40. Pół człowiek, pół zwierzę

2.2K 72 5
                                    

Siedziałam jak na szpilkach. Wierciłam się i rozglądałam niepewna wyboru swojego tematu, a tym bardziej swoich umiejętności. Pracowałam nad tym, przy każdej wolnej chwili, zaniedbując czasami mojego nad wyraz wyrozumiałego faceta. Kiedy opuszczała mnie wena, wyładowywałam się na sali treningowej, nie mogąc skupiać się nawet na naukach Karola z samoobrony. Po prostu widząc, że mówił do mnie, jakby rzucał grochem o ścianę, pozwalał mi się po prostu wyładowywać, poprzez ćwiczenia i sparingi, które pozwalały na rozładowanie moich negatywnych emocji. Również teraz przydałoby mi się tak po prostu wyżyć na worku treningowym, lub po prostu wyładować swoje frustracje chociażby wylewając je z siebie poprzez rozmowę.

Sławek wiecznie był na dyżurach, a jak już miał czas wolny to był padnięty jak mucha. Cieszył mnie za to fakt, że jego relacja z Zośką ze szpitala układała się wręcz wzorowo i wciąż się rozwijała. Często widywali się na wspólnych zmianach więc mieli nieco więcej czasu na rozmowy niż my poza szpitalem.

Tymon, wziął sobie ostro do serca moje słowa odnośnie randki z Klarą, bo już po kilku dniach od tej sugestii stali się wręcz nierozłączni, jakby dopiero co się poznali i nie mogli nacieszyć się swoim towarzystwem. Szczerze im kibicowałam, bo byli dla siebie wręcz stworzeni. Już prędzej akceptowali swoje wady i zalety a dogadywali się jakby nie potrzebowali do wzajemnej komunikacji słów. Cieszyłam się ich szczęściem, choć czasem brakowało mi ich uwagi i towarzystwa nie tylko na zajęciach z rysunku, ale też poza budynkiem Centrum Kultury.

Z Majką również nie było już jak dawniej. W końcu czego mogłam się spodziewać... Mieszkała teraz pod miastem z miłością swojego życia. Pracowali razem w tym samym budynku i w tych samych ramach czasowych, przez co ciężko było pogodzić nasze rozbieżne grafiki z możliwością spotkania się. Dziękowałam chociaż za to, że miałyśmy ze sobą stały telefoniczny kontakt, co nie sprawiło mi stu procentowej satysfakcji. Wciąż brakowało mi jej obecności, jej wsparcia i przyjaznego ramienia, na którym mogłam się wypłakać. Spotykanie się raz na dwa tygodnie wręcz zabijało mnie od środka. Tworzyło w moim wnętrzu coraz większą pustkę, którą wypełniać starał się mój mężczyzna.

Wiktor był niesamowity. Wspierał mnie na każdym kroku. Kiedy było trzeba pozwalał mi krzyczeć. Kiedy tego potrzebowałam użyczał mi swojego ramienia do płaczu. Kiedy nie chciałam mówić, milczeliśmy wspólnie. Rozumiał mnie jak nikt inny, ale czuł też że brak mi przyjaciółki, którą codziennie miałam przy sobie. Wdrożyłam w życie też plan korzystania z klucza do mieszkania mojego mężczyzny. Oczywiście za każdym razem uprzedzałam go, że chciałam przyjechać, aby nie zastać pustej kawalerki. Powoli przestało mi przeszkadzać, że wchodziłam w jego progi jak do siebie, co na początku wydawało mi się wręcz niemożliwe do przeskoczenia. Teraz część nocy spędzaliśmy albo u mnie albo u niego, przez co część ciuchów na zmianę i dodatkowe przybory toaletowe zostawały w jego mieszkaniu.

Starałam się myśleć teraz o wszystkim i o niczym, nie chcąc skupiać swojej uwagi na rozległej sali z rozstawionymi sztalugami dla naszych skończonych już prac, które wkrótce miały zostać ocenione przez komisję z Galerii Sztuki. Na dzisiejszych zajęciach nie rysowaliśmy, nie malowaliśmy, nie uczyliśmy się żadnych nowych technik ze świata artystycznego. Dzisiejsze, krótsze niż zawsze lekcje były skupione wyłącznie na ocenie nauczyciela naszych prac. Krzesło wręcz zaczęło palić mnie żywym ogniem w cztery litery, kiedy niski głos nauczyciela przywołał mnie do siebie. Podeszłam do niego, jakbym szła na szafot, przerażona i zaniepokojona tym, co zaraz mogłam usłyszeć.

Wyciągnęłam swoje płótno i ostrożnie położyłam na pustej sztaludze, która była przeznaczona tylko i wyłącznie dla mnie. Odeszłam kawałek od obrazu, pozwalając panu Batyckiemu na wyrażenie swojej nieprzeniknionej krytyki i stanęłam tuż przed resztą jego studentów. Słyszałam za sobą ciche szepty, których słów nie mogłam wyłapać w całości. Nie wiedziałam czy to pozytywne czy negatywne opinie, jednak ich siła z minuty na minutę nasilała się wypełniając ciszę starego pomieszczenia. Nauczyciel z zaciekawieniem przyglądał się mojej pracy, od czasu do czasu poprawiając swoje duże okulary. Miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam czy to dobrze czy źle, że nadal milczy i przygląda się każdemu, nawet najmniejszemu pociągnięciu pędzla. Moje myśli były dzisiaj tak chaotyczne, że nawet nie skupiłam się na jego ocenie poprzednich prac studentów. Chciałam mieć to już za sobą, ale atmosfera stawała się dla mnie tak gęsta, że wręcz można byłoby ją ciąć nożem jak masło.

Lazurowe Spojrzenie -ZAKOŃCZONA (Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz