołu, aby towarzyszyć im w trasie koncertowej po Ameryce Południowej. Doszliśmy do wniosku, że będzie to doskonała okazja, abym wdrożyła się w obowiązki asystentki menadżera koncertowego, spędzając jednocześnie czas z ukochanym. Byliśmy podekscytowani nowymi perspektywami, które otwierały się przed nami. Za namową Maxa, pewnego wieczoru połączyłam się przez Skype z mamą i Polą. Chciałam przedstawić im faceta, który tak nagle pojawił się w moim życiu. Nie była to rozmowa marzeń, ale wraz z upływem kolejnych minut mury, którymi wzajemnie się odgrodziłyśmy, zaczęły stopniowo pękać. Nie umiem opisać słowami radości, jaką czułam, gdy obserwowałam, jak Max świetnie dogaduje się z Polą, i jak powoli wkupuje się w łaski mojej matki, ucząc się specjalnie dla niej kilku polskich słów. Serce wypełniała mi nadzieja i byłam mu za to nieskończenie wdzięczna. Tego samego wieczoru zabukowaliśmy dla mnie bilet do Krakowa, lecz nie czuliśmy smutku z tego powodu, bo przecież niebawem miałam tu wrócić. Wciąż jednak nie mogłam pozbyć się złych przeczuć. Naiwnie odpędzałam je od siebie, łudząc się, że to jeden z moich mechanizmów obronnych przed nadchodzącymi w życiu zmianami.

Dziewczyna znad przepaści [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz