Nathan
Oparłem głowę o szybę, obdarzyłem pustym spojrzeniem drogę przede mną.
- Boisz się mnie?
Zaprzeczyłem kiwnięciem głowy.
- A lubisz słodycze? - Zaskoczył mnie tym pytaniem.
Aczkolwiek w dalszym ciągu wolałem zachować milczenie, kiwnąłem jedynie głową, a kilka niesfornych kosmyków opadło mi na czoło.
- Jeśli zaczniesz odpowiadać mi słowami, a nie kiwnięciem głowy - dostaniesz na miejscu wiele słodyczy, wchodzisz w to? - Droga przed nami była pusta, Luke odwrócił się więc w moją stronę.
Nathan, błagam cię...Nie daj się kupić za kilka paczek żelków, lub ciastek.
Mówiłem do siebie w myślach, próbując wybrać najlepsze wyjście. Głos w mojej głowie mówił, żebym się na to nie zgadzał. Ale to kurwa przecież słodycze...
- Wchodzę...- Mruknąłem, w myślach karcąc się praktycznie od razu.
- I to mi się podoba. - Na twarzy mężczyzny ukazał się zwycięski uśmiech.
Subtelnie odwzajemniłem uśmiech.
- Mógłbym cię o coś spytać?... - Zacząłem bawić się nerwowo palcami.
- Pewnie, słucham. - Nie odrywał wzroku od drogi.
- Kiedy wrócę do Marcusa?
Luke zamilkł, a z nim również i ja.
Co oznaczała ta cisza?
- Posłuchaj...Zapłaciłem za ciebie, już tam nie wrócisz. - Mówił spokojnie.
- Ty chyba sobie ze mnie kurwa żartujesz. - Syknąłem wbijając w niego wkurwione spojrzenie.
Um...Halo? Przypominam, że ja też jestem do kurwy człowiekiem! A nie jakimś pierdolonym przedmiotem, który można od tak sobie odkupić od kogoś.
- Nathan...- Widziałem zdenerwowanie w jego oczach, zignorowałem to. Kontynuowałem.
- Żaden kurwa Nathan, nie jestem jakąś pierdoloną zabawką!
- Nie podnoś na mnie głosu. - Jego ton nagle stał się władczy, dominujący.
- Spierdalaj, Policja i tak mnie znajdzie. Już mnie na pewno szukają. - Odwróciłem się w stronę okna.
- Skarbie, trupów się nie szuka.
- Co? - Ponownie wbijałem swoje zszokowane spojrzenie w osobę obok.
- Marcus upozorował twoje samobójstwo, dla nich ciebie już nie ma, nikt cię nie szuka.
Kurwa mać...To wszystko jest jakieś pojebane, ja nie żyje? A ci idioci w to uwierzyli? Nigdy już nie odzyskam normalnego życia? Mam kurwa serdecznie dość tej nisko metrażowej komedii.
W ułamku sekundy wybuchnąłem nieopanowanym płaczem.
- Nathan, nie płacz...- Zaczął mówić.
- Daj m-mi kurwa święty s-spokój, wszyscy mi d-dajcie...- Głos mi się załamywał, nie byłem w stanie normalnie mówić.
Luke zaczął zjeżdżać z drogi, zatrzymał się gdzieś na skraju jezdni blisko lasu. Było ciemno, jak w dupie.
Co on chce zrobić?
Lekko przestraszony kątem oka obserwowałem, jak obchodzi samochód, tym samym podchodząc do moich drzwi. Otworzył je.
- Wysiadaj.
Nie chciało mi się już kłócić, jedyne na co w tamtym momencie miałem jakąkolwiek chęć, to rzeczywiście popełnić samobójstwo.
Wysiadłem z samochodu, wchodząc wprost na tors starszego. Chciałem się cofnąć, lecz ten złapał mnie za nadgarstki, następnie przyciągając do siebie. Ukrył mnie w szczelnym uścisku.
Nieudolnie usiłowałem odsunąć go od siebie. Uderzałem swoimi malutkimi, w porównaniu z tymi jego - piąstkami, w klatkę piersiową jasnookiego.
- Będzie dobrze...- Szeptał próbując mnie uspokoić.
- Nie b-będzie...- Wyjąkałem pomiędzy napadami płaczu.
- Uwierz mi, że od teraz będzie...
Mężczyzna jeszcze przez kilka minut szeptał mi do ucha kojące słowa, miał taki...Hipnotyzujący głos.
Byłem już zdecydowanie spokojniejszy, odpuściłem dalszą walkę i po prostu wtulałem się w Luke'a, zaciągając przy tym pięknym zapachem jego perfum.
Spokój przerwało natarczywe trąbienie, odwróciliśmy się w kierunku, z którego dochodził wkurwiający odgłos.
Jakiś facet w podeszłym wieku trąbił na nas, abyśmy zeszli z jezdni. Dopiero teraz zauważyłem, iż faktycznie stoimy na środku ulicy.
Oczywiście, dało się nas wyminąć. Ale po co? Skoro można trąbić, a hałasem zirytować pobliskich mieszkańców i wystraszyć Bogu winne leśne stworzenia.
Miałem już zamiar zejść na pobocze, ale wytatuowana, masywna ręka zagrodziła mi drogę. Najwidoczniej Luke nie zamierzał ustąpić.
- Wypierdalaj stąd! - Ryknął w kierunku kierowcy, ku mojemu zaskoczeniu - ten posłusznie wykonał jego polecenie. Wyminął nas, a następnie odjechał.
- Luke?...
- Hm? - Po raz drugi schował mnie przed całym złem tego świata w swoich ramionach.
- Mogę ci ufać?
C.D.N.
No witam, witam :>
Jak mogliście już zauważyć, zmieniłam okładkę i nazwę książki. Mogłabym was prosić o ocenę w komentarzach?
CZYTASZ
I'm drowning in your eyes
Romance''- Mogę ci ufać? - A czy Anioły w deszczu tańczą z bestiami piekieł? - Zapytał uważnie mi się przyglądając. - Jak Anioły w desz- Przerwał mi. - Jeśli nie boisz się zmoczyć skrzydeł, zapraszam do tańca. - Zaśmiał się, wsiadając do samochodu." Uwaga...