wybór

2.4K 175 9
                                    

- W gabinecie dentystycznym twoich rodziców? Poważnie?

- Mama jest chirurgiem szczękowym - odparła Hermiona. - Gabinet jest odpowiednio wyposażony i przygotowany do przeprowadzenia operacji, jak i podania ci znieczulenia. Oczywiście wszystko będzie się musiało odbyć po godzinach pracy. Powiedzmy, w sobotę rano. Co ty na to?

Harry rozejrzał się ostrożnie po kawiarni, po czym na powrót utkwił wzrok w dziewczynie.

- Powiedzmy?

- Cóż, to zależy od Anne, prawda? - Hermiona trąciła lekko kubkiem jego wyciągniętą dłoń, więc chłopak sięgnął po naczynie, wzdychając, i upił łyk napoju. Gdy je odstawił, zaczął się bawić porcelanowym uszkiem.

- Anne jest mugolką, ale wyszła za mąż za czarodzieja, więc wie wszystko o magii. - Chłopak starał się ukryć swoje niezadowolenie; nie podobało mu się, że kobieta niemagicznego pochodzenia wiedziała więcej o magii od niego. Nie było to winą dr Jordan. Jeżeli Harry miał kogokolwiek obwiniać za taki stan rzeczy, winiłby starego Ala.

Stary Al. Nieważne, czego się o nim dowiedział, na ustach Harry'ego, za każdym razem, gdy pomyślał o starcu - dyrektorze Hogwartu - gościł słodko-gorzki uśmiech.

- Jak już mówiłam, spotkałam się z nią razem z bratem Rona, Billem, który był z nią na roku. Mam na myśli Hogwart, oczywiście. Powiedzieliśmy jej, że członek Zakonu potrzebuje tej operacji, i że bardzo pomoże to sprawie. Wiesz, ją ta wojna dotknęło osobiście, więc zgodziła się zrobić praktycznie wszystko, by nam pomóc.

- Ale nie wie, że mowa o mnie, tak? - spytał. Zaakceptował już nieco fakt, że bycie Harrym Potterem było niemal świętością dla tych ludzi. - Czy będzie na dzisiejszym spotkaniu? Chciałbym ją poznać.

Na te słowa uśmiech zniknął z twarzy przyjaciółki.

- Harry - powiedziała, przysuwając bliżej krzesło i rozglądając się po kawiarni. Nie było z nimi Rona, który mógłby rzucić Muffliato, więc dziewczyna musiała czuć się odsłonięta. Pochyliła się tak blisko, że niemal stykali się czołami, po czym odezwała się niezwykle miękkim głosem: - Harry, dzisiejsze spotkanie jest tylko dla członków Zakonu. Dla ludzi, którzy złożyli przysięgę. Nie jestem pewna, czy... Cóż, wiem, że w pełni nie doceniasz... - zamilkła. Chłopak zmarszczył czoło i chwycił jej kruchą dłoń, po czym ścisnął ją lekko. Nieczęsto widywał dziewczynę tak poruszoną.

- Nie, Hermiono. Myślę, że rozumiem. Po prostu nie znam tych ludzi. - Zwiększył uścisk swej dłoni.

- Harry - wyszeptała. - Wiele ludzi zginęło, prawie każdy członek Zakonu stracił kogoś bliskiego. Nauczyliśmy się podejrzliwości, tego, by nikomu nie ufać - ściszyła głos jeszcze bardziej. - Sam fakt, że Severus tak ryzykuje... Och, Harry...

Łzy? Czy w jej oczach nagle zalśniły prawdziwe łzy?

- To z powodu tej Przepowiedni - odparł szybko. - Tylko dlatego.

Dziewczyna wyswobodziła dłoń i zamknęła go w lekkim uścisku.

- Dziękuję, Harry. Że nie uciekłeś, choć to wszystko jest tak niewyobrażalne. - Chłopak odchylił się lekko, więc Hermiona po prostu oparła dłonie o jego ramiona. - Ze mną było tak samo, te jedenaście lat temu, gdy dostałam swój list.

Żaden bohater - SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz