37. OSTATNI SPACER

262 34 4
                                    

WARSZAWA

RAFAŁ

- Rafał, podrzuciłbyś mnie po drodze do domu? – dopytuje Artur, gdy w poniedziałkowe popołudnie wychodzimy z pracy.

- Spoko, jeśli ci się nie spieszy za bardzo, bo muszę podjechać do domu Winnickich.

- Po co?

- Co tygodniowy przegląd pomieszczeń – śmieję się. – A potem muszę zdać raport Adamowi. Wiesz, zbliża się zima i boi się, żeby przypadkiem nie poszła żadna rura albo ogrzewanie. To jak? Jedziesz? Czy wracasz taksówką?

- Jadę i tak nie mam nic ciekawego do roboty w domu – odpowiada, po czym zajmujemy miejsca w pojeździe.

Pół godziny później parkujemy pod domem Gośki i Adama. Wychodzimy z auta, kierując się do drzwi. Wyciągam klucze z kieszeni i wkładam do zamka. Próbuję je przekręcić, ale nic z tego.

- Co jest? – pytam, marszcząc brwi.

Robię wielkie oczy, kiedy naciskam klamkę, a drzwi ustępują.

- Zamknąłeś je, gdy ostatni raz tutaj byłeś? – dopytuje Artur.

- No bank – odpowiadam, przenosząc na niego wzrok.

Wchodzimy po cichu do środka i już na wejściu w nasze nozdrza uderza smród alkoholu, więc zasłaniamy nosy dłońmi.

- Tu śmierdzi, jak w gorzelni – mówi cicho Artur. – Jakieś menele się włamały, czy co? – pyta, a ja wzruszam ramionami. Zapalam lampkę stojącą na komodzie w korytarzu i przechodzimy dalej.

- Zostaw drzwi otwarte, bo się zaraz porzygam – mówi brunet. - Kurwa, Rafał – szepcze nagle, zatrzymując się.

- Co jest? – pytam zdezorientowany.

- Tam ktoś leży – mówi, kiwając w stronę salonu. – Czyjaś ręka wystaje zza kanapy – spoglądam na podłogę. Zamieram, gdy widzę to, co wcześniej zauważył Artur.

- Co robimy? – zwracam się do kumpla, na co ten wzrusza ramionami. – Dobra, chodź. Podejdziemy tam razem – dodaję, po czym ruszamy przed siebie.

Staję jak wryty, gdy zauważam leżącą na podłodze Gośkę, a dookoła niej pełno butelek po wódce, piwach i winach. Patrzymy na siebie z Arturem, po czym w końcu pochylam się nad kompletnie pijaną przyjaciółką.

- Gosia? – potrząsam ją za ramię, ale ona nie reaguje. – Gosia! – powtarzam głośniej jej imię, mocniej ją szturchając i w tym momencie minimalnie się porusza.

- Zaniosę ją do sypialni na łóżko – mówi Artur, na co przytakuję.

Kiedy brunet bierze ją na ręce, ja w tym czasie uruchamiam podnoszenie rolet i otwieram okna, żeby przewietrzyć pomieszczenie. Biorę worek na śmieci i zaczynam zbierać wszystkie butelki, leżące na podłodze oraz paczki po zupkach chińskich, które walają się w kuchni. Cały czas zastanawiam się, co się stało, że ona przyjechała do Warszawy, nie dając o tym znać i na dodatek upija się do nieprzytomności? Jak długo już tu jest? Czy Adam wie, że ona tu jest? Jeśli tak, to dlaczego nie zadzwonił i nie powiedział mi o tym? Nie poprosił, żebym się nią zaopiekował?

- Nad czym tak się głowisz? – wyrywa mnie z zamyślenia Artur.

- Nad tym, co przed chwilą zobaczyłem – mówię, głęboko wzdychając.

Wkładam do worka ostatnie śmieci, po czym odkładam go pod szafką w kuchni. Odsuwam krzesło od wyspy, a następnie siadam na nim. Brunet zajmuje miejsce naprzeciwko.

Druga szansa [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz