Rozdział XXV

1.4K 54 3
                                    

W poniedziałek rano przy wspólnym stole spotkała się siódemka przyjaciół z różnych domów. Księżniczka popatrzył po wszystkich i delikatnie trzymając dłoń swojego partnera uśmiechnęła się do reszty zebranych. Jej biżuteria była właśnie sprawdzana przez aurorów w jej posiadłości, a jej bezpieczeństwa pilnował przede wszystkim Christopher. Ronald wrócił już do szkoły i co chwilę posyłał dziewczynie zmartwione i wściekłe spojrzenie równocześnie.

-Cieszę się, że was wszystkich widzę. W jednym kawałku oczywiście. Pans, Harry, opowiecie coś?
-No tak, tak... - Harry podrapał się po głowie zawstydzony. - Mama Pans jest no...wspaniałą kobietą- odchrząknął, grzebiąc w talerzu.
-Przestań- brunetka trzepnęła go w tył głowy. - Moja mama Cię uwielbia, żebyście to widzieli, wręcz skakała wokół niego. No może pozadawała dużo pytań, ale...
-Dużo? Dużo?! Ona pytała mnie o wszystko, łącznie z tym jak dużo planujemy mieć dzieci! To było straszne, cholera, ale jak trochę wypiła to zrobiło się lepiej. A Ty Ginn? Masz strasznie niemrawą minę.
-Dajcie spokój. Wyprowadziłam się z domu. Od dziś oficjalnie mieszkam u Zabiniego. Może i mam dobry kontakt z jego mamą, ale to mimo wszystko strasznie wcześnie. Gdy przyszliśmy do Nory Ron dostał szału, zaczął się wydzierac i rzucać w Blaise zaklęciami. Kiedy tacie udało się go obezwładnić mama powiedziała, że może będzie lepiej jak wyjdziemy. Zaczęłam się z nią kłócić ale było tylko gorzej. Poszłam do swojego pokoju, jednym machnięciem spakowałem wszystko i wyszliśmy. Mama gdy to zobaczyła próbowała mnie zatrzymać ale było za późno, obie powiedziałyśmy zbyt wiele. Do końca Hogwartu już nie wracamy do domów, a we wrześniu i tak planujemy się pobrać. Zaproszenia jeszcze dostaniecie, myśleliśmy o tym, żeby przyspieszyć trochę ten termin, bo czystokrwiste rody są bardzo konserwatywne i mieszkania razem przed ślubem jest... No sami wiecie.
-Nin, możesz mieszkać u mnie. I tak razem z Luną i Pans jako moje druhny, oczywiście, jeśli się zgodzicie... będę potrzebowała pomocy przy organizacji wesele, no i zawsze jesteś u mnie mile widziana- Hermione uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółek, które zerwały się od stołu by porwać ją w ramiona.
Chłopaki popatrzyli po sobie i ze wzruszeniem ramion ruszyli na zajęcia, pozwalając im się nacieszyć swoją obecnością.

Czas mijał im szybko i dość spokojnie. Dziewczyny spędzały wieczory planując dwa wesele, księżniczki i panny Weasley. Stworzyły nawet małą komisję weselną do której dołączyły bliźniaczki Patil, Milicenta i Hanna. Zamawiały mnóstwo gazet i czytały królewskie protokoły, by wszystko było idealnie i babcia Hermione nie mogła narzekać. Na początek kwietnia planowały weekend w Paryżu w poszukiwaniu sukien ślubnych i dla druhen. Pani Zabini czynnie brała udział przysyłając Ginny próbki tkanin, propozycję ozdób, czy co chwilę zmienianąc listę gości. Co prawda ślub wiewiórki miał się odbyć ponad dwa i pół miesiąca później niż księżniczki ale i tak panowała nerwowa atmosfera, dodatkowo dziewczyny powoli stresowały się zbliżającymi egzaminami końcowym.

Zaledwie cztery dni od rozpoczęcia "weselnej gorączki" jak to nazywał Draco przyszedł list z ministerstwa, mówiący, że nie wykryto żadnych nieprawidłowości i biżuteria księżniczki czeka na nią w gabinecie dyrektorka. Młody Malfoy od razu ruszył by ją odebrać i tuż przed drzwiami spotkał Christophera.

-Co Ty tu robisz? Nie pilnujesz Hermione? - młodzieniec zmarszczył brwi, zatrzymując się w pół kroku zdziwiony.
-No jak to? Dostałem właśnie informację od jakiegoś młodego gryfona, że mam przyjść do gabinetu odebrać biżuterię księżniczki.
-Ja dostałem oficjalny list z ministerstwa. To znaczy Hermione dostała ale go otworzyłem i jestem tu w tej samej sprawie. Kto z nią został?
-Ta dwójka aurorów, są w bibliotece z Panią Skamander.
-Zostawiłeś ją z tymi idiotami?! - Draco puścił się biegiem i już po chwili wpadł z hukiem do pomieszczenia, zbywając srogie prychnięcia Pani Pince machnięciem ręki. - Gdzie ona jest? - dopadł do aurorów, rozglądając się jak w gorączce.
-Wyszła do łazienki, nic jej nie jest.
-Sama?! Puściliście ją samą?! - Malfoy wyciągnął różdżkę i nim aurorzy zdążyli zareagować wysłała patronusa do Mcgonagall, sam biegnąc jej dalej szukać.
Tak jak myślał, w łazience jej nie było, tak samo jak w jej prywatnych komnatach, a na 2 piętrze znalazł jej różdżkę. Kląc szpetnie dotarł na dziedziniec, gdzie spotkał się z nauczycielami, którzy już tam czekali, razem z Luną która zwołała całą ich paczkę.

Nienaruszalna dwudziestka ósemkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz