Marcus
Gdy dotarliśmy do miejsca docelowego naszej podróży, zatrzymałem swój samochód przed dobrze mi już poznanym jasnym domem.
- Nathan, jeste- Zacząłem, lecz zamilkłem, gdy dostrzegłem, iż młodszy zasnął.
Nie chciałem go budzić, lecz wahałem się również nad zaniesieniem go do domu, mógłby źle zareagować na mój dotyk.
Po chwili namysłu, otwierałem już drzwi od strony chłopaka. Nie minęła nawet kolejna chwila, jak ten znalazł się już w moich ramionach.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy ten ułożył wygodniej głowę w zagłębieniu mojej szyi. Lecz jak szybko się pojawił, równie szybko uśmiech znikł z moich ust, gdy zrozumiałem, że zrobił to nieświadomie.
O trzeźwym umyśle by tego nie zrobił, byłem tego pewny.
Natrudziłem się trochę, lecz udało mi się odkluczyć drzwi z Nathanem na rękach.
- Archie, nie skacz. - Zwróciłem się do psa, który zaczął radośnie podskakiwać na mój widok.
Ten jakby rozumiejąc przekaz, usiadł grzecznie przy wejściu do salonu.
- Marcus? - Wyszeptał zaspany w moją szyję.
Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, poczułem, jak jego drobne ciało zaczyna się trząść.
- Proszę cię, puść mnie...- Słyszałem, iż był na skraju płaczu.
Naprawdę doprowadziłem go do takiego stanu?
Bez słowa odstawiłem niższego na chłodne panele.
- Dziękuję. - Wymruczał pod nosem, błądząc wzrokiem wszędzie, byleby tylko nie napotkać mojego.
- Nie dziękuj mi za to, nie powinienem. - Odparłem.
Nathan
Uważnie rozglądałem się po pomieszczeniu, gdy moim oczom ukazał się pies.
Pies?
- To jest pies? - Spytałem Marcusa, ten w odpowiedzi się cicho zaśmiał.
- Tak, Nathan. To jest pies, prawdziwy.
Niepewnie podszedłem do psa. Ten szczegółowo mnie obwąchał, a już chwilę radośnie merdał ogonem w czasie, gdy go głaskałem.
- Jak się nazywa? - Kolejny raz się odezwałem.
- Archie. - Powiedział starszy, już sekundę później znikając w chyba kuchni.
- Ładnie...- Skwitowałem już sam do siebie.
Josh
Siedziałem na krześle już od dobrych kilku godzin. Czekałem na Caloma.
Dylana zatrzymali, mi zadali jedynie kilka pytań i pozwolili wyjść. Mimo tego, iż powinienem wracać już do Damona, bo został sam, to nie zamierzałem wychodzić stąd bez mojego brata.
- Czekasz na swojego brata, prawda? - Zapytał łagodnie średniego wzrostu mężczyzna w okularach, podając mi kubek wody.
- Dziękuję. - Wziąłem kilka łyków. - Skąd pan wie?
- Przejrzałem wasze papiery, poza tym, wystarczyło jedynie posklejać pewne kropki i już wszystko było dla mnie jasne. - Oznajmił. - A zważając na to, iż siedzisz tu od kilku godzin, pomyślałem, że być może chce ci się pić. - Posłał mi ciepły uśmiech.
To było miłe.
- To miłe, dziękuję jeszcze raz. - Odwzajemniłem uśmiech.
- Nazywam się Avon, a ty? - Zagadnął, siadając obok.
- Josh. - Wyciągnąłem dłoń, którą ten uścisnął.
- Miło mi cię poznać, Josh.
Nathan
Po jakiejś godzinie zabawy z psem, ruszyłem ostrożnie do pomieszczenia, do którego wcześniej wszedł mężczyzna. Usiadłem przy wyspie kuchennej, a następnie zacząłem bawić się swoimi palcami.
- Jesteś głodny? - Spytał przerywając ciszę, odpowiedziałem kiwnięciem głowy.
- Na co masz ochotę?
Jest podejrzanie miły, opiekuńczy, spokojny. A przecież jesteśmy już sami, nie musi zgrywać pozorów...
- Tosty? - Bardziej zabrzmiało to, jak pytanie, niżeli odpowiedź.
- Dobry pomysł - Odarł, wyciągając chleb tostowy. - Pomożesz mi? - Spojrzał na mnie pytająco.
Wahałem się przez moment. - Tak.
Mozolnie wstałem, a następnie zbliżyłem się do starszego. W miarę szybko się uwinęliśmy i nim się obejrzałem, tosty były już gotowe. Spojrzałem na zegar.
- Już dwudziesta trzecia...- Oznajmiłem, biorąc kęs przygotowanego uprzednio jedzenia.
- Jak zjemy, to pokaże ci twój pokój.

CZYTASZ
I'm drowning in your eyes
Romance''- Mogę ci ufać? - A czy Anioły w deszczu tańczą z bestiami piekieł? - Zapytał uważnie mi się przyglądając. - Jak Anioły w desz- Przerwał mi. - Jeśli nie boisz się zmoczyć skrzydeł, zapraszam do tańca. - Zaśmiał się, wsiadając do samochodu." Uwaga...