Rozdział 24

576 23 2
                                    

Iris POV.

Spakowałam moje ubrania, książki i rzeczy osobiste. Dopakowałam buty i ulubioną poduszkę. Zamknęłam szczelnie kufer i narzuciłam na niego zaklęcie zabezpieczające. Święta tuż, tuż, a ja muszę jeszcze zrobić zakupy świąteczne. Jak zwykle na ostatnią chwilę. Westchnęłam i zastanowiłam się dokładnie co muszę kupić. Prezent dla ojca mam, leży od paru lat na dnie szafy i czeka na odpowiedni moment, tak samo mam już prezent dla Lucjusza, uroczysta marynarka z guzikami z wężem, Narcyza również ma prezent załatwiony, piękny komplet biżuterii wykonany z pereł. Zostało mi kupienie prezentu dla Różyczki, Draco, Severus'a i Wiktora, który dostanie go niestety dopiero za miesiąc, ale o Wiktorze opowiem potem. Westchnęłam i szybko ubrałam płaszcz oraz kozaki. Na głowę założyłam czarną czapkę, natomiast szyję obwiązałam zielonym szalikiem. Z kamiennym wyrazem twarzy gotowa do drogi zgarnęłam moją torebkę i wyszłam z dormitorium, na całe szczęście wszystkie moje współlokatorki wracają do domów na święta. Zbiegłam po kamiennych schodach i przeszłam dumnym krokiem przez cały pokój wspólny, który wypełniony był uczniami, jednak kiedy ktoś mnie widział od razu schodził z drogi i usuwał się na bok. Wyszłam z pomieszczenia przez wąski tunel i stanęłam na zimnym korytarzu. Szybko zaczęłam się kierować do sali od eliksirów po profesora Snape'a, który również nie zostaje na święta w Hogwarcie.

Zapukałam do jego drzwi i czekałam, aż ten łaskawie mi otworzy i wpuści do środka. Dopiero po trzech minutach usłyszałam kroki, a już po chwili otwieranie się drzwi.

-Szybko Riddle.- wyszedł z gabinetu i poszedł przed siebie. Dorównałam mu kroku i starałam się nadążać za morderczym tempem, a jednocześnie iść z gracją i kamiennym wyrazem twarzy. -Minus dziesięć punktów Potter.- powiedział Snape do Harry'ego, który był niechlujnie ubrany. Gdyby wzrok Potter'a mógłby zabijać profesor leżałby martwy, ale kiedy spojrzał na mnie od razu odwrócił się i szybkim krokiem poszedł przed siebie. Severus prychnął i trochę zwolnił kroku.- Dostałaś list od wariatki?- usłyszałam pytanie. Spojrzałam na mężczyznę i zmarszczyłam brwi, jednak po chwili zorientowałam się o co mu chodzi.

-Tak.- rzekłam spokojnie i cały czas patrzyłam przed siebie.- Chciałby Pan przyjść do mnie na kolację Wigilijną?- zapytałam szybko. Severus uniósł brew i przeanalizował moje szybkie słowa. Skrzywił się i pokręcił przecząco głową.

-Muszę być na kolacji u Weasley'ów w ramach spotkania Zakonu Feniksa.- wyjaśnił i spojrzał na mnie z ukosa. Przytaknęłam głową i cały czas wpatrywałam się przed siebie. Snape westchnął i spojrzał na mnie.- Przyjdź na te kolacje.- usłyszałam. Zaskoczona spojrzałam na mężczyznę i przecząco pokiwałam głową.

-Nie.- powiedziałam oschle kończąc rozmowę. No cóż kolejne święta spędzę sama z Różyczką i innymi skrzatami. Uśmiechnęłam się delikatnie w myślach, jednak kiedy poczułam powiew zimna uśmiechnęłam się naprawdę. Uwielbiam taką pogodę! Szybko przeszliśmy przez dziedziniec, a następnie ścieżką w lesie przez las.

-Dlaczego nie?- zapytał mężczyzna po dłuższej chwili milczenia. Na horyzoncie było już widać stacje i pociąg, który odjeżdża za dwadzieścia minut. Snape cały czas szedł przez siebie i nie patrzył na mnie. Podniosłam brew i prychnęłam.

-Córka Voldemorta'a, której wszyscy nienawidzą i życzą śmierci w torturach, nie będzie raczej mile widziana na kolacji Wigilijnej. Poza tym nie chcę psuć im tego dnia.- wyjaśniłam i schowałam twarz w szalik. Uśmiechnęłam się delikatnie, a ręce schowałam do kieszeni. Doszliśmy na stację i stanęliśmy przed pociągiem.- Wesołych świąt Severus'ie.- rzekłam spokojnie i szybko weszłam do pociągu. Zajęłam pierwszy wolny przedział, w którym już po chwili był mój bagaż. Ułożyłam się wygodnie i wyciągnęłam książkę, aby w spokoju przeżyć drogę...

***

Weszłam zmęczona do domu i ściągnęłam kozaki oraz ciuchy wierzchnie. Kufer zaciągnęłam do salonu i zostawiłam go na środku.

-Różyczko!- krzyknęłam. Przede mną zmaterializowała się skrzatka o wielkich oczach w ładnej sukience. Uśmiechnęła się na mój widok i przytuliła do mojej nogi.

-Różyczka tęskniła.- wyjaśniła. Poklepałam ją delikatnie po plecach i posłałam wielki uśmiech. Skrzatka odsunęła się kawałek i spojrzała z wyczekiwaniem.

-Zrób mi herbatę różaną, proszę.- usłyszałam huk i Różyczka zniknęła. Zaśmiałam się i usiadłam na moim fotelu. Postanowiłam, że zakupy świąteczne zrobię jutro rano na pokątnej, natomiast dzisiaj odpocznę i rozpakuję bagaże.

-Iris.- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się do Salazar'a, który spojrzał prosto w moje oczy i uśmiechnął się delikatnie.- Jak u Twojego ojca?- zapytał poważnie i rozsiadł się na namalowanym fotelu. Uśmiechnęłam się na jego widok, ale przy odpowiedzi na pytanie uśmiech zmalał.

-Wszystko dobrze.- staruszek przytakną i spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami. Uniosłam brew i pokręciłam rozbawiona głową. Slytherin prychnął i nic więcej już nie powiedział. Pokręciłam ze śmiechem głową i zabrałam się za rozpakowywanie kufra przy okazji popijając herbatę dostarczoną przez Gucia.

Wszystkie ubrania ułożyłam w szafie, książki odstawiłam na regał, buty na dno szafy, ulubioną poduszkę na łóżko, natomiast kosmetyki i tego typu przedmioty ułożyłam w łazience.

Po godzinie wszystko buło w rozpakowane, uśmiechnęłam się zadowolona i zeszłam do salonu. Wyszłam na patio i narzuciłam na siebie zaklęcie rozgrzewające. Usiadłam na drewnianej ławeczce i wpatrzyłam się w krajobraz przede mną. Piękne, malownicze pola, teraz były ciemne i przerażające, ale jednocześnie majestatyczne i pociągające.

Nagle poczułam mocny ból w klatce piersiowej. Syknęłam i zgięłam się w pół. Jednak on nie ustępował, wręcz przeciwnie, wzmacniał się, czułam jak moje serce zaczyna pękać i trawi je ogień. Krzyknęłam z bólu i wbiłam mocno paznokcie w ręce. Zagryzłam wargę, jednak kolejny krzyk wydostał się z mojego gardła. Spadłam z ławki i skuliłam się w kłębek. Zaczęłam mocno i szybko oddychać, z każdą kolejną minutą ból malał, oddychałam spokojniej i wolniej.  Przymknęłam oczy i położyłam rękę na miejscu gdzie powinno być serce, westchnęłam i powoli podniosłam się z ziemi. Cały czas podpierając się ściany otrzepałam ubrania i weszłam do środka. Opadłam na kanapę zmęczona i przymknęłam oczy, które same mi się zamykały.

——————————————————

Przepraszam za słabą aktywność, ale niestety szkoła jest wymagająca😭 jutro wstawię dwa nowe rozdziały❣️

Może i ten rozdział jest nudny, ale jest bardzo ważny dla fabuły❤️❤️

Ilość słów :957

Seven DevilsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz