17. Proszę cię... powiedz coś.

215 13 13
                                    

Liwia

Kiedy w końcu się uspokoiłam, wyszłam z kabiny i przejrzałam się w lustrze. Mimo łez i tej paniki, którą tam przeżyłam, mój makijaż nadal jest nieskazitelny. Tylko załzawione oczy są dowodem na to, że płakałam. Poprawiałam swoje włosy i wyszłam z łazienki, by usiąść z powrotem przy stole.

Niestety z każdym krokiem czuję, jak robi mi się słabo. Idąc wolno korytarzem, który prowadzi na salę, muszę przetrzymywać się ściany, bo nogi mam niezbyt pewne. Gdy dotarłam na głośną salę, było jeszcze gorzej. Ciepło bijące od tańczących ludzi na parkiecie oraz zapach wymieszanych ze sobą mocnych perfum i potu sprawiają, że mam ochotę puścić pawia. Migoczące światła jeszcze bardziej zniekształcają już i tak niewyraźny obraz, a głośna muzyka próbuje się przebić przez piszczenie w uszach.

  - Liw? Wszystko w porządku? - chyba słyszę Jeremiego. Zaraz zemdleje, więc mam już gdzieś, czy to jego będę musiała poprosić o pomoc.
  - Nie. - chwytam go za marynarkę czując, że zaraz upadnę. - Słabo... mi. - Jeremi mocniej mnie chwycił w pasie i zaprowadził do miejsca, gdzie stoją skórzane kanapy z małymi stoliczkami, przy których można odpocząć od tego tłumu.
  - Usiądź. Możemy prosić, o szklankę wody? - pyta kelnera, który od razu po nią poszedł.

Przymknęłam oczy opierając głowę, o oparcie wygodnej kanapy i zaczęłam głęboko oddychać. Kelner pojawił się błyskawicznie mając ze sobą, nie tylko szklankę i wodę mineralną, ale i też papierowy wachlarz, za co byłam mu bardzo wdzięczna.

  - Gdybym mógł w czymś jeszcze pomóc, będę w pobliżu.
  - Dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko do niego, po czym wypiłam jednym duszkiem, napełnioną już przez Jeremiego szklankę wody.
  - Może powinienem zawołać twoich rodziców lub... - przerywam mu.
  - Nie. Wszystko jest w porządku. - wachluję się, co przynosi mi sporą ulgę. - Dzięki za pomoc. Możesz już iść.
  - Nie zostawię cię samej.
  - I co? Będziesz tu ze mną siedział, aż do końca?
  - Jeśli będzie trzeba.
  - Jeremi... nie mam ochoty na twoje towarzystwo. - wzdycham, a on nie odpowiedział.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, której tak potrzebowałam, dopóki on jej nie przerwał.

  - Pamiętasz, jak zapytałaś mnie, dlaczego nazywam cię czarownicą? - nie odezwałam się, ale doskonale to pamiętam. - Odpowiedziałem Ci wtedy, że to przez to, że rzuciłaś na mnie urok. - zgadza się. - A pamiętasz, od kiedy tak cię nazywam? - przez chwilę wspominam, jak długo on mnie tak nazywał i aż spojrzałam na niego.
  - Nie mogę sobie przypomnieć,
  - Nie dziwię ci się, bo nazywam cię tak, prawie od początku naszej znajomości. Choć miałaś tylko 13 lat, bardzo mi się spodobałaś, aż któregoś dnia dotarło do mnie, że jestem w tobie zakochany.
  - Po co mi to mówisz?
  - Żebyś wiedziała, dlaczego zgodziłem się na ten pomysł, Alka. Już wtedy kochałem się w tobie i tylko w taki sposób mogłem być blisko ciebie. Wszystko, co razem przeżyliśmy, było prawdziwe. To jego oszukiwałem, że tylko udaję. Owszem, trzymałem się jego zasad, ale to dlatego, że ja też tak uważałem. Teraz, po czasie, bardzo żałuję swojej decyzji. Gdybym cię wtedy nie odrzucił, bylibyśmy szczęśliwą parą. Nigdy nie dowiedziałabyś się, o tym pomyśle, bo z czasem przekonałbym Alka, że ty naprawdę jesteś ze mną szczęśliwa i żeby pozwolił mi być z tobą na poważnie, choć od dawna ten związek taki był. - westchnęłam ciężko.

Teraz na spokojnie, o wiele lepiej go rozumiem i prawdopodobnie by tak było, gdyby mnie nie odrzucił, ale widać tak musiało być. I choćbym nie wie, jak starałby się mnie teraz odzyskać, to niestety nie ma już żadnych szans.

Jestem zakochana w Brunonie Starskim.

Poczułam, jak Jeremi z nadzieją kładzie rękę na mojej dłoni. Nie strąciłam jej, a nawet dołożyłam drugą, żeby przykryć jego rękę, co on prawidłowo odebrał, bo nadzieja w jego piwnych oczach zgasła.

Ich Życie: 2# LiwiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz