3. Ponowne spotkanie

5.8K 212 16
                                    

 

Środa... mój ulubiony dzień tygodnia. Zawsze w ten właśnie dzień, po pracy biegłam na zajęcia z rysunku w Centrum Kultury, które znajdowało się w samym środku miasta. Malowniczy budynek ze starej cegły, z wygiętymi w łuk oknami i podwójnymi drzwiami idealnie wpasowywał się w nakreślone na zajęciach ramy sztuki. Te lekcje to jedna z nielicznych rzeczy w moim życiu, które ostatnio sprawiały mi tak wielką frajdę, powodując stan błogości umysłu. Szkicowaliśmy. Malowaliśmy. Uczyliśmy się odpowiedniego dobierania barw i gry światłem, co w brew pozorom nie było takie proste, jak dotychczas myślałam. Nie uważałam, żebym była w tym kierunku jakoś wybitnie uzdolniona. Nigdy nie zostałabym sławną artystką pokroju Pabla Picasso czy Leonarda da Vinci, ale sam fakt że realizowałam swoje pasje i próbowałam otworzyć się na nowe horyzonty, sprawiał, że w moim sercu robiło się cieplej, a twarz emanowała promiennym blaskiem.

Wstałam wcześnie rano. Zjadłam obfite śniadanie. Wskoczyłam w swoje czarne, dopasowane ubranie do baru. Uczesałam kasztanowe włosy opadające lekko za ramiona w kucyk, które po randce z poduszką uciekały w każdym możliwym kierunku. Wykonałam też delikatny, choć ładnie podkreślający oczy makijaż w stylu smoky eyes. Spojrzałam w lustro i aż sama do siebie westchnęłam z aprobatą. Wyglądałam całkiem znośnie, a po dziewczynie z podkrążonymi wiecznie od płaczu oczami nie było już śladu. Uśmiechnęłam się, białym równym rzędem zębów, z którego byłam dumna, a który zawsze dodawał mi kobiecości i zadziorności, szczególnie w towarzystwie czerwonej, mocnej szminki, którą często malowałam usta na imprezy. W końcu czas był zrozumieć, że życie nie było idealne i że mimo przeciwności trzeba było iść naprzód. Porzucić smutek, zabliźnić rany po nieudanym związku i cieszyć się z tego co miałam, tu i teraz. Miałam pracę. Miałam moje ukochane zajęcia rysunku. Wszystko wskazywało na to, że za moment miałyśmy wyjść na finansową prostą. No i miałam ją... moją wspaniałą, szarooką, blond przyjaciółkę, która choć twardo stąpała po ziemi analizując każdy postawiony krok, czasami zaskakiwała mnie wręcz przeciwstawnym zachowaniem, postrzelonej i szalonej nastolatki, którymi już dawno nie byłyśmy. Wprost uwielbiałam jej złożony charakter i niedoścignioną osobowość.

– Sara szybciej, bo nie zdążymy na autobus! – krzyknęła Majka, wyprowadzając mnie z transu i łapiąc za rękę pociągnęła nagłym ruchem w kierunku drzwi. – Szybciej! Zaraz odjedzie! – Wrzeszczała spanikowana.

Choć przystanek był tuż pod naszym blokiem, dosłownie o kilka metrów, wbiegłyśmy do autobusu w ostatniej chwili, zdyszane niczym maratończyk kończący swój bieg.

– Zdążyłyśmy... – powiedziałam z uśmiechem, zajmując miejsce koło swojej przyjaciółki, która usadowiła się tuż przy oknie.

– Zabrałaś wszystko? Masz szkicownik na dzisiejsze zajęcia? – zapytała, rozglądając się wokół mnie.

– Niech to szlag! – warknęłam sama do siebie. – Został w przedpokoju, na szafce koło lustra... ale spokojnie, zdążę wrócić po pracy do mieszkania. To w końcu tylko sześć przystanków, a stamtąd to już rzut beretem. – uspokoiłam współlokatorkę i zadowolona szeptem dodałam: – Nic nie popsuje mi tego dnia.

***

Praca przebiegała nadzwyczaj lekko, mimo mojego nadwyrężonego nadgarstka, który został namacalną pamiątką po wczorajszym, niezbyt przyjemnym incydencie. Goście dopisali. Byli wyjątkowo mili i uprzejmi. Może to przez mój radosny nastrój, lub po prostu ten słoneczny dzień na wszystkich tak wpływał, ale w całym wręcz lokalu było słychać swawolne rozmowy, szczere, nieskrępowane śmiechy i żarty. Aż chciało się w takim klimacie pracować, choćby do rana. Drzwi się nie zamykały. Wciąż ktoś wchodził, to wychodził i tak w kółko.

Lazurowe Spojrzenie -ZAKOŃCZONA (Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz