Prolog

2.9K 147 115
                                    

Obracał opuszkami palców rodowy pierścień Blacków. Syriusz podarował mu go przed jego śmiercią. Harry nigdy nie zastanawiał się, skąd mężczyzna go wziął, ale na pewno było mu ciężko zdobyć taki artefakt. Na wspomnienie o Stworku, który bronił skarbów na Grimmauld Place Potter cicho się zaśmiał.

Spojrzał na pięknego kruka, który był wygrawerowany na środku pierścienia. Interesujące stworzenie dumnie stało z uniesionym łebkiem. Cicho westchnął i założył pierścień na palec. Ostatni raz przejechał po jego nierównej powierzchni.

Machnięciem ręki przywołał do siebie kubek napełniony gorącą herbatą owocową. Jego ulubiona. Wciągnął jej zapach i przymknął oczy. Skupił się na delikatnym aromacie truskawek i malin, które w tym momencie działały na niego usypiająco.

Miał problemy ze snem, na który nic nie działało. Nic oprócz eliksirów, których jednak nie mógł brać w zbyt dużych ilościach, aby nie mieć później problemów zdrowotnych. Nie mógł zachorować, ponieważ był aurorem.

Nie lubił pracy w terenie. Było dla niego zbyt tłoczno, głośno. Nienawidził tego uczucia, kiedy to musiał wykonać jakąś misję i nie wiedział, czy wróci do domu. Niestety jednak został zmuszony, aby obrać taki kierunek. Od początku, czyli powstania teraz już lekko wyblakłej blizny na jego czole wiadome było to, kim się stanie. Wybawiciel czarodziejskiego świata. Złoty chłopiec, czysty, nieskażony i niezniszczony czarną magią, która była wszędzie. Każdy słyszał opowieści, według których ta starożytna i chora sztuka potrafiła opętać czarodzieja i przejąć pełną kontrolę nad jego ciałem. Ponoć niektórzy popełniali samobójstwa po tym, jak zło szeptało do ich uszu różne, przerażające słowa.

Jednak skłamałby, gdyby powiedział, że czarna magia w ogóle go nie interesuje. Od zawsze go do niej ciągnęło, uwielbiał przechodzić obok działu ksiąg zakazanych w Hogwarcie i wyobrażać sobie, jak czyta wszystkie tam dostępne tomy. Gdy tylko przechodził obok drzwi do owego działu czuł przyjemne mrowienie, bliskość magii, to wszystko było wręcz intymne, kuszące. Słyszał szepty, obietnice, które składało mu zło. Mówiło mu o potędze, jaką może zyskać po wpuszczeniu go do swojego życia. Nie wiedział, czy żałuje, że wtedy nie posłuchał tych tajemniczych głosów. Nie wiedział też, czy podobało mu się uczucie, jak to zło wchodzi do jego ciała. Jak robi z jego organami różne rzeczy, jak gdyby przewracało wszystko do góry nogami. Nie wiedział, czy lubił, gdy to wszystko przejmowało nad nim kontrolę, jak wchodziło do jego umysłu, manipulowało, robiło coś wbrew jego woli.

Chyba tylko sam Merlin wie, kim by był teraz Harry, gdyby wtedy na stałe wpuścił do swojego życia ten przerażający rodzaj magii. A może nawet on nie ma pojęcia.

Rozmyślania przerwał mu głos jego ukochanej.

— Kochanie, wróciłam! — Harry odpowiedział uśmiechem, starając się ukryć swoją niechęć. Problemy, problemy i jeszcze raz problemy. Nie potrafił pokazać prawdziwych uczuć.

— Cudownie, jak było w pracy?

— Dobrze, ale strasznie się zmęczyłam. Zazdroszczę ci tego wolnego, przydałoby mi się kilka dni odpoczynku. Dzisiaj w ogóle był niezły zapierdziel. Ale Tim opowiedział mi ciekawą historię o Jocelyn... — W tym momencie Harry przestał słuchać. Zaczynały się babskie plotki, Ginny akurat była mistrzynią tego typu rzeczy, potrafiła siedzieć nad Potterem i godzinami rozmawiać o współpracownikach.

Zaczął rozmyślać o początkach swojego małżeństwa. Uśmiechnął się na wspomnienie ich pierwszej, spędzonej razem nocy oraz tego, jak wspaniały był ślub.

Jednak Harry już dawno zauważył, że nie jest już między nimi tak, jak było kiedyś.

Nie ma żadnych czułości, zdał sobie sprawę, że on nawet ich nie chce.

Uczucie się już po prostu wypaliło, zresztą doskonale widział, że jego żona coś przed nim ukrywa. Przez chwilę poczuł zazdrość i ukrył rumieniec złości wbijając sobie paznokcie w kolano.

Czasami łapał się na tym, że chciał użyć legilimencji na Ginny, zobaczyć jej sekrety. Od czasu skończenia Hogwartu nauczył się korzystania z niej wręcz perfekcyjnie. Było to bardzo wymagające, ale się opłacało.

Przetarł zmęczone oczy i skarcił się w myślach, nie powinien nawet przez chwilę zastanawiać się nad użyciem tej okropnej sztuki na własnej żonie.

— Pójdę się umyć, a ty lepiej idź spać. Przyda ci się odpoczynek. — Ginny w końcu zauważyła, że Harry jej nie słucha. Kiwnęła lekko głową i poszła do łazienki.

Potter wstał z cichym westchnięciem. Nie chciał ranić rudowłosej, jednak to niegdyś głębokie uczucie się już wypaliło. Nie ma w jego brzuchu już tych motyli, żona jest mu... obojętna. Domyślał się, że na pewno kobieta myślała o nich tak samo.

Każdy z nich miał swoje własne sekrety. Harry wiedział, że ona coś przed nim ukrywa, widać to było po jej zachowaniu. Tak samo jak najprawdopodobniej Ginny wiedziała o Potterze. Zdawała sobie sprawę z tego, że przechodzą w małżeństwie kryzys, że już sobie nie ufają.

A jednak żadne z nich nie potrafiło zacząć konwersacji, szczerej rozmowy.

I odkryli w sobie tą moc do mówienia sobie prawdy, dopiero po wszystkim. Dopiero po przesądzeniu losu ich dwójki, kiedy to mogli zrobić wszystko wcześniej, a potem żyć spokojnie.

Jednak czy spokojne życie było czymś, co Harry'ego by satysfakcjonowało? Raczej nie. Nigdy się tego nie dowiedział.

Potter był ciekawy, czy jego żona wiedziała o tym, iż Dumbledore manipulował wszystkimi wokół. W końcu zarówno ona jak i inni byli w niego zapatrzeni jak w jakiegoś bożka. Dla wszystkich był wzorem do naśladowania, a tak naprawdę okazał się parszywym, obrzydliwym człowiekiem. Chociaż trzeba było przyznać, że to głównie dzięki niemu Harry zaczął się uczyć legilimencji, czyli bardzo trudnej sztuki, ale za to niezwykle przydatnej, mogącej pomóc w przyszłości, zmienić wszystko.

Ale czy wszystko przypadkiem nie równa się niczemu?

Gdy już będzie w tym mistrzem, będzie mógł wchodzić do głów innych, a oni nawet tego nie poczują.

I takie coś właśnie chciał osiągnąć. Nie wiedział dlaczego, ale jakiś dziwny głosik w jego głowie mówił mu, że kiedyś ta umiejętność mu się bardzo przyda. Dlatego też postanowił posłuchać.

Podszedł do okna, które miało najpiękniejszy widok spośród wszystkich. Codziennie wieczorem podchodził do niego i obserwował piękny zachód słońca. Zawsze dostrzegał tam nowe kolory, raz dominowała czerwień, potem żółć a nawet ciemny fiolet. Natura jest piękna, zawsze była, a ludzie tak bardzo to wszystko niszczą. Przerażające.

Po chwili dało się zauważyć pojedyncze gwiazdy, które na tle kolorowego nieba były tylko ledwie widoczne. Trzeba było się skupić, aby zobaczyć te białe kropki. Harry sączył swoją już trochę zimną herbatę, i po raz pierwszy od dłuższego czasu faktycznie się wyciszył, pomyślał i odstresował się.

Stwierdził, że mogłoby już tak być zawsze. Tylko on, jego ulubiony kubek i owocowa herbata oraz piękne widoki. Delikatny wiatr muskający jego włosy, szyję, owiewający szaty, które by lekko falowały pod dotykiem powietrza.

Przez swój stan głębokiej zadumy, nie zauważył kruka, który przyglądał mu się bardzo dokładnie. Można śmiało stwierdzić, że przenikał mężczyznę wzrokiem, wydobywał z niego wszystkie myśli i sekrety.

A potem ptak odleciał.

Wtedy los Harry'ego się przypieczętował. Wtedy rozpoczął się koszmar, z którego nie sposób było się wybudzić, aby zaczerpnąć chociaż odrobiny świeżego powietrza.

Połączeni | TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz