don't blame me for falling, i was just a little boy

3.7K 171 364
                                    

Dean kwitł w oczach.

Sam starał się tego nie zauważać, ale naprawdę tak było. Jego brat był podejrzanie szczęśliwy, prawdopodobnie najbardziej, jakiego go w życiu widział. Bywały dobre momenty z dzieciństwa, bywały chwile, gdy śmiali się tak długo, że później bolały ich brzuchy i policzki, ale to były tylko przebłyski w ogólnym mroku, jakim była piwnica ich życia. Migotanie nieosłoniętej niczym żarówki, które może dać nadzieję, że kiedyś wróci prąd. Teraz Dean zachowywał się, jakby mieszkał w penthousie, nie piwnicy, na tyle wysoko, by żadne budynki nie zasłaniały mu światła słonecznego, a ściany były praktycznie całkowicie szklane.

Uśmiechał się bez powodu. Chodził bardziej wyspany. Na nic nie narzekał, nawet na idiotów, którzy czekali pięć sekund po zmianie światła z ruszeniem samochodu, a zazwyczaj klnął na nich jak się tylko dało. Jadł zdrowiej, jakby nagle znalazł sens w dbaniu o siebie. Śpiewał pod prysznicem. Śpiewał przy gotowaniu. Mierzwił mu włosy, gdy przechodził obok i pytał, czy ma mu odrobić jakąś pracę domową.

Gdyby Sam go nie znał, pomyślałby, że jest zakochany.

Ale to był Dean. Dean, który najwyraźniej miał dwubiegunówkę, stwierdzoną po prawie dziewiętnastu latach. Albo schizofrenię. Albo uzależnienie od narkotyków. Wszystko to było bardziej realistyczne niż myśl, że mógłby się w kimś zakochać.

Sporo ludzi zakochiwało się w nim, owszem, tak beznadziejnie, że nawet dziesięcioletni, odcięty od rzeczywistości przez komiksy Sam potrafił to po nich stwierdzić. Teraz miał czternaście, ale wiele się nie zmieniło.

Jeżeli Dean by się kiedyś zakochał, na tyle, by to przed kimś przyznać, ta osoba musiałaby być jebanym ideałem.

-Wstawaj, braciszku, szkoda takiego pięknego dnia na spanie na naszej niewygodnej kanapie!

Mruknął coś, poprawiając głowę na oparciu. Drzwi trzasnęły lekko, słyszał, że Dean skopał buty. Chyba niósł siatki z zakupami, bo coś szeleściło.

-Sammy, słyszysz mnie? Już dziesiąta, normalnie byłbyś już po dwóch śniadaniach.

-Daj mi spokój.-szatyn wtulił się bardziej w malutką, szarą kanapę, zakrywając się kocem.-Chcę spać.

-A ja bym chciał, żeby mój brat szedł do łóżka o normalnej porze i wstawał jak człowiek. Ani w łóżku nie jesteś, ani na żywego nie wyglądasz.

-Czekałem na ciebie.-chłopiec mruknął z wyrzutem.-Myślałem, że zjemy razem kolację.

-Napisałem, że nie wracam na noc.

-Ta, gdzieś koło północy.

-Wciąż powinieneś mieć dziesięć godzin snu. Jeśli nie masz, oglądałeś Grę o Tron w nocy, a to już nie moja sprawa.-Dean usiadł na kanapie, w środku, wciskając się w przestrzeń między brzuchem brata a krawędzią mebla i siłą ściągnął z jego głowy koc.-Wstawaj, kupiłem gotowe gofry.

-Mogę spytać gdzie byłeś?-Sam przewrócił się na plecy, chcąc go zrzucić, ale Dean jedynie walnął go lekko w bok, odchylając się do tyłu, by oprzeć się o kanapę całkowicie.

-U mojego szefa.

Szatyn nie odpowiadał przez chwilę, wciąż nie otwierając oczu.

-Yhm.

-Yhm? Co to miało być?

-Nie wiedziałem, że teraz u niego nocujesz.-odparł chłopiec, wzruszając ramionami.-To trochę...dziwne.

-Prosiłem cię, żebyśmy nie rozmawiali o mojej pracy?

-Wiem, wiem, po prostu...on się wydaje strasznie dużą częścią twojego życia w tym momencie. Ciągle u niego jesteś.

Chłopcy W Moim Wieku || bxb, sugar daddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz