Rozdział 7 - U podstaw.

846 84 33
                                    

Oparła się o parapet, delikatnie przymykając oczy. Była piękna, pogoda, a słońce świeciło tak mocno, że marnotrawstwem byłoby nie wykorzystać okazji na otoczenie się jego ciepłymi promieniami w celu poprawy sektora quirku polegającego nad ich kontrolą.

Tego typu treningu Cementos jej nie zabronił.

Cała sytuacja, w której się znalazła była dla niej niesamowicie stresująca. Nie dość, że znajdowała się w gabinecie dyrektora najbardziej prestiżowej akademii dla bohaterów w kraju, to jeszcze musiała czekać na przybycie „kogoś ważnego w tamtej dyskusji".

- Przepraszam za spóźnienie.

Mocno zacisnęła dłoń na zielonej spódnicy od mundurka. Choć już wcześniej przeczuwała, kto mógłby być tamtym istotnym gościem, wypierała to przypuszczenie ze strachu, że mogłoby okazać się prawdą.

- Nic się nie stało. Na pewno jest pan zapracowany - dyrektor Nezu jak zwykle wykazywał się bezgraniczną uprzejmością. - Proszę usiąść, panie Hamilton.

Lily cała się spięła, gdy poczuła jak kanapa obok niej ugina się pod ciężarem ojca.

- Zawsze znajdę czas dla swojej córki - odpowiedział głębokim, pozbawionym emocji głosem.

Białogłowa nie mogła powstrzymać prychnięcia, gdy usłyszała tak oczywiste kłamstwo z ust, które wypluwały półprawdy jak karabin maszynowy. Bohater numer dwanaście zwany jej ojcem był nadopiekuńczym draniem, ale tak naprawdę nigdy nie spędzał z nią czasu. Nigdy jej nie trenował, nie wychowywał ani nawet nie pomagał jej w lekcjach. W żaden sposób nie wykazał się jako ojciec. Pieniądze robiły wszystko za niego.

Długie, czarne włosy zafalowały na delikatnym wietrzyku gdy zimnym wzrokiem szkarłatnych tęczówek spojrzał w stronę córki, która nie zaszczyciła go ani gramem uwagi.

- W jakim celu mnie tu wezwano? - bohater postanowił zignorować nieuprzejme zachowanie dziecka i spoglądając na obecnych w pomieszczeniu nauczycieli zdecydował się szybko przejść do rzeczy.

Od Feliksa Hamiltona wręcz biła aura mroku i zimna. Zupełnie jakby nie był człowiekiem, a jakimś zesłanym na Ziemię, zdolnym do rozrodu robotem. Wyglądał jakby nic nie było w stanie go ruszyć, a niesamowita moc, którą można było od niego wyczuć tylko wzmagała poczucie strachu i niepokoju.

Jednak Lily nie potrafiła czuć do niego ani szacunku, ani postrachu. Jedynym, czym go darzyła, była pogarda.

- Chodzi o quirk pańskiej córki - odpowiedział Nezu - Czy wiedział pan, że Liliac prowadzi badania mające na celu zrozumienie jego istoty?

Dziewczyna skrzywiła się, słysząc swoje pełne imię.

- Czy nie jest to jeden z powodów edukacji w U.A? - zapytał Hamitlon z powagą, jednak w jego głosie usłyszeć się dało mikroskopijną dozę niepokoju.

Dyrektor uśmiechnął się delikatnie.

- To nie tego typu badania. Liliac mówiła, że prowadziła je w laboratorium inżynierii genetycznej.

Bohater zdawał się być niewzruszony, a Lily przeszło przez myśl, że strach, który usłyszała w jego głosie musiał być udawany. W końcu odkąd pamiętała jej ojciec używał wielu sztuczek manipulacyjnych.

- Moi ludzie donieśli mi, że Liliac tam chodzi - odpowiedział Hamitlon.

- Czy donieśli w jakim celu? - dopytał Nezu.

- Nie posiadają takich informacji.

Dyrektor skinął głową.

- Liliac podczas badań doszła do bardzo wielu wniosków, które pomogły jej zrozumieć czym jest jej moc. Mało tego, na ostatnim treningu była w stanie użyć tych badań w praktyce - wyjaśnił serdecznie.

Skradziony kwiat - Bakugo x OC [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz