Liwia
Zaczynając ten rok szkolny, byłam pełna obaw. Martwiłam się, że Alek i Leo zrobią z mojego życia piekło, że będę przez nich osaczona i samotna, nie mając jakiekolwiek nadziei, na pierwsze miłostki, a jednak wyszło na to, że strach ma tylko wielkie oczy.
Siedzę na schodach i opieram się plecami, o ciało mojego chłopaka, który zamiast mi pomagać, przygotować się na ewentualną kartkówkę z fizyki, to mnie rozprasza pocałunkami, w odkryte ramię.
- No nie pomagasz mi. - przymykam na chwilę oczy, czując przyjemne dreszcze.
- No dobra... pokaż, co tam masz. - wziął w ręce mój podręcznik i kładąc brodę na moim ramieniu, zaczął czytać temat. - Musisz... - wskazał palcem na wzór, ale nie dokończył, bo go zawołał jakiś kolega z drużyny.
- Rem! Trener cię woła! - westchnął ciężko.
- Przepraszam. Muszę uciekać, czarownico. Do później. - oddał mi książkę i pocałował w policzek, po czym zbiegł z kolegą po schodach.Z westchnięciem wróciłam do tematu, który jak każdy jeden, wydaję mi się bardzo trudny. Zdecydowanie za dużo cech odziedziczyłam po mamie.
Nagle spada mi na kolana jakaś pognieciona kartka. Zamiast spojrzeć w górę, by zobaczyć nadawcę liściku, najpierw go otwieram. W środku znajduję niezbyt staranny i chyba na szybko pisany, wzór na przyspieszenie ruchu krzywoliniowego. Mimo to, wszystko jest czytelne i normalnie obraziłabym się, że ktoś tak dosłownie wszystko opisał, jak dla jakiejś ułomnej, ale dzięki temu zaczynam coś rozumieć. Na końcu kartki jest napisane tylko "Powodzenia". Z uśmiechem podniosłam głowę, by podziękować temu komuś i wtedy zauważyłam oddalającą się sylwetkę Bruna. Zanim zniknął mi z oczu, spojrzał w moją stronę i mrugnął do mnie oczkiem.
Całkiem nieświadomie zgniotłam kartkę w dłoni, z przeżytego szoku, ale zaraz ją rozprostowałam na kolanie i do końca przerwy chętnie korzystałam z tej pomocy naukowej, robiąc jeden przykład. Nie wiem, czy zrobiłam go poprawnie, bo nie ma mnie kto sprawdzić, ale byłam prawie pewna, że dobrze to rozwiązałam.
Jak się okazało, miałam rację i Pan Okrzeja, który kiedyś uczył moją mamę, może nie zrobił kartkówki, ale poprosił mnie do tablicy. I ja i profesor, byliśmy zdziwieni, że tak lekko poszedł mi ten przykład. Zaproponował mi jeszcze jeden za ocenę, a nie plusika. Zaryzykowałam i napisałam i... takim, o to sposobem dostałam czwórkę.
Kiedy usiadłam w ławce, zrobiłam zdjęcie tablicy i dodałam wiadomość, którą wysłałam Starskiemu.
Ja: Dzięki. Dostałam 4.
Bruno: Nie ma za co, dziewczynko.
Do końca dnia już go nie spotkałam, ale nie ukrywam, że od wtorku coraz częściej przyłapuje się na myśleniu, o nim.
Dopiero w sobotę zapomniałam, o jego istnieniu, gdyż Jeremi ma mnie zabrać na pierwszą prawdziwą randkę, w moim życiu. Jestem tak podekscytowana, że nie mogę usiedzieć w miejscu, co bardzo cieszy mamę. Wykorzystuje mój humor i chęci, do wspólnego sprzątania domu i gotowania obiadu.
- To, o której masz tą randkę? - pyta mama, kiedy kończymy jeść obiad we czwórkę, bo Leo gdzieś wybył.
- Jeremi przychodzi po mnie, o 17.00.
- A wiesz, gdzie cię zabiera? - uśmiecha się.
- Nie mam pojęcia. Może do kina?
- Najpóźniej masz wrócić, o 20.00. - powiedział surowo tata, popijając sok.
- Co? Czemu tak wcześnie? - jęknęłam z niezadowolenia. - Przecież Rem mnie odprowadzi.
- Ty masz tylko 15 lat, Liw. Z resztą, znając życie, jutro też będziesz się z nim widzieć, dlatego bez przesady.
- Tato, proszę cię. O 20.00 wracałam, jak miałam 13 lat.
- Ale wtedy nie chodziłaś na randki. Dlatego widzę Cię w domu najpóźniej, o ósmej. - zrobiłam smutny dziubek, żeby coś jeszcze wskórać, ale on tylko pokręcił głową na boki.
CZYTASZ
Ich Życie: 2# Liwia
Любовные романыTo kontynuacja serii "Ich życie". Zaleca się zacząć ją czytać po 9 rozdziale pierwszego tomy pt. 1#Aleksy, a potem na przemiennie. Opis: Jako mała dziewczynka, byłam oczkiem w głowie tatusia, dwóch starszych braci i chrzestnego, który po śmierci ta...