Rozdział 38 + informacja

529 24 8
                                    

Nie było śniegu.

Rozciągał się przed nim pusty krajobraz, wyglądający jak wyrwany z horroru. W powietrzu krążyło coś ciężkiego, można powiedzieć, że był to smród nadchodzących wydarzeń. Drzewa nie miały już liści, a igły świerków zawieruszały mu się pod butami. Stał na polanie, oczekując na przybycie swojego gościa. Miał zamiar potraktować go jak najlepiej, z jak największym szacunkiem, aby potem odciąć mu głowę i przynieść ją Tomowi na talerzu.

Wygrzebał swój czarny, kieszonkowy zegarek, który zachował tylko przez sentyment. Zauważył, że bardzo przywiązał się do tej materialnej rzeczy, mimo że dostał ją od osoby, z którą miał teraz zerowy kontakt. Która była jego wrogiem. Zaobserwował, że jego gość się spóźniał. Cóż, nie, żeby tego nie przewidział — po prostu nadal miał nadzieję, że mężczyzna się tu pojawi. Byłoby o wiele łatwiej.

— Dwie minuty i trzydzieści pięć sekund do pojawienia się Zakonu Feniksa. Mam rację, Tom? — zapytał, patrząc w niebo. Miał wrażenie, że Riddle słyszy go głośno i wyraźnie, choć tak naprawdę był tu całkowicie sam. — Oby twój plan zadziałał. — Oczywiście, że zadziała. W końcu to plan Czarnego Pana, który jest człowiekiem nieomylnym, aplikującym o tytuł samego Boga. Harry jednak nie potrafił przestać się bać.

Trzask aportacji. Najpierw jeden, potem kolejne, aż w końcu przez te narastające dźwięki nawet wrony zerwały się z drzew, frunąc gdzieś w odległe miejsca. Był w centrum tego zgromadzenia, przerażony i zmartwiony o własne życie. Nawet, jeśli wiedział, że nic mu się nie stanie. Tom nie podał mu szczegółów, ale powiedział, że wszystko będzie dobrze, a on wyjdzie bez szwanku. Więc chyba trzeba mu zaufać, racja?

— A więc to prawda... — rozległy się głośne szepty między aurorami, a Potter czuł na sobie ich zdziwione spojrzenia. Ale to tylko część planu. Idzie tak, jak chciał Riddle.

Harry nie był teraz poszukiwanym mordercą. To była różnica między nim z wizji, a nim z teraźniejszości. Nie trzeba być jednak ponadprzeciętnie inteligentnym, aby połączyć kropki. Teraz, kiedy aurorzy zobaczyli Pottera przed sobą, natychmiast zdali sobie sprawę z tego, kto był autorem ataków na wioski, morderstw na mugolach, wspierania Czarnego Pana... to uderzyło w nich tak mocno, że niektórzy zapomnieli o tym, po co tu byli. Ciężko było patrzeć na to, jak Wybawiciel Czarodziejskiego Świata stał się osobą skorumpowaną przez władzę i moc.

— Te informacje naprawdę są prawdziwe... — wyszeptała jedna z aurorek, wysuwając się na przód. — Przykro mi, Harry, ale musisz pójść z nami. — Strach w jej oczach niczym nie dorównywał emocjom, które kłębiły się w ciele mężczyzny. Nie wiedział, czy powinien nazwać ich bandą idiotów, czy może zapatrzonymi w sprawiedliwość małpami. Patrzyli na niego tak, jak na cenną porcelanę, która stłucze się nawet po malutkim dotknięciu. Jak na niestabilnego człowieka, któremu wystarczy jeden ruch do zabójstwa z zimną krwią, nawet jeśli to wcale nie była prawda. Czy ludzie nie potrafią zrozumieć, że on z Tomem chce zbudować coś większego, coś, co zmieni cały świat? Wprowadzać rozwiązania, które wyjdą na dobre? Egoiści.

— Niesamowite, że w końcu Zakon Feniksa wziął się za robotę. — Zaklaskał, czując przypływ adrenaliny. Nerwowo przeskoczył z nogi na nogę, obserwując ten cały tłum wokół niego. — Wspaniała mobilizacja, jednak obawiam się, że nie macie na mnie żadnych dowodów.

Przypomniało mu się, co miał robić. Wzrokiem szukał drobnej, zakapturzonej postaci, doskonale wiedząc, co zaraz powinno się stać. Tom powiedział mu, że ta drobna kobieta jest ich głównym zagrożeniem, że trzeba ją jak najszybciej wyeliminować... choć Harry nie znał szczegółów, to miał zamiar zrobić to, o co go poproszono.

Połączeni | TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz