Ten sen miałam jeszcze w maju, w tym śnie są dwie postacie z uniwersum Rayman'a, polecam w drobnym stopniu się zapoznać z grami.
Ogółem w tamtym świecie oprócz gromadki zwolenników wszyscy byli przeciwko mnie. Aby to "naprawić" miałam różne misje rodem z gier-walczyłam, uciekałam i kilka innych. Ale najbardziej wbiło m się w pamięć, jak wspinałam się po w ciul wysokiej wierzy, bałam się bardzo, ale nie mogłam zejść, bo już za wysoko weszłam. W końcu widzę na wyciągnięcie ręki na ścianie jakieś wyrzeźbione oko z białym środkiem. Wcisnęłam je, zrobiło się czarne, zaczęło wylatywać z niego konfetti i mini fajerwerki, nagle magicznie znalazłam się z powrotem na ziemi, przeciwnicy których pokonałam trochę wcześniej stali w szeregu po obu stronach mnie, kłaniając się pokornie. Zobaczyłam moich towarzyszy, a mianowicie jakiś starszy pan z białymi wąsami i granatowym swetrem, Rayman i Globox (ze wspomnianego wcześniej uniwersum) i kilkoro dzieci. Staruszek uśmiechnął się życzliwie, poklepał mnie po ramieniu i powiedział: "Dobra robota".
Czułam się wtedy taka doceniona, szczęśliwa i jakby spadł mi kamień z serca.
Potem przeteleportowało mnie pod jakiś kurnik, czy tam kamienną stodołę, trudno powiedzieć. Wtedy dostałam fałszywe wspomnienie, że często chodzę tam po jedzenie dla moich towarzyszy.
Potem wróciłam do siedziby mojej i moich kompanów- czyli nędznej, zielonej jurty. Podchdzę do Raymana i mówię, że przyniosłam jaja na śniadanie ten ładnie podziękował. Chwilę potem opowiedziałam o tym zajściu, gdy wyszłam, wtedy przyszedł stary i powiedział: "Mam nadzieję, że mówisz prawdę, bo to poważny problem."
Koniec.
Nie powiem, dla mnie ten sen był bardzo satysfakcjonujący i jakoś po nim chodziłam szczęśliwsza.
CZYTASZ
Moje zjechane życie
HumorTytuł nic dodać nic ująć, po prostu historie z mojego życia i trochę snów.