vii.

516 40 4
                                    


                — Marylo, nie rozumiesz! Ta szkoła jest piękna! Chcą mnie tam przyjąć!

To był ostatni tydzień, który Ania miała spędzić w Kalifornii i za nic nie chciała wyjeżdżać. Zaczęła przyglądać się szkole, o której opowiedział jej Clark i naprawdę jej się spodobała.

— Aniu, nie zostawię cię samej w tym mieście! Widziałam zbyt wiele dziwnych rzeczy, a taka nastolatka jak ty nie będzie w stanie ich znieść! — odparła kobieta, pakując swoje rzeczy i zerkając na list, który rudowłosa dostała ze szkoły. — Nadal nie mogę uwierzyć w to, że poszłaś sama do tej szkoły i zapytałaś, czy mogłabyś się zapisać! Pewnie bardzo chcesz tam iść?

Jedynie skinęła głową. Przez jej ciało przewijało się zbyt wiele emocji, by mogła coś powiedzieć. Radość, podekscytowanie, smutek. Podaj jakieś uczucie, ona je czuła.

— Chcę się z nimi spotkać. Podaj mi ich numer, jeśli ich polubię, to być może będziesz mogła zostać.

Dziewczyna pisnęła, a jej krzyk rozległ się echem po korytarzach hotelu.

— NIE ZAMORDUJĄ MNIE, IDĘ DO SZKOŁY MUZYCZNEK! — Zaczęła dobijać się do drzwi pokoju Diany. — DI, ZOSTAJĘ! NO CÓŻ, MAM TAKĄ NADZIEJĘ. JA—

Z twarzy Barry dało się wyczytać jednocześnie radość i smutek.

— Diano, co się stało?

Posłała jej uśmiech.

— Bardzo się cieszę, ale ja nie będę mogła zostać. Już i tak trudno było mi przekonać moją mamę, żebym mogła przylecieć tu na dwa tygodnie, a co dopiero zostać do końca roku! — Złapała ją za rękę. — Aniu, kochana, jestem z ciebie taka dumna! Zostaniesz ogromną gwiazdą, a ja będę twoją menedżerką! Będziesz gwiazdą, laska! — Przyciągnęła przyjaciółkę do uścisku. — Chodź, powiemy Ruby i Jance.

Wtedy szybko podbiegły do kolejnych drzwi.

— ZGADNIJCIE KTO-JERRY? — W pokoju jeden z najlepszych przyjaciół Gilberta obściskiwał się z jej przyjaciółką. — Uch, zostaję w Kalifornii!

Wszyscy obecni w pomieszczeniu zrobili się cali czerwoni.

— J-już pójdziemy. — Obie dziewczyny wybiegły, cicho chichocząc. — Och, muszę powiedzieć Gilbertowi! Na pewno się ucieszy!

— Na pewno. — Zaśmiała się Diana.

— O czym mówisz?

— Po prostu widzę, jak na siebie patrzycie. Coś między wami jest. Zdecydowanie mu się podobasz! — Puściła jej oczko, przez to twarz Shirley zrobiła się jeszcze czerwieńsza niż wcześniej;.

— C-co? Nie, nie! Ma dziewczynę, Willow, i są w sobie zakochani! My tylko się przyjaźnimy! — Mówiąc to, zaczęła wpisywać numer bruneta.

— Tak, przyjaciółmi, którzy piszą ze sobą przez całe dnie i noce! Przyjaciółmi, którzy patrzą na siebie, jakby chc—

— Zamknij się! My nie... My nigdy... To znacz... Muszę do niego zadzwonić! Do zobaczenia później! — Weszła do swojego pokoju, następnie opierając telefon o laptopa. — Hej, Gil! Och, jesteś zajęty? Mogę zadzwonić później.

— Nie, po prostu wyszedłem z Willow i Autumn. Poszły po jedzenie. Co tam? — Mrugnął, przez co żołądek Ani się zacisnął.

— Pamiętasz, jak Clark wspomniał o szkole muzycznej? — Kiwnął głową. — No cóż, wczoraj z nimi rozmawiałam i się dostałam! Ale musiałam jeszcze porozmawiać z Marylą. Nie była tego pewna, ale zostaję!

— Aniu, to cudownie! Jestem z ciebie taki dumny! To świetnie, zostajesz z nami w Kali! Szkoda, że cię tu nie ma, bo bym cię wyściskał! — Oboje trochę się zarumienili. Wtedy w tle rozległ się głos Willow, która wołała jego imię. — Słuchaj, muszę lecieć, ale zadzwonię później! Do zobaczenia, Marchewko!

— Marchewko? Och, już nie żyjesz! Pa, Blythe. — Rzuciła telefon na drugi koniec pokoju i zaczęła skakać po łóżku. — BRAWO JA! BRAWO JA! BRAWO JA! ZROBIŁAM TO! ZROBIŁAM TO!

— Uch, Aniu. Nie rozłączyłaś się. — Rudowłosa zobaczyła twarz Gilberta na ekranie komórki. — Pa, dziwaku.

KOCHAŚ ━ SHIRBERTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz