***
- Calom, proszę cię, zejdź ze mnie. - Śmiałem się z zaistniałej sytuacji.
Chwilę temu na ekranie pojawił się półnagi mężczyzna, który uciekał przed swoim teściowym.
Nie powiem, komedia była naprawdę dobra.
Natomiast Calom uznał, iż jestem za młody na takie widoki i położył się na mnie, ograniczając mi widoczność.
- Nie zejdę. - Odparł twardo.
- Ale przecież ja już niejednokrotnie widziałem nagiego faceta.
- ''Niejednokrotnie'', to dużo. - Złapał za pilota. - Skoro ty się już tyle pornoli naoglądałeś, to ja to wyłączam. - Wyłączyć telewizję, a w pomieszczeniu zapadła ciemność.
- Kurwa...-Mruknął praktycznie w tej samej chwili, schodząc ze mnie.
- O co chodzi? - Podniosłem się do siadu.
- Zapomniałem takiej zajebistej wódki wziąć...- Dopowiedział.
- Już przepadło, przeżyjemy. - Zaśmiałem się cicho, próbując uchwycić wzrokiem czyny czarnowłosego w ciemnościach.
- Zaraz ty kurwa przepadniesz, podnoś dupę. - Podszedł bliżej.
- Po co?
- Sam na pewną śmierć nie przecież nie pójdę, wódka jest w pokoju Josha. - Parsknąłem śmiechem i wstałem na równe nogi, miałem już postawić nogę na pierwszym stopniu, lecz nagle ktoś mnie podniósł.
- Co ty robisz?! - Krzyknąłem półszeptem.
- Jesteś tajnym agentem, a ja twoim pojazdem. - Posadził mnie na swoich barkach.
On jest mocno spierdolony...Ale właśnie w tym spierdoleniu, jest tak bardzo ciekawy.
- Wódeczko, nadjeżdżamy...- Zaczął wchodzić po schodach.
- A czy w tym pojeździe jest radio? - Zagadnąłem.
- Oczywiście! Tylko musisz sam odnaleźć włącznik. - Sam nie wiem, dlaczego. Ale złapałem starszego za nos.
- Radio ''Kot rucha ci starego'' serdecznie wita! - Krzyknął nagle, a jego donośny głos rozniósł się zapewne po całym domu.
- Calom, cicho!
- Dziękuję ci, tato, że bijesz mnie szmatą! Czasami grabiami, a czasem łopatą...- Zasłoniłem mu dłonią usta, ale ten szybko ją zdjął i kontynuował. - Dziękuję ci, tato! I wiem to na pewno, przez cały dzień bij- Przerwał, gdyż mój krzyk był o wiele głośniejszy, od jego radia.
- Cholera jasna, moje czoło! - Złapałem się za pulsujące miejsce.
- Co się stało? - Postawił mnie i uważnie przebadał zmartwionym spojrzeniem.
- W czasie, gdy mój pojazd był zajęty puszczaniem jakichś zajebistych przebojów, uderzył swoim kierowcą o sufit. - Nadymałem wargę, a czarnowłosy zarechotał.
- Wiem, co cię magicznie uleczy, chłopcze. - Zaczął poważnie.
- Nie zgadnę...Wódka? - Oboje się zaśmialiśmy, po niedługiej chwili staliśmy już pod drzwiami sypialni blondyna.
- Musimy być bardzo cichutko, jak myszy pod miot- Zbyt bardzo naparł na klamkę i drzwi ustąpiły, dosłownie wpadł do środka pomieszczenia.
Czujnie rozejrzałem się, czy Josha nie obudził hałas. Spał.
- Żyje, żyje...- Podniósł swoją szanowną dupę, następnie otrzepał się z niewidzialnego kurzu. - Wódka powinna stać gdzieś...Tam! - Wskazał palcem na komodę obok śpiącego mężczyzny.
- Błagam, tym razem się nie wypierdol...- Wyszeptałem błagalnie.
- Spokojnie, ja jestem mistrzem chodzenia. - Zapewnił.
Jak się okazało, ''mistrz chodzenia'' nie zrobił nawet czterech kroków, ponieważ po trzecim upadł z trochę mniejszym, niż uprzednio hałasem.
- Pierdole, kto tu ten materac położył?
- Jaki materac? O czym ty gadasz? - Sięgnąłem dłonią do włącznika jednej z mniejszych lampek.
Oby się nie obudził...
Wszystko wokół mnie stało się o wiele lepiej widoczne, wróciłem wzrokiem do Calom'a. Wybuchłem nieopanowanym chichotem, widząc faceta leżącego na psie. Który jakimś cudem nadal spał.
- Kur-wa...- Dusiłem się śmiechem. - ''Materac'' - Czarnowłosy patrzył na mnie srogo.
- Nie śmiej się, tylko mi pomóż, bo wódeczki nie zdobędziemy.
- Dobra, dobra. - Wyciągnąłem w jego stronę dłoń, w tym momencie...

CZYTASZ
I'm drowning in your eyes
Romansa''- Mogę ci ufać? - A czy Anioły w deszczu tańczą z bestiami piekieł? - Zapytał uważnie mi się przyglądając. - Jak Anioły w desz- Przerwał mi. - Jeśli nie boisz się zmoczyć skrzydeł, zapraszam do tańca. - Zaśmiał się, wsiadając do samochodu." Uwaga...