Part 7

8.6K 486 23
                                    

Kolejne rozdziały będą z punktu widzenia Jessie, bo nie lubię pisać w 3 osobie xx

- I tak po prostu powiedział ci to w twarz? - Louise o mało co nie zakrztusiła się kawałkiem jagodowej babeczki.

- Tak - wzruszyłam ramionami. - Najpierw mnie pocałował, a potem powiedział, że jestem mu potrzebna tylko po to, żeby się pozbyć Taylor. Och nie, przepraszam. On mnie ZMUSIŁ żebym go pocałowała pomimo tego, że nigdy tego nie robiłam.

- No ale nie wiedział tego Jess. Zresztą, wiedziałaś w co się pakujesz. Ostrzegałam.

Spotkałam się z Louise po raz pierwszy od miesiąca. Dziewczyna miała teraz masę pracy plus jeszcze zbliżała się jej druga rocznica ślubu. Louise wzięła ślub w moim wieku i jak widać nie żałuje tej decyzji, pomimo wyraźnego sprzeciwu jej rodziców. Bali się, że przedwczesny ślub zniszczy jej i Louisowi życie.

- A tak by the way, trzymaj - długowłosa podała mi piękną kopertę. Zaciekawiona szybko ją otworzyłam uważając, aby jej nie porwać.

Louise i Louis Tomlinsonowie* mają zaszczyt zaprosić Jessicę Harrie Lawrence na swoją drugą rocznicę ślubu.

Dalej nie czytałam. Poczułam znajome ukłucie w sercu, ale nie dałam po sobie tego poznać. Lou i Louis są taką słodką parą...

- Dzięki... - burknęłam. - I gratulacje.

~*~

Cały dzień chodziłam wkurwiona. Ludzie zachowywali się jakbym wcale nie istniała! Szturchali mnie w metrze, popychali na schodach. Co za bydło, ja pierniczę. Na domiar złego ubrałam dziś koturny, dlatego to jest istny cud, że jeszcze nie zaliczyłam gleby. Ale jak tak dalej pójdzie to zęby zostawię w podłodze. Wracając do domu potknęłam się.

- Cholera - wysyczałam. Zawartość torebki wysypała mi się na ziemię i niemalże natychmiastowo zaczęłam ją zbierać. Uwinęłam się dość szybko i już miałam 'biec' dalej kiedy usłyszałam swoje imię. Odwróciłam głowę i ujrzałam osobę, o której myślałam, że zapomniała o moim istnieniu, jak reszta społeczeństwa mijana na mieście.

- Zgubiłaś coś, księżniczko.

- Harry! - Choć bardzo chciałam nie mogłam powstrzymać uśmiechu na jego widok. Wyglądał dzisiaj wyjątkowo przystojnie. Hee, co ja gadam, on ZAWSZE wygląda przystojnie. Nawet w worku na śmieci byłoby mu ładnie.

Hazza trzymał mój telefon. Matko, co ja bym zrobiła gdyby się zgubił! Ten chłopak ratuje mi życie.

- Dziękuję - wymamrotałam odzyskując swoją własność.

- Nie ma sprawy, kotku. Co u ciebie?

- Nudno odkąd się nie odzywasz - rzuciłam prosto z mostu, od razu żałując działania pod wpływem impulsu. Nigdy, kurwa, nie przemyślę, tylko plotę to, co mi ślina na język przyniesie. Zawsze na moją niekorzyść.

- Przepraszam słoneczko, byłem trochę zajęty - podrapał się po karku.

- Nic nie szkodzi. Istnieje coś takiego jak zadośćuczynienie - mrugnęłam "zalotnie". Oczywiście, w moim przypadku wyglądało to masakrycznie, no ale trudno. Mistrzem podrywu nie jestem niestety.

- A cóż mógłbym dla ciebie zrobić? - uśmiechnął się słodko.

- Ymm... - zarumieniłam się patrząc się w buty.

~~~~~~~~~~~~~~~
* lel xD

Jak myślicie, o co go zapyta? :D

W ogóle doceńcie to, że tak was kocham i z bolącym palcem piszę kolejny rozdział, ale to z miłości do was haha :*

Także, do następnego ;3

Dziewczyna do wynajęcia || h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz