- Jest to ubranie, zatem jest w szafie. Proste i logiczne, nie sądzisz? - Uniósł brew, podchodząc do mnie i wkładając mi do ręki spódniczkę. - A zważając na fakt, iż znajdowało się właśnie w twojej szafie, należy do ciebie.
- Nie będę w tym chodzić. - Burknąłem, rzucając ten kawałek szmaty gdzieś w kąt.
- Podnieś to. - Nakazał spokojnie, jednakże jego napinające mięśnie zdradzały, iż ten spokój, to jedynie pozory.
- Nie.
- Dobrze ci radzę, nie testuj mojej cierpliwości, Nathan. - Zbliżył się jeszcze bardziej.
Miałem mętlik w głowie.
Podnieść to i uniknąć wpierdolu, czy wręcz przeciwnie?
- Ostro cię jebie, jeśli liczyłeś na posłuszeństwo. - Uśmiechnąłem się, w duszy będąc dumnym, iż w końcu przestał udawać kogoś, kim nie jest. - Marny z ciebie aktor. - Dodałem.
Zaśmiał się.
Ta reakcja zmyliła mnie na tyle długo, by mógł skorzystać z chwili mojego braku czujności i pchnąć mną o ścianę.
Syknąłem, gdy moje ciało boleśnie wylądowało na chłodnej, ciemnej ścianie.
- Było już tak miło, ale oczywiście musiałeś to spierdolić. - Spojrzał na mnie z pogardą, przyszpilając mnie do ściany.
- Po co to zrobiłeś? - Zapytałem czując, jak do moich oczu napływały łzy.
Znów tkwiłem w tym koszmarze. Gdybym tylko wtedy nie powiedział prawdy, gdy przyszli na kontrolę.
- Co zrobiłem? - Ton jego głosu był chłodny, oschły.
- Dlaczego nie wziąłeś sobie jakiegoś innego? Na chuj ci właśnie ja, skoro dobrze wiesz, że nie zamierzam ci ulec. - Odważyłem się, aby utrzymać kontakt wzrokowy.
- Zdominowanie cię da mi o wiele większą satysfakcję, kruszyno.
- Nie uda ci się to. - Położyłem swoje dłonie na jego barkach, próbując odepchnąć od siebie starszego.
- Skąd ta pewność? - Moje próby odsunięcia go od siebie nie robiły na nim żadnego wrażenia.
- Nie pozwolę na to. - Parsknął jedynie śmiechem na moje słowa.
- Zejdź na dół za dziesięć minut.
- Pierdoli cię, nigdzie się nie wybieram. - Oznajmiłem twardo mimo tego, że moje dłonie z każdą chwilą trzęsły się jeszcze bardziej.
Nie zdążyłem zareagować, jak pięść mężczyzny urządziła sobie bliskie spotkanie z moim prawym policzkiem.
Upadłem, wypluwając odrobinę szkarłatnej krwi na jasną posadzkę.
- Za dziesięć minut widzę cię na dole, czy to jasne? - Zapytał, uprzednio nachylając się i łapiąc boleśnie moją szczękę w dwa palce.
Kiwnąłem głową na znak zgody.
Gdyby tylko był tu Calom, Josh, czy nawet Luke...
Nie wyglądałoby to tak, byłbym bezpieczny.
- Ah, jeszcze jedno. - Zatrzymał się na moment, stojąc już we framudze drzwi. - Masz mieć na sobie spódniczkę. Jebie mnie to, jaką. W szafie masz do wyboru, do koloru. - Nie czekając na moją odpowiedź, wyszedł.
Starłem kilka łez, które spłynęły w dół moich policzków. Nie mogę się poddać.
Położyłem się na plecach, patrząc pustym wzrokiem w sufit. Zawładnął mną nagły spokój.
Nie mam z nim szans w walce fizycznej, nie wchodzi to nawet w grę. Jednakże zawsze pozostaje jeszcze ta psychiczna strona, ona boli jeszcze bardziej.
Muszę jedynie najpierw sam zebrać się na siły, aby potrafić wysilić się na kilka sztucznych gestów, pustych uśmiechów, czy też spojrzeń żałoby, przyćmionych namiętnością.
- Jeszcze będziesz próbował sobie odebrać życie za moją zasługą. - Wyszeptałem sam do siebie.
~~~
Byłabym wdzięczna za komentarze oraz gwiazdki, bardzo mnie to motywuje :))

CZYTASZ
I'm drowning in your eyes
Romance''- Mogę ci ufać? - A czy Anioły w deszczu tańczą z bestiami piekieł? - Zapytał uważnie mi się przyglądając. - Jak Anioły w desz- Przerwał mi. - Jeśli nie boisz się zmoczyć skrzydeł, zapraszam do tańca. - Zaśmiał się, wsiadając do samochodu." Uwaga...