Misja

3.3K 224 18
                                    

- Nie wodzę go za nos, jak to ująłeś. - Severus Snape ponownie siedział za biurkiem w posępnej bibliotece Grimmauld Place 12. Hermionie tym razem towarzyszył jej mąż. Ron Weasley dopiero niedawno nauczył się spoglądać w oczy byłemu nauczycielowi eliksirów, jak na mężczyznę przystało. W wieku dwudziestu jeden lat w końcu zaczynał też jednego przypominać; przestał być przeraźliwie chudy jak nastolatek. Severus nie mógł nic na to poradzić, iż automatycznie porównywał go do chłopaka, którego poznał w kawiarni kilka dni wcześniej. Tak bardzo ze sobą kontrastowali. Jednak łączyła ich mądrość ukryta w spojrzeniu, ta sama, którą i on w sobie nosił.

- Nie możesz z marszu pokazać mugolowi czarodziejskich zdjęć - protestował Weasley.

- Mugolowi? - Brew Severusa poszybowała do góry, gdy opierał się w fotelu. - Zapewniam pana, panie Weasley, Harry Potter nie jest mugolem.

- Wiesz dobrze, o co mi chodzi.

- Czyżby? - Snape zerknął przelotnie na własne dłonie, spodziewając się z jego strony jakiegoś wybuchu. W końcu był dobry z prowokowania swoich ofiar. Tym razem, jednak, spodziewany wybuch nie nadszedł. Mężczyzna podniósł więc wzrok, odkrywając, iż Weasley wpatruje się mu prosto w oczy.

- Dorastał z mugolami. Nie ma pojęcia o istnieniu naszego świata. Czy zamierzasz mu to wszystko wyjaśnić, zanim wsadzisz mu w ręce album z ruszającymi się zdjęciami jego ojca?

- To bardzo miły młody człowiek - powiedziała Hermiona. Dopiero, gdy te słowa opuściły jej usta, zdała sobie sprawę, iż coś takiego mogłaby powiedzieć jej własna matka, gdyby przyprowadziła Harry'ego do domu przedstawiając go jako swego chłopaka.

- Jest niezwykle zrównoważony, mając na uwadze to, jak wyglądało jego dzieciństwo - odparł Snape. - Złożyłem jego ciotce krótką wizytę. Petunię Dursley było niezwykle trudno namierzyć, ktoś musiał poświęcić dużą ilość energii i pieniędzy, by przenieść całą jej rodzinę na Azory, gdy tylko Harry skończył osiemnaście lat.

- Byłeś na Azorach? - spytał Weasley, całkiem zdumiony.

- Jesteśmy czarodziejami, panie Weasley - odpowiedział Snape. - I nie, słońce nie jest mi straszne; nie jestem wampirem.

Hermiona próbowała powstrzymać śmiech.

- No nie wiem, ja się prawie nabrałem... - mruknął Ron.

- Doceniam twoją troskę - zaczął Severus, wcale nie brzmiąc na kogoś, kto w tej chwili doceniał cokolwiek - jednak oczekuję, iż zaufasz mi w tek kwestii. Musisz to zrobić. Plan się powiódł, a gdy pan Potter zostanie już wtajemniczony w nasz świat i poinformowany o jego spuściźnie, jestem przekonany, iż doceni towarzystwo przyjaciół we własnym wieku.

- Mam nadzieję, że się co do tego nie mylisz - powiedział Ron. - Nie dbam o to, co mówi Przepowiednia. Nie wyobrażam sobie, by ktoś, kto nigdy nie trzymał w dłoni różdżki pokonał Czarnego Pana.

- Ministerstwo nie może namierzyć cię tutaj, czemu po prostu nie powiesz jego imienia? - spytała Hermiona.

Snape obdarzył ją chłodnym spojrzeniem.

- Jeśli nabierzemy nieodpowiednich nawyków wypowiadając to imię w bezpiecznym miejscu, być może przejęzyczymy się i poza nim. Wierzę, iż zna pani konsekwencje, Granger.

Żaden bohater - SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz