Gdy przyzwyczaiłem się już do bólu zadawanego poprzez wbijanie paznokci w wewnętrzną stronę dłoni, zacząłem przygryzać wnętrze policzków.
Bezskutecznie próbowałem cokolwiek wymyślić. Znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie, byleby tylko nie wracać do tego potwora.
Wstrzymałem oddech, gdy usłyszałem dobrze mi już znany głos.
- Dzień dobry. - Marcus wszedł pewnie do pomieszczenia, od razu namierzając mnie swoim przenikliwym spojrzeniem.
Nie musiałem nic mówić.
Ten człowiek dobrze znał moje myśli, wiedział, co teraz czuję. A mimo to podszedł bliżej, z zamiarem pomówienia z recepcjonistą.
- Witam serdecznie, prosiłbym o pana dowód osobisty oraz podpis w tych trzech miejscach. - To były ostatnie słowa mężczyzny, które zapamiętałem. Później się wyłączyłem.
Będzie tak samo, jak wcześniej? Historia zatacza koło?
- Nathan, zbieraj się, wracamy do domu. - Zwrócił się do mnie.
''Domu'', te słowa huczały nieznośnie w mojej głowie.
Miałem już zamiar stawić opór, zrobić cokolwiek, gdy rozległy się krzyki.
- Nie pójdę kurwa siedzieć przez tego bezmyślnego szczeniaka, nawet mnie kurwa nie rozśmieszajcie! - Krzyczał Luke.
Nie nikt inny, tylko Luke. Ten Luke, którego pokochałem, przy którym czułem się bezpiecznie, który mnie uratował. Tak, to właśnie ten Luke teraz nazwał mnie bezmyślnym szczeniakiem. To właśnie ten Luke najprawdopodobniej pójdzie siedzieć z mojej winy.
Bez słowa wstałem, a następnie ruszyłem w kierunku wyjścia. Mój brak oporu widocznie zaskoczył starszego, jednakże nie komentował. Udał się za mną.
- Tutaj. - Wskazał mi samochód zaparkowany nieopodal. - Usiądź z tyłu, droga trochę nam zajmie, będzie ci tam wygodniej.
Jakiż to on się nagle troskliwy stał.
A jeśli faktycznie się zmienił? - Prychnąłem na własną myśl. - To tylko pozory. Znów są to jedynie jebane pozory, jakie zaraz przeminą.
Usiadłem z tyłu samochodu, zapiąłem pasy, a następnie odwróciłem w stronę okna. Zapadła taka sama cisza, która towarzyszyła nam podczas naszej pierwszej wspólnej podróży.
- Masz uczulenie na sierść? - Zdziwił mnie tym pytaniem.
- Dlaczego o to pytasz? - Uniosłem brew, odwracając się w stronę kierowcy.
- Po prostu odpowiedz, proszę cię.
Marcus w wersji łagodnego baranka, no tego jeszcze nie grali.
- Nie, nie mam. - Odparłem zgodnie z prawdą. - Dlaczego o to pytasz?
- Przekonasz się, gdy dojedziemy.
- Długo jeszcze? - Zabrzmiałem w tamtym momencie, jak znudzone drogą dziecko, lecz nie dbałem o to.
- Jakieś trzy godziny. - Odpowiedział, uprzednio zerkając na zegarek.
- Jakim cudem zatem przyjechałeś tak szybko na komisariat? - Zapytałem, lecz odpowiedziała mi cisza.
- Byłem u znajomego. - Oznajmił zatrzymując się na światłach, odwrócił się w stronę mojej osoby. Pierwszy raz od tych kilku miesięcy nasze spojrzenie się napotkało.
Nie potrafiłem jednak w jego oczach zobaczyć niczego pozytywnego, po prostu kurwa nie potrafiłem.
- Podczas twojej nieobecności, przeprowadziłem się. Wydaje mi się, iż to nawet lepiej, że zaczniemy od nowa w nowym miejscu. Tamten dom mógłby ci przypominać o gorszych chwilach. - Przerwał na moment i uciszył mnie wzrokiem, gdy dostrzegł, że chciałem już mu się wciąć w zdanie. - Gorszych chwilach, które już nie wrócą. Nie skrzywdzę cię. - Dokończył, a następnie nie czekając na moją odpowiedź, odwrócił się w stronę drogi przed nim i samochód ponownie ruszył.
''Nie skrzywdzę cię''
Przestałem już wierzyć w te słowa, są gówno warte. Jednak nie podzieliłem się z nim swoimi myślami.
W milczeniu znów przekręciłem swoje ciało w stronę okna i lekko się o nie oparłem. Zasnąłem.

CZYTASZ
I'm drowning in your eyes
Romansa''- Mogę ci ufać? - A czy Anioły w deszczu tańczą z bestiami piekieł? - Zapytał uważnie mi się przyglądając. - Jak Anioły w desz- Przerwał mi. - Jeśli nie boisz się zmoczyć skrzydeł, zapraszam do tańca. - Zaśmiał się, wsiadając do samochodu." Uwaga...