Harry Potter?

7.6K 292 21
                                    

Hermiona Granger - dziewczyna o włosach związanych w luźną kitkę i z ołówkiem wetkniętym za ucho - podniosła ze stołu kolejną kartę pacjenta, którą zostawił jej recepcjonista.

- Oddzwonię do niego, mamo - powiedziała, obdarzając uśmiechem zabieganą matkę, która właśnie przemyciła do gabinetu filiżankę herbaty. Jej rodzice byli dentystami i dziewczyna często spędzała wakacje pomagając im w pracy. Aktualnie uczęszczała na uniwersytet, była świeżą mężatką, lecz - z racji, iż znowu były wakacje - rodzice zaproponowali dziewczynie pracę na pełen etat, dopóki zaczną się zajęcia na uczelni. Czasami Hermiona naprawdę pragnęła, by matka i ojciec mieli więcej wolnego czasu. Magia to umożliwiała, jednak nawet ona została jej odebrana, odkąd Ministerstwo upadło i nowe prawo dotyczące Mugolaków weszło w życie.

Dziewczyna zacisnęła usta na tę nieprzyjemną myśl i obecny stan czarodziejskiego świata. Powstrzymując więc łzy, które zawsze pojawiały się w jej oczach na myśl o wspomnieniu dawnej rzeczywistości, otworzyła drzwi do poczekalni. Znajdowało się tam troje ludzi; każde z nich natychmiast podniosło głowę z nadzieją w oczach, gdy obrzuciła wzrokiem trzymaną w dłoniach kartę. Chwilę wpatrywała się w nadrukowane na niej nazwisko, po czym podniosła wzrok, gorączkowo skanując twarze wpatrujące się w jej własną.

- Harry Potter?

Mężczyzna siedzący w kącie podniósł wzrok i spojrzał na nią z ulgą. Miał rozczochrane, ciemne włosy i żywe, zielone oczy schowane za okrągłymi szkłami okularów. Stanie na nogach przychodziło mu z pewną trudnością, chwycił więc metalową laskę opartą o obręcz krzesła. Wspierając się na niej, skierował się prosto do drzwi. Hermiona utkwiła wzrok w jego twarzy, a gdy napotkała jego spojrzenie, nie potrafiła powstrzymać się od zerknięcia na bliznę w kształcie błyskawicy widniejącą na zmarszczonym czole. Prędko odwróciła wzrok, utkwiwszy go ponownie w karcie. Jednak od tej pory, jej serce biło przyspieszonym rytmem.

- Proszę za mną. - Cofnęła się nieznacznie, gdy chłopak skierował się w głąb pomieszczenia, po czym zaprowadziła go do sali, w której technik już czekał, by zrobić pacjentowi prześwietlenie.

- Który to ząb? - spytała Jackie, a Hermiona oparła się o ścianę próbując zebrać własne myśli.

Harry Potter nie mógł tutaj przyjść. To niemożliwe, by pojawił się w klinice jej rodziców. Harry'ego Pottera nigdzie nie mogło być. Harry Potter był martwy, zginął jako dziecko w wypadku na promie, który pochłonął także jego ciotkę i wuja, oraz kuzyna. Wszyscy o tym wiedzieli. Gdyby nie jego śmierć, uczęszczałby do Hogwartu z jej rocznikiem. Do tej pory pamiętała, jak dyrektor zwrócił się do uczniów podczas uczty powitalnej, przekazując tę straszliwą wiadomość - Chłopiec, Który Przeżył był martwy.

Ale jednak nie do końca, prawda? Nie mogło być dwóch Harrych Potterów w tym samym wieku, mieszkających w Londynie, z blizną w kształcie błyskawicy na czole. Dziewczyna odsunęła się od ściany, gdy zauważyła spieszącą korytarzem matkę.

- Zobaczmy. - Powiedziała pani Granger. Po chwili milczenia dodała: - Cóż, to ząb mądrości. Tak naprawdę nie jest panu potrzebny, poza tym, niezwykle ciężko uchronić go przed ubytkami. Mogę go wyrwać nawet dziś, jednak będzie pan musiał umówić się z chirurgiem, by zajął się pozostałymi. Ma pan też zalążki próchnicy na zębach trzonowych, tuż obok.

Hermiona wślizgnęła się do pomieszczenia po tym, jak jej matka podała pacjentowi Novocain, zostawiając go na chwilę, by znieczulenie zaczęło działać. Przez chwilę stała w drzwiach, spoglądając na młodego mężczyznę. Harry Potter leżał na fotelu z zamkniętymi oczami. Oddychał głęboko, trzymając się za jeden z policzków.

- Wybacz mugolską technologię - powiedziała łagodnie Hermiona, nie ruszając się z miejsca.

- Słucham? - Mężczyzna otworzył oczy i zmarszczył czoło.

- Mugolską technologię - powtórzyła, uważnie go obserwując. Jednak zdawało się, że ten w ogóle nie rozpoznawał słowa i w żaden sposób nie wprowadzało go ono w zakłopotanie.

- Mugolską? - spytał, nie przestając się marszczyć. - Chyba nie rozumiem.

- Och. - W glosie dziewczyny dało się wyczuć lekkie rozczarowanie. - Przepraszam, to nieważne. Chyba wzięłam cię za kogoś innego - dodała szybko. - Współczuję sytuacji z zębem, sama miałam usuwane zęby mądrości, jakieś dwa lata temu.

- Ach. - Chłopak spróbował się uśmiechnąć. - Moja ciotka bała się dentystów, więc nigdy mnie do nich nie zabierała. Gdy zacząłem samodzielne życie, starałem się nadrobić zaległości, ale ten ząb zupełnie mnie zaskoczył. - Jego głos przypominał mamrotanie - Novocain zaczynał przynosić spodziewane efekty - nadal jednak był przyjazny i całkiem zrelaksowany. Podobało jej się, iż brzmiał na tak pewnego siebie, pomimo ogromnego bólu, który przecież musiał odczuwać.

- Dorastałeś z ciotką?

Chłopak odwrócił wzrok, ale gdy odpowiadał, utkwił go we własnych dłoniach.

- Moi rodzice umarli, gdy byłem dzieckiem. Ciotka z wujem mnie przygarnęli. - Podniósł nagle głowę. - Czy to bardzo boli? Wyrwanie zęba?

- Nie powinieneś niczego czuć, gdy znieczulenie zacznie w pełni działać. Moja mama jest najlepsza, naprawdę. Byłeś u niej już wcześniej?

- Doktor Granger to twoja mama?

Dziewczyna kiwnęła głową.

- A drugi doktor Granger to mój tata. Rodzinny interes.

- Ach. - Chciał obdarzyć ją uśmiechem, lecz tylko jedna strona twarzy go posłuchała. - Jestem tutaj po raz pierwszy. Wynająłem niedawno mieszkanie w okolicy. Po tym, jak odszedłem z RAF.

- Czy ciągle czuje pan ból, panie Potter? - odezwała się dentystka, wchodząc do pomieszczenia razem z Jackie. Hermiona pomachała do niego naprędce i opuściła gabinet.

Powoli wróciła do swojego biurka. Wprowadziła dane chłopaka do komputera, wpatrując się w ekran przez dłuższy czas. Jej serce znów szybciej zabiło. Data urodzenia - 31 lipiec, 1980. Narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca. Dziewczyna chwyciła notatnik i zanotowała jego adres i numer telefonu, po czym wyszła z systemu i opadła na fotel. Przygryzła dolną wargę - jak zawsze, gdy była zmartwiona lub zdenerwowana. Musiała jak najszybciej dostać się do Grimmauld Place. Nie znosiła tego starego domu, ani użerania się z Syriuszem, gdy Ron nie mógł jej towarzyszyć. Ale to... To było coś, o czym musiał usłyszeć sam przywódca Zakonu.

Żaden bohater - SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz