13

1.3K 77 10
                                    

Peter obudził się w nocy. Zerknął na zegarek. Była za kwadrans 3. Chłopak spał nie mniej jak 3 godziny!! Wade na pewno zauważył że go nie ma. Spidey nie wiedział czy ma wracać czy lepiej powłóczyć się po mieście i uniknąć lania. Chociaż i tak to go czeka. W końcu będzie musiał wrócić a z tym będą wiązały się konsekwencje. Decyzja była prosta. Szybko wstał założył maskę spakował resztę wody do plecaka i ruszył w kierunku mieszkania. Okno otworzył tak cicho że sam ledwo usłyszał że sie otwiera. Wszedł do środka i nagle zaświeciło się światło a za nim stał wysoki mężczyzna.

Wade- gdzie sie było?
Peter- ja.. Ja. Ja przepraszam bardzo. Przepraszam błagam niech pan mi wybaczy.
Wade- pytałem gdzie byłeś a nie czy przeprosisz.
Peter- ja.. Byłem na patrolu i zasnąłem na jednym z wieżowców. Naprawde mi przykro.
Wade- mi też jest bardzo przykro. Że trzymam takiego niedojeba i debila pod dachem!!! - uderzył go w policzek a ten się zachwiał.
Peter-ja naprawdę nie chciałem tam zasnąć po prostu byłem zmęczony i stało sie to co się stało.
Wade- czy ja ci pozwoliłem mówić?!!!
Peter- n.. Nie
Wade- znowu błąd kurwa! Masz sie odzywać wtedy gdy ci na to pozwolę!! - dał mu ponownie z liścia a ten upadł na podłogę zakrywając twarz by mniej bolały zadawane ciosy.
Wade- a to co? - sięgnął do kieszonki z plecaka i wyjął 1400 złoty.

Wade- z kąd ty masz tyle hajsu? Przecież ty jest taką ciotą że ciebie ledwo jako sprzątaczkę zatrudnią.
Peter- ukradłem...
Wade- no łaaał.. Wreszcie mówisz pożądnie!..... Pozwól że ja sobie to wezmę. - wsadził pieniądze do kieszeni w spodniach.
Wade- a teraz marsz do pokoju!!!! Jak jeszcze raz gdzieś wyjdziesz bez mojej zgody to dostaniesz tak po mordzie że kurwa nawet ja ciebie nie poznam.
Peter- dobrze. Przepraszam. Dobranoc panie Wilson.

Chłopak pozbierał się z podłogi i z trudem ale jakoś doszedł do pokoju.
Odłożył plecak i żucił się na kanapę. Nie miał ochoty już żyć. Całe życie się mu posypało. Chociaż w sumie dla niego to nie była żadna nowość. Codziennie u niego w życiu coś sie musiało zepsuć. Początki jego końca zaczęły się kiedy jego ciocia zmarła i trafił do sierocińca.

********
-naprawdę myślałeś że możesz sobie robić tutaj co tylko zechcesz?!!!  Hahahah naprawdę żałosny jesteś.
Peter- proszę daj mi spokój. Ja nie wiedziałem że to twoje łóżko. Mamy wspólny pokój i sie pomyliłem po prostu.
-za karę śpisz dzisiaj na podłodze. Twoje łóżko może mi posłużyć jako trampolina albo coś ciekawszego.
Peter- ale...pani Maja mówiła że mamy być dla siebie mili.
-słuchaj nowy. Gdzieś mam uwagi pani Majki. Ona i tak dzieci powyżej 5 lat ma w dupie. Więc teraz żyjesz na moich zasadach złociutki.
Peter- o... Okej
- zasada numer 1. Przynosisz i dajesz mi wszystko co zechce.
Zasada numer 2. Na podwieczorkach oddajesz mi swoje ciasteczka.
Zasada numer 3. Jesteś przegrywem.

Wymieniał tak kolejno aż do punktu 11. "zawsze będziesz na tym świecie nikim. Zwykłym śmieciem"

Tak w zasadzie to Peter nigdy sie nie dowiedział czemu Patryk go tak nienawidził. Od samego początku kiedy Pete pojawił się w sierocińcu każdy zaczął mieć do niego problem i traktować z góry... Jak wyżutka
*******

Okropne wspomnienia z sierocińca wróciły. Otrząsnął się i wszystko znikło. Położył się na poduszce i zamknął oczy. Nie wiedział czemu i w jaki sposób ale Patryk tak bardzo naciskał na zasadę 11 że sam Peter zaczął w nią wierzyć i powtarzać codziennie przed lustrem. Po chwili wróciły do niego wspomnienia kiedy jeszcze Ciocia May żyła. Jego jednym z ulubionych wspomnień było kiedy w wieku 6 lat on i kobieta piekli ciasteczka. Zawsze kończyło się to wojną na cukier puder i spalonymi przysmakami. Dlatego zazwyczaj chodzili do cukierni lub reustauracji. Chłopak zawsze zamawiał wtedy waniliowo-kakaowe ciasto i lemoniadę a May cytrynowy piernik z lodową kawą.

Ze wspaniałych wspomnień wyrwał petera głośny krzyk z baru. Z jego twarzy znikł uśmiech i pojawił się na jego miejscu gożki żal i smutek.
Wstał jak gdyby nigdy nic i stanął przed pękniętym lustrem stojącym przy małej szafie.

Peter- zasada 11. zawsze będziesz na tym świecie nikim. Zwykłym śmieciem - powiedział cicho po czym spojrzał na swoją twarz i uśmiechnął się szeroko. Jego uśmiech wyglądał tak prawdziwie że sam myślał że wszystko jest okej... Ale nie było. Nagle włączył się jego pajęczy dreszczyk który już dawno nie był taki intensywny. Odwrócił się szybko a w drzwiach zobaczył Kubę. Ulżyło mu.

Kuba- hej młody.
Peter- no.. Cześć..
Kuba- wszytsko ok?
Peter- tak. Wszytko w jak najlepszym porządku. - uśmiechnął się sowim "wyćwiczonym" uśmiechem.
Kuba- przyniosłem Ci krakersy i szklankę mleka.
Peter- nie trzeba było. Naprawdę.
Kuba- ale spoko. Wade sie nie skapnął bo jest na dole w barze.
Peter- nie mósiałeś kupować.
Kuba- spoko. Kosztowało tylko 7 zeta. Nie najesz się tym zbytnio ale przynajmniej zaspokoisz chwilowo głód.
Peter- wielkie dzięki - wziął jedzenie i postawił na półce. Kuba spojrzał na jego policzek i oko.
Kuba- Wade sie chyba nie źle wkórwil co?
Peter- a po czym to stwierdzasz?
Kuba- a widziałeś siebie w lustrze?
Peter- no niestety....- szepnął pod nosem do siebie. - podnósł głowę gdy usłyszał głośny tupot na dole.
Kuba- kurwa zaraz bar mi rozniosą. Sory muszę spadać.
Peter- spoko. Dzięki i powodzenia.
Kuba- dzięks młody. Idź spać bo późno.
Peter- mhm.. - mężczyzna wybiegł z mieszkanka a peter został sam. Jedzenie schował do szafy by mieć na rano a potem położył się na posłanie i zasnął.

_______________________________________

Siema siema.
Przepraszam was że wczoraj nie wrzuciłam tego 2 rozdziału ale byłam zmęczona i nie chciało mi się już pisać. Tak czy siak. Jest to 2 dzień maratonu. A za 2 dni świętaaa!!!!!!!!! 😍😍😍😍. Mój ulubiony czas w roku. Mam nadzieję że dzisiaj rozdział był chociaż minimalnie lepszy od poprzedniego i że moje misiaczki nie są złe. Zdrówka wam życzę i pozdrawiam każdego. Miłej nocy/dnia i do jutra😘😘😝❤️

"Mr. Stark I don't feel so good" Irondad Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz