[22,0] - Kidnapped

603 58 48
                                    

Przez cały tydzień Hoseok chodził jak struty. Przechodnie na ulicy go denerwowali, smród w autobusie był bardziej nieznośny niż kiedykolwiek, a na każdą dziewczynę, która próbowała z nim flirtować, miał ochotę zwymiotować. Wiecznie uśmiechnięty trener stał się postrachem niemal każdego w studiu tańca. Dopatrywał się najmniejszego błędu, drgnięcia, a potem wyżywał się na swojej ofierze, co teoretycznie miało poprawić mu humor. Ale nie poprawiało.

- Sungwoo, czy ty do cholery nie potrafisz powtórzyć tak prostego ruchu?! Hyerin, lewe ramię niżej, mówię to już drugi raz! Jihyun, nie garb się! Co się z wami dzieje?! - krzyczał jak opętany, gdy grupa nastolatków starała się jak najlepiej zatańczyć choreografię, którą Hoseok pokazał im na zajęciach w zeszłym tygodniu. Była trudna, wymagała dość dużej kontroli ciała i zgrania, nie mówiąc już o tym, że nawet nie do końca dobrze ją pamiętali.

- Hobi-hyung? Jeszcze nie skończyliście? - brunet nawet nie zauważył, gdy do sali wsunął się Jimin. Był zbyt zajęty pastwieniem się nad swoimi podopiecznymi. Spojrzał na niego, a zaraz potem na zegarek.

- Faktycznie, trochę ich przetrzymałem - mruknął sam do siebie, gdy dotarło do niego, że półtora godziny zajęć przedłużyło się do niemal dwóch i pół. - Zejdźcie mi z oczu. Za tydzień widzę to zatańczone idealnie, a jeśli nie, to będziecie mogli tylko pomarzyć o występie na festiwalu.

Uczniowie szybko opuścili salę, w biegu chwytając swoje rzeczy i posyłając Parkowi spojrzenia pełne wdzięczności. Drzwi trzasnęły za ostatnim z nich dosłownie kilka sekund później, na co Jimin westchnął zrezygnowany.

- Coś chciałeś, Jiminnie? - spytał Jung, jak gdyby nigdy nic, podchodząc do niskiej ławki. Wilgotny ręcznik zarzucił sobie na spocony kark, po czym sięgnął po butelkę z wodą, która była już niemal w całości opróżniona. Nie chciał pokazywać, że nie czuje się do końca w formie. Jimin na pewno wiedział, co wydarzyło się między nim i Yoongim, a brunet nie miał najmniejszej ochoty dawać po sobie znać, że sam nie najlepiej znosi tę sytuację. Nie chciał litości. 

- Właściwie to chciałem z tobą pogadać - zaczął niepewnie Jimin. - Martwię się.

Widział doskonale zaciętą minę Hoseoka, który za wszelką cenę unikał jego wzroku. Położył delikatnie dłoń na ramieniu starszego, ale ten dalej uparcie patrzył gdzieś przed siebie.

- Wszystko jest w porządku - odparł, nie mając zamiaru wdawać się z Parkiem w głębsze dyskusje.

- Jesteś strasznie nie w sosie, dzieciaki panicznie boją się twoich zajęć, bo ciągle krzyczysz, chodzisz przybity i w ogóle się nie uśmiechasz - wyliczał przez chwilę blondynek. - Nie trzeba być Sherlockiem, żeby zauważyć, że coś jest nie tak.

- Po prostu się nie wysypiam - rzucił pierwszą lepszą wymówkę.

- To przez Yoongiego?

- Nie chcę o nim rozmawiać - odburknął brunet.

Jedynym czego teraz potrzebował, był zimny prysznic i ciepłe łóżko. Nie miał zamiaru po raz kolejny nie przespać nocy, mając wrażenie, że słyszy cichy płacz z piętra niżej. A jeśli Yoongi faktycznie płakał, to właśnie Hoseok był tego powodem. Mieli się przecież przyjaźnić. Byli naprawdę blisko, ale nic poza kumplowaniem się. A może nie? Hoseok miał mętlik w głowie, ale wciąż uparcie pielęgnował w sobie złość na starszego. Nie widział innego wyjścia z tej sytuacji, bo przecież nie był gejem. Nigdy żaden facet nie spodobał mu się na tyle, by pomyśleć o nim, jak o kimś, z kim mógłby pójść do łóżka. No, może wyjątek stanowił Yo-... Kurwa.

- Czyli o niego chodzi - skwitował Jimin z tryumfalnym uśmiechem na ustach. - Obaj jesteście w rozsypce, może powinniście się pogodzić?

- I tak nie będzie jak wcześniej - Hoseok skierował się do drzwi, zabierając po drodze swoje rzeczy i klucze. Jimin oczywiście podążył za nim, niczym cień, wypowiadając słowa, których Hoseok nie chciał słyszeć. Bał się ich.

- Nie, ale może być lepiej niż wcześniej.

- Nie jestem ciotą - warknął w końcu, od razu orientując się, że nie powinien wyrażać się tak przy przyjacielu. - Przepraszam.

- Hyung, po prostu to przemyśl, dobra? Ja będę spadał. W razie czego zawsze możemy gdzieś razem wyskoczyć - młodszy puścił tancerzowi oczko i jak nagle się pojawił, tak szybko zniknął. Gdy Hoseok odwrócił się, zamknąwszy salę na klucz, Jimina już nie było.

Kilka minut później Hobi brał już prysznic w studyjnej szatni. Zazwyczaj musiał czekać, aż jego podopieczni się zbiorą, często ucinając sobie jeszcze z nimi krótką pogawędkę, jednak dzisiaj przebieralnia świeciła pustkami. Hoseok wziął głębszy oddech, zastanawiając się, czy aby na pewno nie przesadzał na treningach ze swoimi uczniami. Zawsze był wymagający, ale za to cierpliwy. Często powtarzał z młodszymi dane ruchy aż do skutku, ciągle udzielając nowych wskazówek. Słowa otuchy były u niego na porządku dziennym, gdy wyczerpani tancerze nie mieli już siły poruszyć ani jednym mięśniem, a do roboty było aż nadto. W tym tygodniu jednak nikt nie usłyszał od Hoseoka niczego na wzór pokrzepienia, ale za to po raz pierwszy mieli okazję przekonać się na własnej skórze, jak ich trener krzyczy. I nie było to przyjemne doświadczenie.

Wyszedł spod natrysku i od razu zabrał się za wycieranie włosów i reszty ciała. Spojrzał w lustro wiszące nad jedną z umywalek i niemal krzyknął. Wyglądał okropnie, wcale nie przesadzał. Był nienaturalnie blady, a jego oczy podkrążone. Zupełnie tak, jakby przez tydzień przybyło mu z dwadzieścia lat. Szybko odwrócił się bokiem do swojego odbicia, nie chcąc na nie patrzeć. Ani żeby ono nie patrzyło na niego, bo miał wrażenie, że nawet pieprzone lustro ocenia go za to, co zrobił tamtego wieczoru.

Po wyjściu z szatni odniósł wszystkie klucze na miejsce i był gotowy do opuszczenia studia. Jeszcze raz sprawdził, czy aby na pewno niczego nie zapomniał, po czym ruszył ciemnym, pustym korytarzem do wyjścia. Pchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz, zaciągając się ciepłym, wiosenno-letnim powietrzem. Słońce musiało zajść kilka minut wcześniej, bo przed budynkiem zrobiło się dziwnie ciemno, chociaż wciąż było ciepło i duszno.

Nagle usłyszał jakiś szmer, gdzieś za sobą. Zmarszczył brwi i zerknął przez ramię na wysokie krzewy, rosnące wzdłuż wejścia. 

Pewnie jakiś ptaszek buszował między gałązkami.

Albo coś większego.

- Uspokój się, Hoseok. Popadasz w paranoję - burknął sam do siebie, ruszając trochę żwawszym krokiem niż zazwyczaj. Miał nadzieję, że dzieciaki z ostatniej grupy nie postanowiły nagle zaczaić się na niego i spuścić mu manto, po tym, jak okrutnie wyżywał się na nich podczas zajęć.

Przeszedł koło czarnego auta z przyciemnionymi szybami, a na samą myśl o tym, jego serce zaczęło bić jeszcze mocniej. Już miał skręcić w pobliską alejkę, gdy nagle ktoś złapał go za ramiona od tyłu. Chciał krzyknąć, ale w tym momencie inna osoba założyła mu worek na głowę i przewiązała apaszką miejsce, w którym powinny znajdować się usta. Jung jednak nie zamierzał dać za wygraną, szarpiąc się na wszystkie strony i próbując kopnąć porywaczy. Bo chyba zamierzali go porwać, co nie?

- Cholera, przestań się wyrywać - warknął mężczyzna za nim. Jego głos był zniekształcony, zapewne miał na sobie maskę albo kominiarkę. Worek na głowie Hobiego też skutecznie zagłuszał niektóre dźwięki.

- Nie mamy nic, żeby go obezwładnić? - zapytał drugi.

- Po prostu mu zajeb w łeb, Eagle Three. Na filmach to zawsze działa - warknął jeszcze inny, naprawdę głęboki głos.

- Ech, wybacz.

Zaraz po tych słowach Hoseok poczuł mocny ból w potylicy, a potem nie czuł już nic a nic. 







Here comes the circus, Moi Drodzy. W końcu w zamierzeniu to miała być komedia. Czy coś w tym stylu ;-;

No i miało być w piątek, ale musiałam się odstresować po analizie matematycznej. Tam to jest dopiero dramat, believe me.

Widzimy się jutro w DL! Mam nadzieję, że Wam się spodoba ^^

Can You Feel My Heart? | SopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz