Ten tekst został w większości skopiowany z pierwotnej wersji tej książki, jakby co
Wszystkich Świętych to jedno z moich ulubionych świąt. Dlaczego? Cóż, mam kilka swoich powodów:
1.Podoba mi się chodzenie po cmentarzach, tym bardziej, gdy dwa lata temu zajechałam na jeden z rodziną po zmroku. To było wspaniałe: był już późny wieczór, już zajedwabiście ciemno i znicze na grobach były jedynym źródłem światła.
2. Wypada ono w moją ulubioną porę roku: jesień.
3. Bo mogę i nikt nie ma prawa mi tego zabronić.
4.Spotkania z rodziną
To ostatnie jest jednym z najlepszych atutów. Szkoda tylko, że zawsze jest to spotkanie tylko z rodziną taty, choć i to dobre. Tym razem to była już totalna jazda bez trzymanki. Było już po mszy, więc zajechaliśmy do domu babci, wujka, cioci i oczywiście mojego kuzynostwa (wtedy młoda miała jakieś 9-10 lat, a kuzyn około 7). Wchodzimy tam do domu, gdzie czekała na nas babcia i dwie dorosłe już córki mojej drugiej cioci. Okazało się, że pierwsza wspomniana ciocia i jej wspomniane wcześniej dziecioki są jeszcze na cmentarzu, zupełnie jak druga ciocia i jej 15/16 letnia i około 10 wtedy letnia (ta, z którą chodzę do szkoły) córka. Gdy w jadalni zajadałam się ciastem, oni weszli do domu. Znaczy, najpierw ta kuzynka 10 letnia, a parę minut później całe towarzystwo się zjawiło. Najmłodsza z nas, dziewczyn przyniosła na rękach 3 kociątka, ale jako, że nie chcieliśmy aby ktoś je przypadkiem rozdeptał, zanieśliśmy je do pokoju kuzynki i przesiedzieliśmy tam około 20 minut lub pół godziny. Potem tradycyjnie zdecydowaliśmy, że pójdziemy na dwór. Ja i ta 10 letnia siostra cioteczna usiadłyśmy na huśtawkach ogarniając prawilne słowiańskie przykuce, a mały nas bujał. Najmłodsza kuzynka (aby ciągle tak jej nie określać, będę nazywać ją po aliasie: Juliet) jak zawsze bawiła się w restauracje i przygotowała dla nas "jagodowe pierogi" z jakiejś plasteliny lub chyba takiego specjalnego piasaku. Dalej to było tak:
Juliet: ZAMÓWIENIE NA PIEROGI Z JAGODAMI GOTOWE!
Ja: Oh, super! Proszę, (na niby) zaliczka!
Juliet: Zaliczka? Gdzie zaliczka?!
Ja: Hehe, nie ma
Wtedy ona dobyła (tępy na szczęście) nóż do masła drąc się: "GDZIE JEST ZALICZKA ZA PIEROOGIIII!?"
Instynktownie zaczęłam uciekać, a ze mną moja druga kuzynka (zwana też Ninsu). Po około pięciu minutach dostrzegłam plastikowe grabie, więc je chwyciłam, schowałam się za ścianą i czekałam na dogodny moment i gdy usłyszałam kroki, wzięłam zamach i wykrzyknęłam słynną formułę:
"KAAAAMEE HAAAME HAAAAA!"
( nie jestem fanem Dragon Ball'a, jakby co)
Okazało się, że to była Ninsu i Bogu dzięki, że miałam na tyle refleksu, aby zahamować, inaczej by dostała w twarz.
Tak czy inaczej, powiedziała, że udało się jej ułaskać Juliet, dając jej rękawiczki i że możemy być spokojne. Nagle do głowy wpadł mi pomysł, aby trochę poduczyć się Torture Dance, więc wyjęłam telefon i puściłam sobie filmik, z tamtą sceną. Nagle mały (ostatnie okrzyknięty Pawru) i Ninsu stali się ciekawscy i zaczęli przesłaniać ekran, chcąc obejrzeć. Odgoniłam ich i kontynuowałam moje ćwiczenia, a wiesz, co oni zrobili?
Zaczęli tańczyć taniec z fortnite, ale im wygarnęłam i przestali. Potem już wróciłam do domu śpiewając po drodze z moim tatą "Grosza daj wiedźminowi".
Tak, tak wygląda moja typowa świąteczna wizyta u rodziny.
CZYTASZ
Moje zjechane życie
HumorTytuł nic dodać nic ująć, po prostu historie z mojego życia i trochę snów.