Zabawy

50 3 2
                                    

Gdy miałam 8-11 lat, gdy jeszcze w bliższej okolicy mieszkała moja przyjaciółka (z którą obecnie nie mam kontaktu) prawie codziennie do niej przychodziłam, zawsze się bawiłyśmy w wymyślne zabawy, które tobie nawet po całym pudełku marsjanków by ci się nie śniły. Właśnie teraz mam zamiar cię zapoznać z kilkoma z nich.

1.Kapłanki i czarownice

Więc ja byłam kapłanką, przyjaciółka czarownicą, a jej młodszy brat kapłanem. Na początku było całkiem spokojnie, ale jak ona zaczęła ingerować w fabułę, to maszyna ruszyła. Przedstawiam istotne elementy fabuły:

-Czarownica miała 20 jak nie więcej rodzeństwa z dziwnymi imionami, np.: Chmura, Trawa, Tęcza, Wiatr i Słońce.

-Matka kapłanki była trochę nienormalna, zmieniała co moment partnerów i wywaliła kuchenkę z domu, aby mieć miejsce na szafę

-Kapłanka miała wujka psychopatę, co ciągle za nią chodził, zabierał na siłę np. na narty, w pewnym momencie usiłuje ją zamordować, ale czarownica ją ratuje.

-Do świątyni wbija inspekcja BHP, a za wzorowo czystą świątynię kapłanka wygrywa wycieczkę do gorących źródeł dla niej, kapłana, czarownicy i jej 20-stki rodzeństwa.

I tak, ja wymyśliłam jedynie trójkę postaci i kilka lokalizacji, a ona tą całą resztę.


2.Terrorystka

W tej zabawie wzięłyśmy jej figurki i ganiałyśmy się po podwórku. Jeśli dobrze pamiętam, ona "sterowała" figurką reprezentującą wspomnianą terrorystkę, a ja dwoma figurkami reprezentującymi policjantów. W końcu udało się złapać terrorystkę i wtrącono ją do więzienia w postaci małego dołka, później starego czajnika. Potem wkroczyłą kolejna postać "grana" przeze mnie, czyli jakiś chłopak podrzucający terrorystce pilniki i inne rozmaitości, dzięki którym mogłaby uciec  z więzienia. Kilka razy prawie go złapano, ale ta i tak miała go za przeproszeniem w dupsku. Po tej części mam w pamięci dziurę, więc nie wiem co stało się pomiędzy punktem A i C. Co było w punkcie C? Bezimienny chłop zamieszkał z terrorystką i zrobili sobie dziecko-niespodziankę. Koniec.


3.Wojna

Wtedy przyjechały jeszcze trzy dziewczyny z klasy, nazwę je A, E i M. Zanim zaczęłyśmy tą zabawę w wojnę, była z nami tylko A i postanowiłyśmy jak poprzedniego dnia ja z samą przyjaciółką zrobić ciastka. Ale nie takie normalne ciastka, tylko jakaś zagadkowa masa z losowo dowalonymi ilościami mąki, jaj i cukru wlana do zakrętek po butelkach. Nie miałyśmy dostępu do mikrofali, a nie umiałyśmy nastawić piekarnika, postawiłyśmy te foremki na grzejniku w pokoju. TAK, NA LEDWO CIEPŁYM GRZEJNIKU Z NADZIEJĄ, ŻĘ SIĘ UPIEKĄ. Tak czy inaczej, gdy czekałyśmy aż nasze wyroby będą gotowe, przyjechały E, czyli bliźniaczka A i M (jej nie wspominam dobrze, bo później okazała się być manipulacyjną i toksyczną mendą). Razem w piątkę postanowiłyśmy pobawić się w wojnę. Przyjaciółka miała na podwórku plastkową armatkę, kilka fajnych kawałków drewna i jakąś starę matę z domkami, więc było czym się bawić. Na początku poszłyśmy na podwórkowy tartak ze wspomnianą matą i omówiłyśmy plan bitwy. Kto był naszym wrogiem, pytasz? Trawa poruszająca się na wietrze, na łące za siatką nam wystarczała. Wzięłyśmy nasze "karabiny" w postaci kawałków belek i desek, zaczęłyśmy "strzelać" drąc się nie wiem nawet na co, potem przywlokłyśmy pod "front", czyli siatkę armatkę i zaczełyśmy nap****dalać w guzik. Potem jeszce niewyżyte podeszłyśmy do sterty węgla przy składziku, wzięłyśmy po jeden węgiel na rękę i drąc się jeszcze gorzej zaczęłyśmy rzucać w tą stertę. Tuż potem E i M się ulotniły, więc poszłyśmy do domu, do pokoju przyjaciółki rzucić okiem na te "ciastka". Oczywiście nawet jedna grudka się nie upiekła i wiesz, co postanowiłyśmy zrobić? WYPIĆ TĄ SUROWĄ MIKSTURĘ Z ZAKRĘTEK. Mi ani przyjaciółce nic się nie stało, ale na drugi dzień mama E i A dzwoniła, że A ciągle siedzi w łazience i za przeproszeniem rzyga. Aaah, kiedyś nawet taka tajemnicza masa nic mi nie robiła, a teraz chce mi się wymiotować po białej czekoladzie. Jeśli ciekawią cię moje teraźniejsze relacje z A, E i M, to w wakacje przed szóstą klasą M zmieniła szkołę, bo przez E większość szkoły jej dokuczała. A odnośnie bliźniaczek, nienawidzę ich. Znęcały się nade mną psychicznie od pierwszej klasy, a ta zabawa była tylko tymczasowych "rozejmem". 



Moje zjechane życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz