don't you call him baby

3.1K 181 145
                                    

Noc przed urodzinami zawsze była dziwna.

Kiedyś,kiedy był dzieckiem, naprawdę małym dzieckiem, miał ledwo pięć lat-wtedy był podekscytowany. Wszystkie poprzednie urodziny dobrze mu się kojarzyły, był tort, goście, jedzenie, prezenty, był w centrum uwagi, sprawiał, że wszyscy się śmiali. Zawsze lubił poprawiać ludziom humor. Dobrze mu to szło.

Później, kiedy mamy już z nimi nie było, a tata pił coraz więcej i więcej-entuzjazm opadał. Na początku jeszcze się starał, raz czy dwa dał mu prezent, potem już tylko składał krótkie życzenia, na sam koniec zapominając w ogóle, że jego syn ma urodziny. Sammy pamiętał, odkąd zrozumiał czym są urodziny, odkąd Dean dbał, by jego zawsze były celebrowane, odkładał resztę z zakupów do puszki pod łóżkiem kilka tygodni, by kupić chłopcu jakąś zabawkę i kawałek ciasta, ale sam już nie przykładał do nich takiej wagi. Czekał niecierpliwie na osiemnaste, kiedy od kilku lat było wiadome, że teraz ojciec może już umrzeć w każdej chwili-rzadko go widzieli, siedział w sypialni, a jak wychodził, to po alkohol, ich relacja posypała się, gdy miał dziesięć lat-więc modlił się do Boga, w którego teoretycznie nie wierzył, by zdążył dożyć jego osiemnastki, żeby on mógł zająć się Samem. Uronił kilka łez, gdy minęła północ dwudziestego czwartego stycznia zeszłego roku, tydzień później stał już w deszczu nad grobem ojca, dwa tygodnie później odebrał papiery dotyczące przekazania opieki nad młodym. Tak się skupił na osiemnastych urodzinach, że nie sądził, by miał dożyć kolejnych, a jednak tu był.

Słuchał muzyki w swoim pokoju, z ręką pod głową, a wzrokiem wbitym w sufit-jeśli robił coś dla siebie przez całe życie, to te kilka minut przed północą dwudziestego trzeciego stycznia każdego roku, kiedy czekał, aż nastanie dzień jego urodzin, by mógł mieć to z głowy trochę szybciej, nie omijając żadnej sekundy. Słuchał kilku ulubionych piosenek, sprawdzał godzinę i szedł spać, coroczny rytuał-rano pozwoli sobie na większe śniadanie i z satysfakcją zobaczy, jak Sam powstrzymuje się przed odgryzaniem mu wrednie, nawet, jeśli zrobi coś nie tak-musiał być miły, to była niepisana umowa. Miał dobę na bycie nietykalnym. To, że w maju, na urodziny Sama, też będzie musiał być nadzwyczajnie miły, wolał na razie pominąć.

Ostatnie dźwięki Stairway to Heaven rozbrzmiały mu w słuchawkach, wybudzając z zamyślenia, gdy nastąpiła po nich cisza-podniósł telefon i sprawdził godzinę, unosząc kącik ust. Minuta po północy.

Ściągnął słuchawki z głowy, odpiął je od telefonu, odłożył na podłogę za łóżkiem i wszedł pod kołdrę, szykując się do spania. Jutro, a właściwie już dzisiaj, był poniedziałek, więc musiał wyspać się do szkoły, jeśli chciał cokolwiek zrozumieć na pierwszych lekcjach.

Odłożył już telefon do ładowania, gdy lampka powiadomienia zaświeciła na żółto-przez moment walczył sam ze sobą, czy ma przeczytać smsa, czy też uznać, że to absolutnie pierdoli i iść spać, ale ostatecznie odblokował ekran, czytając wiadomość.

Cas.

"Śpisz?"

Uśmiechnął się delikatnie. Mógł go sobie wyobrazić, siedzącego na łóżku, z przygryzioną dolną wargą, gdy się nad czymś zastanawiał, jakby jedna wiadomość znaczyła naprawdę tak wiele.

"Jakie śpisz? Żadne dobry wieczór, żadne pocałuj mnie w dupę? Trochę kultury, Cas."

Położył się na boku, obserwując czat, gdy układał głowę po zimnej stronie poduszki. Czemu właściwie nie nocował dzisiaj u Castiela? Brunet chyba mu to proponował, kiedy był u niego kilka dni temu. Mówił coś o alkoholu, muzyce i pizzy, ale Dean wolał ostatnio nie ryzykować upiciem się przy brunecie. Pozwolił sobie na Sylwester, ale nie znowu, nie teraz, gdy był z Roy'em i mógł zrobić coś głupiego po pijaku.

Chłopcy W Moim Wieku || bxb, sugar daddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz