just let me know, i'll be at the door

2.6K 175 68
                                    

Obudził się otulony znajomym zapachem, którego tak bardzo brakowało mu od wielu tygodni. Było dziwnie komfortowo, nie przywykł do tego-promienie słońca łaskotały go w policzek, sprawiając, że chciał wylegiwać się jeszcze długie godziny, nie było mu zbyt ciepło, ani zbyt zimno, tylko twarz miał nieco odrętwiałą od zaschniętych łez.

Przewrócił się na plecy, wzdychając cicho, gdy otwierał powoli oczy. Nie było źle, czuł się nawet wypoczęty, chociaż wszystko go bolało, a rzęsy posklejały mu się we śnie.

Casa nie było.

Zerknął dla pewności na jego stronę łóżka, ale nie mylił się, brunet zniknął. Pościel była zimna, więc pewnie spał sam od dłuższego czasu.

Uniósł dłonie do twarzy, trąc delikatnie skórę, gdy próbował się rozbudzić. Może i lepiej, że Cas gdzieś poszedł, i tak nie wiedziałby, co ma mu powiedzieć.

Kurwa, ale się wjebał.

Nie chciał brać tych leków-a może chciał? Było mu już wszystko jedno, po miesiącu tego gówna mógł naprawdę chcieć połknąć całe pudełko. Sam nie był już dzieckiem, może by sobie poradził. Nie czuł, jakby on był w stanie się nim zająć.

Najwyraźniej zmienił zdanie, kiedy tabletki były już w jego żołądku, bo jak idiota zadzwonił do Casa.

Chyba jeszcze nigdy w życiu nie było mu tak cholernie wstyd, jak teraz.

Castiel musiał go ratować, po wszystkim, co mu zrobił, co powiedział-musiał go stamtąd wyciągnąć, bo sam nie dałby rady, zawieźć do siebie, ogarnąć, umyć, uspokoić...nie miał prawa od niego tego wymagać, nie po tym wszystkim, a jednak to właśnie do niego zadzwonił.

A on się zjawił.

I jakby uratowanie mu życia nie wystarczało, uparł się, że będzie z nim rozmawiał, otumaniony tą odrobiną leków, które zaczęły działać, rozhisteryzowany i ledwo żywy.

Jakby dostatecznie się przed nim nie ośmieszył.

Ale Cas go nie oceniał, nigdy tego nie robił. Cas chciał tylko pomóc. Cas był dobry, naprawdę dobry, nie był manipulującym skurwysynem, jak wmawiały mu własne kompleksy.

I najwyraźniej też go kochał.

Uświadomił to sobie o wiele za późno, gdy był już po uszy w gównie i z dala od Novaka, ale kiedy w końcu dotarł do niego fakt, że zakochał się w aktorze, miał ochotę rzucić się z mostu za własną głupotę.

Minęło dziesięć jebanych miesięcy. Pewnie Sam szybciej to zauważył.

Musiał upaść na samo dno, żeby zrozumieć, jak wysoko był jeszcze miesiąc wcześniej.

To były najgorsze tygodnie jego życia.

Na początku sądził, że bez Casa będzie mu łatwiej, że w końcu się emocjonalnie ogarnie, wróci do tego, jaki był przed jego poznaniem, bo wtedy wszystko wydawało się mniej skomplikowane, ale...kiedy kończyły się pieniądze, kończyły się możliwości. Uparł się, że pieniądze na studia Sama zostaną nietknięte, choćby miał głodować, zarabiając jedynie na brata-szukał pracy wszędzie, gdzie się dało, ale ojciec Andy'ego nie kłamał, złośliwie rozsiał o nim paskudne plotki, które niszczyły mu reputację jako pracownikowi. W końcu uznał, że, skoro od września zarabiał seksem, może to robić dalej, to nie może być takie trudne-problem w tym, że był przyzwyczajony do Castiela, zapominając, jak wygląda to na zewnątrz.

Nikt nie był taki jak Castiel.

W pierwsze kilka dni nawet tak nie narzekał, trafiali mu się nieźli klienci, chociaż niezbyt delikatni, ale później, kiedy jego szef już upewnił się, jakie ma zdolności, podsyłał mu najgorszych skurwysynów.

Chłopcy W Moim Wieku || bxb, sugar daddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz