II

2K 72 334
                                    

Kiedy Louis obudził się dokładnie o szóstej rano, Harry już siedział na parapecie okiennym, paląc papierosa. Upewniał się, żeby wydmuchiwać dym raczej na zewnątrz niż do pokoju, tak jak zawsze robił, kiedy Louis spał. Wyglądał całkiem komfortowo i słodko cały owinięty w swoje koce, wciąż nagi przez przyjemne akty kilka godzin temu.

Devils od Say Hi grało i nienawidził tego, jak cicho ustawiony był dźwięk, kiedy lubił słuchać swojej muzyki tak głośno, jak tylko się dało. Zignorował to, kiedy spostrzegł Louisa patrzącego na niego, wciąż ze śpiącymi oczami i leniwym uśmiechem na ustach. Harry dopalił papierosa i wstał, powoli podchodząc do łóżka, gdzie Louis już siedział. Pocierał swoje oczy i ziewał, i wyglądałby zupełnie niewinnie, gdyby malinki nie dekorowały jego gładkiej skóry.

— Która jest godzina? — zapytał, próbując wyjrzeć przez okno, by sprawdzić, czy wciąż było ciemno.

— Szósta — ziewnął Harry, mając ochotę się roześmiać, kiedy oczy Louisa się rozszerzyły. — Luz! Msza jest dopiero o dziewiątej — powiedział, przewracając oczami.

— Muszę iść do domu — powiedział Louis. — Tata mnie sprawdza — wymamrotał, a jego policzki zapłonęły głębokim odcieniem czerwieni, kiedy usłyszał śmiech Harry'ego.

— Aww, tatuś się martwi — dokuczył mu. — Upewnij się, że ich nie zobaczy, może dostać zawału. Mam na myśli, kilka godzin temu mieliśmy niezły maraton.

— Zamknij się do kurwy, Harry. — Louis rzucił w niego poduszką. — Nie dostanie zawału, połamie twoje patyczakowate nogi.

— Na swoją obronę mam to, że to ty byłeś tym, który wlazł do mnie przez okno. — Harry wstał i poszedł do łazienki, zatrzymując się w progu. — Zamknij je za sobą swoją drogą. — Posłał Louisowi całuska, zanim zatrzasnął za sobą drzwi.

Louis zacisnął szczękę i wstał, żeby założyć swoje ubrania z powrotem, upewniając się, że naprawdę skotłuje pościel Harry'ego. Kiedy był już ubrany, chwycił prezerwatywę, której użył wczoraj Harry, używając palca wskazującego i malutkiego, usiłując się nie porzygać, kiedy umieszczał ją pod poduszką Harry'ego. Wiedział, że to było małostkowe, ale cholernie o to nie dbał. Harry nie powinien go tak traktować i nienawidził tego, że nie miał odwagi, by mu coś powiedzieć.

Kiedy był z powrotem w swoim pokoju, upewniając się oczywiście, że zostawił za sobą szeroko otwarte okno Harry'ego, a swoje zamknięte i do tego także zasłonięte zasłonami, poszedł pod prysznic przed powrotem do łóżka. Ból przeszywał go dokładnie przez tyłek, ale zignorował to, mając wiele innych rzeczy do martwienia się o nie. Rzeczy jak upewnianie się, że nie będzie później chodził jak pingwin, czując ten znajomy ból. Już mógł wyobrazić sobie głupi uśmieszek Harry'ego, kiedy zobaczyłby Louisa wchodzącego tak do kościoła. Louis modlił się, by Harry miał w sobie na tyle przyzwoitości, by nie gapić się rażąco na jego tyłek tuż pod nosem tony chrześcijan.

Kiedy skończył się myć, chwycił czystą piżamę i założył ją na siebie po tym, jak osuszył swoje ciało. Poszedł prosto do łóżka i natychmiast zasnął, myśląc o symulowaniu choroby tylko po to, by uniknąć kościoła. Jego plany zostały zrujnowane, kiedy ledwo co zasnął, a jego tata już go budził. Spanikował przez sekundę, zanim zorientował się, że ma na sobie bluzkę z długimi rękawami i jego tata nie mógł zobaczyć ani jego ramion, ani szyi.

— Synu, pora wstawać. — John przebiegł palcami przez włosy Louisa. — No dalej, Evelyn i Harry już czekają na dole.

— Harry?! — Louis wstał, prawie uderzając swoją głową o tę ojca.

John uśmiechnął się kącikiem ust.

— Dokładnie. Na czas i ubrany odpowiednio na spotkanie z Panem, cierpliwie czekający na Niego, by oczyścił jego duszę przez żałowanie za wszystkie swoje grzechy.

I Just Wanna Keep Calling Your Name (Until You Come Back Home) - Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz