-37-

744 68 99
                                    

JUNHUI

Jako bardzo dojrzała dorosła osoba postanowiłem ukarać Wonwoo milczeniem za jego zdradę. Podczas treningu całkowicie unikałem jego spojrzenia, a gdy próbował do mnie zagadać w drodze powrotnej, udałem, że wcale go nie słyszę i zacząłem gadać jakieś pierdoły Joshule. Za złe decyzje ponosi się zasłużone konsekwencje, tak to już działa.

Dzięki temu, że verkwany były już u nas oficjalne, Seungkwana często nie było w pokoju. Chan też ostatnio często szlajał się po dormie jak smród po gaciach, dzięki czemu mogłem przebywać w samotności. Zazwyczaj tego nie lubiłem, jednak ostatnio wolę jedynie swoje towarzystwo. Jakoś nie pociągało mnie niezręczne siedzenie w towarzystwie Minghao i tego zdrajcy Jeona, toteż tym razem również zatopiłem się w swoim osamotnieniu, dopóki ktoś bez pukania wtargnął do mojego azylu.

- Tylko ciebie mi jeszcze brakowało - mruknąłem pod nosem, gdy Mingyu ostrożnie zamykał drzwi. Jednak aż szerzej otworzyłem oczy, gdy usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza w zamku. - Wonwoo ci na mnie doniósł i teraz masz zamiar go pomścić? - zapytałem całkiem poważnie. To nie w jego stylu, ale kto tam wie. Ludzie się zmieniają. 

- A co zrobiłeś, że miałby mi na ciebie donieść? - początkowo czuć było w jego głosie podejrzliwość, jednak po chwili machnął dłonią i przysunął krzesło do mojego łóżka. Czuję się, jakby odwiedzał mnie w szpitalu. - Zresztą, nieważne. Przyszedłem spełnić mój przyjacielski obowiązek. Wonwoo gadał z Hao, to ja pogadam z tobą - oznajmił, opierając łokcie na udach.

- Wonwoo rozmawiał z Minghao? - spytałem, jednak Kim zdawał się to ignorować. Teraz wszystko nabierało sensu. Tylko ciekawe, co mu takiego nagadał.

- To nasza męska rozmowa, nie mieszajmy w nią osób trzecich - uciął brunet, przywdziewając minę profesjonalnego psychologa. - Hao to mój najlepszy przyjaciel i już nie mogę patrzeć na to, jak się męczy. I to nie jest jego wina, że się mu spodobałeś. Ty też nie jesteś niczemu winny. Po prostu tak się stało, miłość nie wybiera. Zwłaszcza miłość do przyjaciela. Myślisz, że ja chciałem się zakochać w Wonwoo? To znaczy, nie żeby coś, niczego teraz nie żałuję, ale to nie była żadna przemyślana decyzja. I Hao też nie zrobił tobie tego na złość - nigdy nie spodziewałem się usłyszeć takiego monologu z jego ust. 

- Wiem, wiem, że to nie jest jego wina - powiedziałem, spoglądając Mingyu prosto w oczy. Nie widziałem w nich żadnej złośliwości. Były przepełnione czymś w rodzaju troski, czego naprawdę nigdy bym się nie spodziewał. - Nawet go przeprosiłem za bawienie się w kotka i myszkę i powiedziałem mu jasno, że nie lubię go w ten sam sposób, w który on lubi mnie. Co mam innego zrobić? Byłem z nim szczery, a to chyba najważniejsze - czułem się bezsilny jak nigdy. - Ja naprawdę nie chcę go krzywdzić.

- Nikt nie może ci kazać się w nim zakochać, nic na siłę - stwierdził Kim, samemu robiąc bezradną minę. - I to naprawdę w porządku z twojej strony, że przedstawiłeś sprawę jasno, nie robiąc mu nadziei na nic większego. Wszystko może przyjść z czasem, ale na razie po prostu staraj się przywrócić wszystko do wcześniejszego stanu. On też potrzebuje czasu, by się pogodzić ze swoją porażką - nie wiem, czy to aby najlepsze słowo, ale niech mu będzie. - Trzymam za was kciuki w każdym razie. Nie ważne, jaką decyzję podejmiesz, masz we mnie całkowite wsparcie, chociaż myślę, że nam obojgu ciężko w to uwierzyć po tych wszystkich złośliwościach - zaśmiał się, na co ja sam mimowolnie uniosłem kąciki ust. 

- Wiesz, jakby coś, to ty też zawsze możesz się do mnie zwrócić o pomoc - powiedziałem, wstając z łóżka, by móc go jakoś niezgrabnie przytulić. I tak oboje staliśmy, obejmując się zupełnie bez zgrania.

ᴏɴʟʏ ᴛʀᴜᴇ ᴘᴀɪʀɪɴɢ ─ junhaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz