5. Liw, proszę cię.

222 14 10
                                    

Liwia

Wstając rano, czułam się dobrze, ale i też bez rewelacji. Nadal jest mi przykro, że nie zatańczę u boku Kamy, ale dzięki rozmowie z Auri, dotarło do mnie, że to też nie jest powód, by tak rozpaczać.

Domyślając się, że chłopaki zostali na noc, jeszcze przed wyjściem do łazienki, ubrałam się w normalne rzeczy, choć nieraz widzieli mnie w piżamie. Ale oczywiście zdążyłam zjeść śniadanie i pojechać z rodzicami i Lili na basen, jak chłopaki nadal odsypiają wczorajszą zabawę. Dopiero, gdy wróciliśmy, cała czwórka jadła śniadanie w jadalni.

Kiedy tylko weszłam do domu, wzrok Jeremiego od razu skupił się na mnie. Jestem zdziwiona, że nie kryje się z tym przed Alkiem, który w każdej chwili może zabronić mu kontaktów ze mną, a tego bym nie zniosła. Zależy mi na nim. Dlatego, jak nigdy zamierzam być rozsądniejsza i pomimo tańczących motyli w moim brzuchu, nie krzyżuję z nim tak często wzroku, jak oboje byśmy tego chcieli.

Na drugi dzień, już nie potrafiłam się przed nim bronić...

Jak tylko weszłam do szkoły, spotkałam go. Ewidentnie na mnie czekał, bo jak tylko mnie zobaczył, odbił się od ściany i podszedł do mnie.

  - Cześć. - pocałował mój policzek.
  - Cześć. Na mnie czekasz?
  - Owszem. - uśmiechnął się i spojrzał w dół. Muszę trochę dziwnie wyglądać w stabilizatorze i materiałowych tenisówkach, ale nic na to nie poradzę. - Jak kostka? - ruszyliśmy powoli pod moją salę.
  - Dziękuję, nie boli, ale nie jest też zbyt stabilna i muszę w tym chodzić. Na szczęście dzięki rehabilitacji, jeszcze tylko przez ten tydzień.
  - Rozumiem. Choć nie ukrywam, że jestem trochę zawiedziony.
  - Czemu?
  - Chciałem spotkać się z tobą po szkole, by odebrać te dwa całusy... - uśmiechnęłam się. - ...ale przez rehabilitacje, nie masz teraz czasu.
  - No nie...
  - Okay... poczekam, ale musisz wiedzieć, że od teraz, z każdym dniem zwłoki, ta liczba rośnie, więc wisisz mi już trzy. - zaśmiałam się.
  - Z tego co pamiętam, to ty miałeś się postarać.
  - I postarałbym, ale skoro nie masz dla mnie czasu...
  - To nie fair!
  - Nie fair? - mówi z udawanym oburzeniem. - To ja muszę na nie dłużej czekać.
  - Skąd ta pewność, że chcę ci je dać.
  - Po 1. Gdyby tak było, nie wysyłałabyś mi ich, a po 2... - zbliżył się jeszcze bardziej do mnie, przez co mogę poczuć jego delikatny zapach perfum. - ...ja już mam dość udawania, że nie ciągnie mnie do ciebie, a ty? - szepnął i odszedł ze słodkim uśmiechem na ustach, przyprawiając mnie, o szybsze bicie serca.

Jak się okazało, już stałam pod salą matematyczną, gdzie czeka większość mojej klasy, a z nimi Angela, która z rozbawieniem nam się przygląda.

  - Cześć, nasza kaleko. - śmieje się całując mój policzek. - Zanim zapytam, jak się czujesz, chcę wiedzieć, jak długo będziecie robić te podchody? - założyłam ręce pod biustem.
  - I kto to mówi?
  - Siemka, Liw. - nagle z nikąd pojawił się Kacper. - Dobrze cię widzieć.
  - Was... również? - dosłownie otwieram buzię widząc, w jaki sposób nasz kolega wita się z Angi. - Ale... jak to? Kiedy?
  - No sporo cię ominęło. - zaśmiała się będąc wtulona w swojego chłopaka? Wow. - Teraz wasza kolej. - wskazała ruchem głowy za mną, więc się odwróciłam i zobaczyłam Remiego, jak nadal mnie obserwuje, będąc wśród znajomych.

Kiedy mrugnął do mnie oczkiem przy wszystkich, nie wtrzymałam i totalnie speszona, odwróciłam się spowrotem do roześmianej pary.

Cholera... chcę z nim być, ale co na to Alek...

Na kolejnej przerwie, prawie każda dziewczyna z mojej klasy pytała, czy "złowiłam" gwiazdę piłki nożnej. Widać, nie jedna ma na niego chrapkę, bo jak odpowiadałam prawdę, to tak jakby, większość z nich trochę odetchnęła z ulgą, przez co zaczęłam robić się zazdrosna. Zaczęłam żałować, że przez rehabilitacje, nie mogę się z nim spotkać po szkole. A to wszystko przez Starskiego, którego niestety musiałam spotkać później.

Ich Życie: 2# LiwiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz