Rafa
Biegnę nad przepaścią
Do wody wpadam niestety
Szamocząc się przez chwilę
Szepczę swe sekretyOddech mi potrzebny
Powietrze mi oddajcie
Bom ja niewybredny
A wy moim odejściem się napawajcieCzuję me życie
Jak ucieka spod palcy
Takie nijakie to bycie
Teraz przyznam to sobie otwarcieOstatni oddech wypuszczam
Napawam się odejściem świata
Żegnam się z tym miejscem
Spokój mą duszę w końcu oplataPowstrzymać się już nie potrafię
Ból w sercu mnie przygniata
A wtem opadam na rafę
Oplata mnie cisza i wrzawaWciągam do ust wodę tak słoną
Płuca mnie pieką
Gdy walczę ze sobąTrochę się wściekam
Na Boga
Na ludzi
Ale cóż mogę
Skoro sama sobie nie pomogęA kiedy już wszystko miało się skończyć
Widzę istotę nad sobą bez kończyn
Która z pewnością chce wszystko zakończyć
Lecz chcieć a zrobić to wyczyn ogromnySens swój straciła
I jak wszyscy
Swój żywot zakończyłaTak w ciszy siedzi obok rafy
Ja już nie walczę o istnienie moje
Spoglądamy na nasze gafy
I śmiejemy się z tego obojeMalutka rybka obok nas przepływa
Śmieje się z ludzkich istnień
A my z nią się śmiejemy
Bo przecież nic już za to nie możemyWydaje ci się
"Teraz to nieistotne
Czy utoniemy razem
Czy jednak samotnie"
CZYTASZ
w ciemnościach
PoetryBo w ciemnościach nie widać szklistych spojrzeń... Wiersze pisane na parapecie przez uzależnionego od herbaty autora. Autora, który czasem wychyla się z okna nieco za daleko. Autora, który lubi określać się tym mianem.