Miał tylko chwilę, by rzucić zaklęcie stabilizujące na Blacka, nim zaczął przedzierać się przez nieprzytomnych Malfoya i Avery'ego, którzy leżeli rozłożeni na kuchennej podłodze za sprawą rzuconego w nich Stupefy. Blokowali mu przejście. Mężczyzna zignorował pozbawione życia ciało Lestrange, której otwarte oczy zdawały się wpatrywać w sufit, i pognał ku schodom, na piętro.
Nie pojmował jeszcze, jakim cudem to wszystko się wydarzyło, ale czuł w głębi serca, że Minerwa poległa. Żywił też wielką nadzieję, że Lupin na czas zdołał wydostać Harry'ego z domu. Słabe światło na piętrze wyprowadzało go z równowagi.
- Lupin!
Nie nadeszła żadna odpowiedź. W głowie mu zahuczało, a serce zdawało się wybijać nieregularny rytm. Czy to, co właśnie usłyszał mogło być pieśnią feniksa?
- Harry!
- Severusie! Nie podchodź!
Mężczyzna zatrzymał się przy poręczy, nieopodal świetlistej klatki utkanej z magii rzuconych przez nich zaklęć. W środku znajdował się Harry i... Voldemort.
Severus nie mógł podejść bliżej, ponieważ coś powstrzymywało go, gdy tylko spróbował to zrobić. Klatka składała się ze światła i energii; była trójwymiarową pajęczą siecią wypełniona dźwiękiem, którego Snape nie słyszał od tej okropnej nocy, kiedy opuszczał Hogwart. Nocy, w której umarł Albus Dumbledore.
- Severusie, byliśmy w błędzie. Stary Al także. - Głos Harry'ego przybierał na sile i niósł się echem w korytarzu. Snape niemal słyszał dudniącą w nim panikę, prawie czuł z jak wielką siłą Harry musi trzymać różdżkę w obu dłoniach i celować nią w swego wroga.
- Wytrzymaj, Harry. - Słyszenie strachu we własnym glosie było niecodziennym zjawiskiem dla mistrza eliksirów. Jego żołądek stał się ciężki, a on sam czuł się bezradny, uwięziony poza ścisłym polem walki, która zawsze należała do niego. Była jego wojną. A przynajmniej do czasu kiedy w ich życiu nie pojawił się Harry Potter. W jego życiu.
- Severusie! - To był Lupin, który leżał gdzieś pod ścianą.
- Zostań tam! Różdżka w gotowości!
- To nie był wąż, Severusie - krzyknął Harry chrapliwie, z desperacją dźwięczącą w głosie. Dławił się. - To nie był wąż. To był Neville.
I w jednej chwili Severus wszystko zrozumiał. Zbyt późno, o wiele za późno.
Longbottom. Szósty horkruks.
- Wytrzymaj, Harry! - Jego głos był niemal błagalny, gdy ponownie próbował przedrzeć się przez świetliste pręty i został odrzucony do tyłu, z powrotem w kierunku schodów.
- Severusie! - krzyknął Lupin. - Czy Syriusz...?
- Żyje - rzucił Snape. - Stabilny. Sprowadź pomoc, posiłki. Ruszaj!
Remus zniknął z głuchym trzaskiem i pojawił się tuż za nim, po drugiej stronie złotej klatki, po czym skierował wprost ku schodom i zbiegł na dół.
- Harry, już niedługo. Masz go. Bądź silny, skupiony. Skup się, Harry. - Severus starał się, by jego głos brzmiał spokojnie i nisko, co było trudnym zadaniem, gdyż mężczyzna wiedział, że wszystko może zakończyć się w jednej tylko chwili. Harry musiał sprostać ogromnej sile; jego ramiona drżały, a pot wprost płynął mu po twarzy strumieniami.
- Nie słuchaj go, Harry Potterze. Jest szpiegiem i zdrajcą. Czy kocha cię tak samo jak twoją matkę, Harry? Kocha? To bezwartościowe uczucie. Nie uchroniło jej przed śmiercią, nie uratowało też Albusa Dumbledore'a. I nie uratuje ciebie. - Voldemort bezlitośnie śmiał się mu w twarz.
I Harry prawie upadł. Severus... Czy Severus kochał jego matkę?
- Och, a więc zdrajca ci nie powiedział? Nie wspomniał jak wił się pod mymi stopami? Błagając, bym oszczędził jej życie? Próbując dobić ze mną targu?
- Harry! Nie słuchaj go! - Głos Severusa dosięgnął jego uszu i, nawet jeśli był przepełniony strachem, nawet jeśli słowa Voldemorta mogły kryć w sobie cień prawdy, Harry skupił się właśnie na Snape'ie.
- Neville nie żyje, Severusie - jęknął Harry. - Skoczył przed Remusa i trafiło go zaklęcie uśmiercające Voldemorta. On go zabił. Możemy to skończyć, możemy to wreszcie skończyć.
W następnej chwili Harry przedarł się wzrokiem przez złotą klatkę, przez sylwetkę Voldemorta, i utkwił spojrzenie w ciemnych oczach Severusa. A potem pchnął mocniej.
**
Harry mógł rozpoznać głos Severusa, nawet jeśli wszystkie dźwięki były zniekształcone. Rozumiał ich znaczenie i wiedział, że Snape go zrozumiał. Że Neville był horkruksem, nie wąż, jak myślał Dumbledore. To był Neville, którego Czarny Pan trzymał blisko przy sobie przez te wszystkie lata.
A gdy Neville zginął, jedyne kawałki duszy Voldemorta zostały uwięzione w tej dziwacznej, świetlistej klatce. I nie było z niej żadnej ucieczki, Harry doskonale to rozumiał. Severus nie był w stanie przedrzeć się do środka, więc on i Voldemort nie mogli się z niej wydostać, nie, kiedy ich różdżki łączył promień magii.
Cóż, Harry nigdzie się na razie nie wybierał, chyba że mógłby zabrać bezdusznego bydlaka ze sobą. Wszystko musiało być dograne co do minuty. Klątwa uśmiercająca miała najpierw trafić jego, a potem, gdy Harry polegnie, Snape musiał być gotów zabić Voldemorta. Chłopak wiedział, że Severus go wykończy. Że mógł na niego liczyć.
Pulsująca zielenią kula znajdował się teraz o wiele bliżej; prawie tak blisko jak kula wytworzona jego zaklęciem była blisko Voldemorta. To była kwestia zaledwie kilku cali. I Harry modlił się, by to wystarczyło, by zdołało rozproszyć Czarnego Pana i dać Severusowi czas, którego potrzebował, by skończyć z nim raz na zawsze.
- Zabij go - prosił, mając nadzieję, że mężczyzna go słyszy. - Zabij go, Severusie.
Harry przełknął. Jak mogła wyglądać śmierć? Czy jego dusza faktycznie zostanie przeniesiona do innego wymiaru? Jeszcze kilka tygodni temu wierzył, że poza światem, który sam doskonale znał, nie istniało nic innego.
Kilka tygodni temu. Zanim poszedł do dentysty, zanim spotkał Hermionę. Zanim dziewczyna przedstawiła mu Severusa.
Severus będzie żył, to go pocieszało.
Harry zamknął oczy. Poddał się.
Kula zieleni zetknęła się z czubkiem jego różdżki i eksplodowała jasnym światłem. Harry został uderzony zaklęciem jako pierwszy i opadł na ziemię, gdy Voldemort wydał z siebie suchy, pojedynczy rechot. Zdał sobie sprawę z powagi sytuacji dopiero, gdy zielone smugi pomknęły w jego kierunku, a złota klatka nadal czyniła z niego swego więźnia.
Voldemorta uderzyła setka świateł, ale tak naprawdę to pierwsze wystarczyło, by wszystko zakończyć. Czarny Pan zachwiał się i przewrócił do tyłu, przez świetliste pręty, które zaczynały rozwiewać się w nicość. Jego ciało runęło w stronę schodów i zjechało nimi aż na sam dół, obijając się o pojedyncze stopnie. W końcu, z obrzydliwym chrzęstem, zatrzymało się na parterze.
-----------
Został nam ostatni rozdział, jak będziecie chcieli to będę mogła go dzisiaj wstawić 😊😚
CZYTASZ
Żaden bohater - Snarry
FanfictionChłopiec, Który Przeżył umarł, nim poszedł do Hogwartu. Gdy odkryto jego obecność w mugolskim Londynie, wszystko ulega zmianie - dla Zakonu Feniksa, czarodziejskiego świata i, a może zwłaszcza, samego Severusa Snape'a.