Siedzieliśmy w ciszy przy stole. Josh powoli sączył kawę, Luke przeglądał coś w telefonie, a ja mozolnie jadłem kromkę z serem.
Błądziłem wzrokiem od Josha, do Luke'a. Blondyn chyba domyślił się, co zamierzałem zrobić.
- Nawet nie próbuj. - Warknął, mierząc mnie ostrzegawczym wzrokiem.
- Czy Al-
- Zamknij pysk! - Uniósł się Josh.
- O co chodzi? - Zapytał zdezorientowany Luke.
- O Alison. - Odparłem bez zastanowienia.
- Powiedziałem, żebyś się zamk- Luke przerwał mężczyźnie.
- Powiedziałeś mu?! - Spojrzał na niego tak, jak jeszcze nigdy nie spojrzał na mnie. Nie chcę, aby tak na mnie patrzał.
To była czysta...Nienawiść.
- Luke, ja...- Próbował się tłumaczyć. - Spierdalaj. - Niebieskowłosy wstał energicznie od stołu, przez co krzesło, na którym siedział się wywróciło i z hukiem upadło na posadzkę. Już po chwili nie było po nim śladu w kuchni.
- Zadowolony jesteś z siebie? - Zwrócił się do mnie.
- Mówiłem, żebyś się kurwa zamknął. - Syknął również wychodząc z pomieszczenia, zostałem sam.
***
- Damon, jesteś najlepszym, co mnie spotkało...- Wykrzywiłem usta w krzywym uśmiechu, pies polizał mnie po twarzy.
- A ty znałeś Alison? - Stworzenie lekko przechyliło głowę w lewo, wyglądał całkiem uroczo.
- Znał ją. - Wzdrygnąłem się, słysząc czyiś głos tuż za mną. W ułamku sekundy się odwróciłem.
- Luke?...- Obdarzył mnie chłodnym spojrzeniem, usiadł obok.
- Tak właściwie, to przyszedłem cię jedynie o czymś poinformować.
- O czym?
- Wyjeżdżam. Wrócę za...Jakiś czas. Powiedzmy, że- Przyłożył dłoń do moich drżących ust, które już się lekko uchylały, żeby coś powiedzieć, zaprzeczyć...
- Powiedzmy, że wspominając Alison...Obudziliście we mnie pewne emocje, odczucia, które udało mi się ukryć. Teraz muszę pobyć sam, muszę sobie poukładać w głowie kilka spraw. - Dokończył bezuczuciowo.
- Błagam, n-nie zostawiaj mnie...- Wyszeptałem płaczliwym głosem.
- To tylko na jakiś czas, Josh będzie cię pilnował, nie pozwoli cię skrzywdzić. - Zerknął na psa. - Z resztą, Damon również na to nie pozwoli. - Podniósł się.
- Kurwa mać, Luke. Nie rób mi tego! - Ruszyłem za mężczyzną, który kierował się do drzwi wyjściowych.
- Nathan, spokojn-
- Nie! Nie zostawiaj mnie, rozumiesz? Kocham cię, ja cię potrzebuję! - Desperacko, zalewając się łzami usiłowałem nakłonić starszego, by mnie nie zostawiał.
- Josh...-Zwrócił się do blondyna, który nawet nie wiadomo kiedy znalazł się w pokoju.
Tamten podszedł do nas i złapał mnie delikatnie za ramie. - Nathan, pozwól mu iść...- Wyszeptał uspokajająco.
- Nie, nie z-zgadzam się! - Odgłos moich łez uderzających o podłogę rozniósł się po pomieszczeniu.
- Nie utrudniaj mi tego, proszę...-Spojrzał na mnie zaszklonymi oczami.
Widziałem, że było to dla niego tak samo przykre i ciężkie, jak dla mnie.
Nie odezwałem się już. Jedynie obserwowałem, jak jego osoba oddalała się coraz bardziej, aż w końcu znikł z mojego pola widzenia. Upadłem bezwładnie w ramiona Josha, dusząc się łzami.
- Ja n-nie chcę g-go stracić...- Bełkotałem, przecierając rękawem załzawione oczy.
- Nie stracisz go, wróci...- Zaśmiałem się słabo na jego słowa.
- Josh, a-ale ty nie rozumiesz...
- Zatem mi wytłumacz. - Przeniósł wzrok na moją twarz.
- Do mnie n-nikt nie wraca. Jeśli k-ktoś już mnie z-zostawi, to nie wraca- Wybuchłem jeszcze większym szlochem.
- Luke jest inny, niż wszyscy.
~~
Więc tak wygląda kolejny rozdział. Jeśli mam być szczera - Nie jestem z niego specjalnie zadowolona ;// Aczkolwiek wygląda tak, a nie inaczej ze względu na moje samopoczucie. Źle się czuję ostatnimi czasy.
Pozdrawiam
CZYTASZ
I'm drowning in your eyes
Romance''- Mogę ci ufać? - A czy Anioły w deszczu tańczą z bestiami piekieł? - Zapytał uważnie mi się przyglądając. - Jak Anioły w desz- Przerwał mi. - Jeśli nie boisz się zmoczyć skrzydeł, zapraszam do tańca. - Zaśmiał się, wsiadając do samochodu." Uwaga...