Rozdział 26

256 23 0
                                    

Dał ponieść się łagodnemu uczuciu aportacji, zresztą właściwie nie za bardzo o tym wtedy myślał. Po prostu zatapiał się w mocnym uścisku Toma, chcąc zacząć błądzić w tej szkarłatnej rzece jego oczu. Jego myśli krążyły tylko wokół tego, że w końcu wrócił do Riddle'a, że mężczyzna dotrzymał obietnicy. To rozpalało w nim radość, która słodko rozlewała się w jego szybko bijącym sercu.

Zaciągnął się zapachem kwiatów i trawy, gdy tylko gładko wylądowali. Musiał jednak to zignorować na rzecz oddalającego się Toma. Merlinie, to było niesprawiedliwe, że akurat, teraz kiedy musiał szybko iść, to natura najbardziej go kusiła. Wiaterek szeptał mu, żeby zerwał kilka stokrotek i dał je mężczyźnie, a ptaki rozsądnie prawiły, żeby położył się i odpoczął.

Mimo wszystko jednak faktycznie schylił się i zerwał kilka sztuk kwiatów, aby zaraz potem pobiec w stronę Riddle'a, który nie raczył na niego poczekać. Jednak ku jego zaskoczeniu, mężczyzna miał raczej zły wyraz twarzy, w przeciwieństwie do tego, jak beztrosko czuł się Harry.

— Co się stało, Tom? — zapytał, idąc po jego prawej stronie. Niezbyt wiedział, czy dobrym pomysłem byłoby teraz dawanie mu kwiatów, a w tym i pewnie chwastów (niezbyt się znał na tym wszystkim), dlatego po prostu trzymał ten mały bukiecik w dłoni. Patrzył na mężczyznę, który teraz wyglądał niczym wampir. Specyficznie załamane światło sprawiło, że jego włosy były teraz czarne jak pióra kruka, a oczy jeszcze bardziej mieniły się czerwonym, morderczym blaskiem. I Harry uznałby to za dość ciekawe i ładne połączenie, gdyby nie fakt, że teraz przejęty był tym, co się działo. Bo nie dostał odpowiedzi, a wręcz tylko jeszcze bardziej zaciśniętą szczękę Toma. — Patrz, zerwałem kwiaty dla ciebie! — Jego entuzjazm jednak nie doleciał do drugiego mężczyzny.

Gdy tylko Potter wsadził mu w dłoń pachnące kwiaty, ten bezdusznie rzucił wszystkie za siebie.

Harry poczuł dziwny ból, choć wiedział, że przecież to tylko jakiś mały bukiecik, zebrany w kilka sekund. Jednak postanowił zignorować to nieprzyjemne uczucie, na rzecz patrzenia się na niesamowite bariery.

Przed nimi stała rozłożysta rezydencja, która swoją wielkością przebijała nawet dom Malfoyów. Harry miał wrażenie, że już kiedyś widział ten budynek od zewnątrz, ale pewnie mu się wydawało — bo faktycznie samo w sobie mocno przypominało to dom Dracona, choć teren wokół był piękniejszy i weselszy. Chociaż był pewien, że gdyby miał być tu sam w nocy, to raczej nie byłby taki zadowolony.

Dosłownie sekundę później wraz z Tomem wkroczył w obręb barier ochronnych, które całe go wchłonęły. Dosłownie poczuł to dziwaczne wsysanie, jakby został pożarty przez jakiegoś potwora. Pięknego potwora, od którego błyszczała złota magia, pachnąca truskawkami.

Czy to była robota Toma? To tylko świadczyło o tym, jak potężnym jest czarodziejem. Wręcz zdawał się niepokonany. Bo kto inny mógłby stworzyć te idealne bariery jak nie on?

— Musiałeś bardzo się napracować, tworząc tak silną ochronę. — Starał się komplementować Toma, chcąc jak najszybciej poprawić mu humor albo chociaż dowiedzieć się, co jest nie tak. — Wygląda pięknie. I pachnie jak truskawki.

— Lubisz truskawki? — odezwał się w końcu Czarny Pan, jednak powiedział zupełnie co innego, niż Harry sobie wyobrażał. Dobrą wiadomością było to, że przynajmniej ton jego głosu był taki jak zawsze. Czyli spokojny... i może trochę pusty.

— A kto nie lubi? No, chyba że te kwaśne, to rozumiem. — Zaśmiał się, idąc przez coraz niższą trawę. Wcześniejszy teren wyglądał na bardziej dziki, a teraz wyglądało to tak, jakby ktoś mocno dopieszczał całe otoczenie. Weszli przez dużą bramę w obszar rezydencji, idąc obok dużego żywopłotu. Tak, to było zdecydowanie żywsze od domu Malfoyów, który zarażał pesymizmem. Harry pamiętał, jak kiedyś został tam złapany.

Połączeni | TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz