— Co to je...?
Trzask, szelest i łomotanie serce. Kilka głębokich wdechów. Ostatnie co pamiętał to, to jak stał na dachu trzymany za rękę przez Dreama, który w ręku miał to dziwne coś. Nagle w głowie mu się zakręciło, świat zawirował i pojawiła się biała pustka. Trwało to chwilę, potem poczuł brak gruntu pod nogami. Spadał miotany jak marionetka z boku na bok uderzając o gałęzie jakiegoś drzewa. Potem spadł wydając z siebie zduszony jęk. Wszystko znowu go bolało. Ręce, nogi i dały kręgosłup. W oczach mieniło mu się tak jakby ktoś specjalnie przed nimi poruszał jakąś lampą. Do tego ten łamiący ból głowy.
— George? Ludzie, żyjesz? — Zaraz usłyszał stłumiony głos. Tak jakby wolał z daleka. Potem jakby zeskanowanie z gałęzi. Przed oczami pojawiła mu się po może pięciu minutach rozmazana maska. Czyli jeszcze nie umarł, ale nieźle się poturbował. — Jak spadłeś z tego drzewa to tak tobą miotali, że już myślałem, że nie żyjesz. Dasz radę się ruszyć?
— D...Dream? — To jedyne co wydobyło się z krtani poturbowanego bruneta. Taka oznaka życia wystarczyła chłopakowi w zielonej bluzie. Ustal nad nim chwytając jego bezwładne ręce. Wiedział, że musi go stąd zabrać, ponieważ nie powinni być tak wystawieni. Spodziewał się też, że ten może mieć trochę większych obrażeń, ale to nic. W bazie miał trochę mikstury regeneracji.
Mocniej pociągnął jego ręce w górę. Tułowie chuderlawego podniosło się z ziemi, z wielkim jękiem świadczącym o bólu. Zaraz ciało bruneta było przerzucone przez ramię wyższego. Jego torba też była zabrana. Teraz Dream miał dość ważne zadanie. Rozpoznanie drogi nie zajęło mu dużo. Już od dłuższego czasu przebywał w tym lesie, więc dobrze wiedział gdzie miał iść. Jedynym utrudnieniem była jednak nadciągającą noc. Blondyn wiedział, że nie dojdzie do swojej kryjówki przed zmrokiem. Miał jednak nadzieje, że nic im się nie stanie. Z kłodą na ramieniu i potworami chowający mi się wszędzie ruszył dalej w głąb, byle jak najdalej od wioski.
Przez chaszcze, między drzewami, ale cały czas na przód. Wszędzie wokół panowała złowroga cisza. Jak coś nie wyskoczy z pobliskich zarośli to w oddali rozlegnie się dźwięk wybuchu lub łopotania kośćmi. W uszach cały czas dźwięczał szum spowodowany przygotowaniem na nieznane. Już koniec, czy może za kilka kroków nastąpi marna śmierć ich dwójki? Gęsta noc - odkąd tylko pamiętał to z nią walczył w swojej głowie, a mimo to właśnie pod jej przykryciem podróżował i to z nią musiał się zaprzyjaźnić. Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej.
Dla George'a był już poranek kiedy to jego oczy otworzyły się. Leżał na czymś miękkim otulony chyba kocem, ale ten nie dawał mu ciepła. Do oczu wchodziły mu włosy, a do uszu trele ptaków. Chciał się trochę podnieść, tak chociażby na chwilę lecz ból głowy skutecznie oddalił jego plan.
Wtedy do jego uszu doszedł nowy dźwięk, a mianowicie trzask drewnianych drzwi lub czegoś w tym stylu. Potem łomot odkładania jakiś rzeczy i skrzyp zawiasów od skrzyni. Brunetki nasuwało się tyle pytań, a największe - gdzie właśnie był?
— Obudziłeś się już? Zdrowo jak na tak porządne uderzenie. — Miły głos Dreama rozniósł się po małej przestrzeni. Był mniej podirytowany niż zazwyczaj, ale może to jedynie wydawało się George'owi, który nadal był jakby w amoku. — Boli cię coś? Głową, ręka, plecy?
— Głowa, a przynajmniej tyle na razie poczułem. — Ciemnooki odrzekł ledwie słyszanym głosem. Ledwie się poruszył i znowu wydał stłumiony pomruk bólu. Nie dość, że bolała go teraz głowa to jeszcze był ułożony dość niewygodnie przez co ramię jak i kręgosłup też dawały się we znaki. Czuł jednak potrzebę ruchu i pewnie udałoby mu się to gdyby nie Dream. Ten znowu ułożył go tak jak poprzednio, co swoją drogą znowu zabolało George'a, a jedyne co zmienił to jego ułożenie głowy. Ta była wyżej niż dotąd.
— Pij. Zemdlałeś mi od razu po tym jak coś zamruczałeś pod nosem. Nie miałem cię nawet jak obudzić. — Prychnął wysoki chłopak jak zwykle mając na sobie tą maskę i podał mu buteleczkę z różową miksturą. Ta pachniała dość słodko, jak nektar z tych kwiatów, które to zbierały kobiety w jego wiosce. — Mikstura regeneracji. Nawet mała dawka postawi cię na nogi, a to ważne bo nie ma czasu na leżenie.
Brunet popatrzył na różowy napój. Jeszcze raz go powąchał by upewnić się, że to co przed chwilą poczuł wcale nie było jego wyobrażeniem i przystawiając sobie gwint buteleczki do ust, napił się. W jednej chwili przeleciał przez jego ciało dziwny prąd. Poczuł go dokładnie wszędzie przez co nagły ból rozsiał się po nim. Dobrze, że mocno trzymał buteleczkę, bo ta pewnie upadłaby na ziemię. Na koniec całego tego dziwnego procesu tylko zakaszlał przekręcając się w bok i wytarł z policzka łzy.
— O boże... — Ciemnooki sapnął próbując nabrać powietrza i przełknąć ślinę, która napływała mu cały czas to ust. Tak jakby właśnie zmęczył się samym tym, że napił się tej mikstury. — To normalne? Czuję się jakbym... Ledwie wynurzył się z wody.
— Nie jesteś przyzwyczajony. — I znowu George zobaczył przed sobą ta maskę. Miał już dość jej widoku, ale na razie dzielnie wytrzymywał. — Wstawaj teraz. Powinieneś coś zjeść, a potem zbieramy się. Teraz będą nas szukać. Trzeba czym prędzej zmienić kryjówkę, a najlepiej to ruszyć dalej.
— Ruszyć dalej? Ty chcesz bym ruszył z tobą w podróż? — Ta informacją po prostu zwaliła George'a z łóżka. Spotkał się z nierówna i zimna podłogą, która nie była najprzyjemniejszym początkiem nowego dnia. Zaraz podniósł głowę na naprawdę wysokiego, z tego punktu widzenia, blondyna. Ten pokręciło głową wracając do przeszukiwania skrzynek.
— Wyciągnąłeś się w to sam. Mogłeś wszystko zostawiać na mojej głowie to nie mielibyśmy teraz żadnych problemów. Mi też się nie uśmiecha ciągnąć za sobą ciebie. Nie lubię działać z innymi. — Skrzynia zamknęła się z łomotem, a przed twarzą chłopaka zaraz wylądowała torba. Zdziwiony popatrzył na Dreama, który niewzruszony stał z podniesiona brwią. — W torbie masz rzeczy na przebranie. Na zewnątrz jest wiadro z wodą jakbyś chciał przemyć twarz.
— Mówisz to wszystko tak jakbyś właśnie mnie zostawiał tutaj. — Przyznał George wreszcie wstając na równe nogi. Nie było zbyt ciepło i te ubrania były dobrym pomysłem. George lubił ciepło, więc prezent bardzo udany. W zasadzie to nie było do końca prezentem, ale za takie to brał.
— Bo zostawiam cię na chwilę. Muszę iść nad jezioro sprawdzić przynęty. Przyda nam się prowiant na drogę. — I tak blondyn znikł zaraz za drzwiami od kryjówki. To oznaczało, że George został sam. Chwilą wytchnienia, ale nie takiego jakby chciał. To nie było to czego kiedykolwiek oczekiwałby. On i przygody - połączenie, którego lepiej było nie kosztować. Nic nie umiał, nie był w żadnym stopniu przydatny. Właśnie poczuł ciężar. Będzie tylko przeszkadzał Dreamowi, który już od dawna brnął ku swojemu celowi. Tym czasem George czuł się jak kula u nogi, którą w zasadzie teraz był.
— faraway —
Jest, może spóźniony, ale jest!
CZYTASZ
faraway || 𝗗𝗿𝗲𝗮𝗺𝗻𝗼𝘁𝗙𝗼𝘂𝗻𝗱
FanfictionZa dnia ta kraina była pełna radości, bezpieczna i zamieszkana przez mieszkańców, którzy to wiedli tu spokojne życie. Wioski i małe miasteczka działały w zgodzie, a dzieci miały tu idealne dzieciństwo. Nie było tu jednak tak bezpiecznie i świa...