Rozdział XX

1.3K 50 1
                                    

Dni mijały powoli i monotonnie, a Hermione'a z każdą kolejną dobą wydawała się bardziej odległa i zagubiona. Natłok zadań ją przytłaczał i wypruwał z niej każdą iskierkę radości, która przed wiosną zdołała zagości w jej sercu. Jej narzeczony przyglądał się temu ze zmartwieniem i rosnącym w sercu niepokojem. Ta drobna szatynka, z którą spędzał ostatnio tyle czasu na dobre zagościła w jego sercu.

Chłopak uśmiechnął się z kpiną do swojego odbicie w lustrze, poprawiając krawat. Jego ciało ostatnio go zawodziło i nie mógł zrozumieć jak do tego doszło. Zdawał sobie sprawę, że ta kujonka i najlepsza przyjaciółka Pottera, którą gardził przez lata już niedługo zostanie jego żoną, a uczucia której do niej żywił, tylko to ułatwiały. Jednak w nim samym zaszła jakaś zmiana, czuł się jakby zapadł w zimowy sen, z którego nie mógł się wybudzić.

Na początku chciał wygrać z innymi, tylko to się liczyło, w końcu miał wynieść swój ród na wyżyny społeczne. Później doszła determinacja, by udowodnić sobie i wszystkim, że gdy tylko chce może uwieść każdą, nawet księżniczkę Gryffindoru. Potem przyszło pożądanie, które rozpalił w nim jej sprzeciw i wrogie nastawienia, a także nieziemskie ciało. Bo to musiał przyznać sam przed sobą. Nigdy nie spodziewał się, że Panna-Wiem-To-Wszystko może mieć coś pod tymi wełnianymi swetrami i mugolskimi spodniami. Gdy udało mu się dopiąć swego i zdobyć ją w tak krótkim czasie zapragnął więcej. Zdecydowanie więcej. Wspomnienia jej wijącego się ciała wywoływały w nim najmroczniejsze instynkty. Pragnąłby patrzyła tak tylko na niego, najlepiej już na zawsze. Zaborczość jakiej się po sobie nie spodziewał i zazdrość, gdy widział spojrzenia innych mężczyzn ogarniała jego serce, wypalając w nim czarną dziurę. Sam nie wiedział kiedy doszło do tego zainteresowanie jej wiedzą, zdolnościami i przede wszystkim naturalnym talentem do odnalezieniu się w każdej sytuacji. Gdy zaczął postrzegać ją inaczej nadarzyła się szansa jakiej nie mógł przepuścić. W końcu ślizgoni słynęli ze swojego sprytu, a on, on był królem tej jaskini węży. Dopiero gdy dopiął swego zaczął zauważać, że poza tym palącym pożądaniem i zaciekawieniem jej osobą kryje się znacznie więcej. Dopiero z czasem zrozumiał, że szanuje jej umiejętności, zaangażowanie i poświęcenie. Z czasem dostrzegł te małe gesty, które chwycił go za serce i przywiązały do niej, niczym kotwica do statku.

Gdy luty dobiegał końca w pełni zrozumiał co takiego czuł do tej dziewczyny i zaczęło napawać go to przerażeniem. On, Draco Malfoy, Dziedzic rodu i czysto krwisty przywódca Slytherinu, były śmierciożerca był nieodwołalnie zakochany w dziewczynie, którą znaczną część swojego życia poniżał i szykanował, jak się okazało niesłusznie. Rzucił ostatnie spojrzenie na swoje odbicie i wyszedł z pokoju, by jak co rano stanąć przed drzwiami przyszłej żony i wspólnie z nią iść na śniadanie.

Hermione Granger była niezwykle utalentowaną czarownicą, najzdolniejszą od czasów samej Ravenclaw, ale od jakiegoś czasu to określenie i oczekiwania z nim związane zaczęły ją tłamsić. Sypiała coraz gorzej i jedzenie, które jadła traciło smak, a praca i nauka stała się nużąca. Bo nie bez kozery Panna Granger została gryfonką. Każdy kto choć trochę lepiej ją poznał wiedział, że łączyła w sobie cechy wszystkich Hogwarckich domów. Była oddana jak puchonka, inteligencji zazdrościł jej każdy krukon, a spryt którym wykazywała się od pierwszego roku mógł być dumą każdego ślizgona, jednak te wszystkie cechy przeważał jej temperament. Na pozór spokojna i ułożona, jednak większość jej życia napędzała adrenalina i determinacja. Można by rzecz, że miała charakter rewolucjonisty, nie potrafiła wysiedzieć w miejscu, a przede wszystkim nie należała do osób, które spokojnie coś naprawiają. Wolała burzyć i nim zgliszcza zdążyły wystygnąć budować na nowo. Jednak życie zawsze wymagało od niej cierpliwości i stateczności. To ona musiała hamować zapędy dwóch dzieciaków, a później nastolatków. I gdy już myślała, że uwolniła się spod tego brzemienia nałożono na nią kolejne i zmuszony by wpasowała się w stworzone ramy. Czuła jak z każdym dniem przygasa, była jak słońce oglądane zza zasłony, jak stłamszona burza zmieniona w jesienną mżawkę i nie potrafiła się z tym pogodzić. Do tego wszystkiego był jeszcze on. Nie potrafiła zrozumieć jak mógł tak bardzo się zmienić. Może pozostawał arogancki i wyniosły w tym co robił ale coraz częściej zauważała, że ten mrok którego tak bardzo się obawiał, a wręcz obezwładnił ją i pochłonął żywcem tej grudniowej nocy, gdzieś zniknął. Został zastąpiony przez troskę i poczucie stabilizacji.

Nienaruszalna dwudziestka ósemkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz