chapter 20

1.9K 189 107
                                    

Prosto w ogień

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Prosto w ogień

     Doszli do twierdzy bez większego problemu. Potem równie gładko dostali się przed otwarte wejście. To było trochę dziwne, ze szło im tak dobrze, ale George wierzył w to, że właśnie powróciło do nich szczęście. Z czasem jednak opanowało go uczucie, że zbyt wcześnie zaczął chwalić to czego jeszcze nie dokonali.

     Samo wejście do piekielnej twierdzy nie było trudne. Odnalezienie się w niej jednak nie było już takie łatwe. Korytarze wyglądały tak samo i cały czas przeplatały się przez siebie. Krążyli więc w koło i motali się jeszcze bardziej.

— To jest tu nie tak? Przechodzimy tędy już czwarty raz. Te korytarze się w ogóle nie kończą! — Wysapał George, który usiadł pod jednym z filarów na środku sali. Ta była zbudowana z tego samego co inne. Wszędzie była ta sama cegła. W oknach były za to jakieś dziwne płoty. To miejsce już nie wyglądało tak pięknie jak las. Jednakowe i męczące wzrok. 

— Ej, nie zasypiaj. Wiem, że jesteś zmęczony, ale nie rób tego. Jesteśmy blisko. Została ostatnia strona, w która nie poszliśmy jeszcze. Może tam będą nasze zguby? — Dream ukucnął przy brunecie, który już wybitnie odlatywał. Zaczął go szturchać i potrząsać nim aż ten znowu nie otworzył oczu. Blondyn podsunął mu wodę, której już nie zostało im za wiele i nakazał pić. Skoro wytrwali tak wiele to nie mogli paść na ostatniej prostej. 

— Obiecaj mi, że jak wrócimy na powierzchnię to dasz nam przynajmniej kilka dni odpoczynku. Czuje, że nie wstanę z łóżka dopóki nie odeśpię tego wszystkiego. — George zaśmiał się i przy pomocy przyjaciela wstał. Dopiero jednak po upewnieniu się czy aby na pewno George może iść dalej, wyruszyli w ostatnia nieznaną im stronę. 

     Tam było jeszcze ciemniej, a z niej dobiegały dziwne odgłosy, które ich niemało niepokoiły. Zdeterminowani szli mimo to w przód starając się zachować spokój i ciszę. Było to kluczowe, bo przy wcześniejszym przechodzeniu przez te ciągnące się jakby w nieskończoność korytarze prawie ustali przed tutejszymi ciemnymi strażnikami. Znaczy przynajmniej zakładali, bo ci nie wyglądali ani trochę przyjaźnie. Jakby się tak zastanowić to nic co do tej pory spotkali nie było dla nich przyjazne. Wszystko kurczowo próbowało ich zabić. Po przeżyciu niedogodności, które spotkali do tej pory, sama myśl, że coś chce ich znowu zabić, kończyła się cichym śmiechem.  

     Blondyn wyjrzał za róg i rozejrzał się. Potem dał znak ręka i ruszył dalej. Nasłuchiwał jakiś odgłosów, które naprowadziłyby ich do jakiegoś sensownego miejsca. Było zupełnie cicho, ale to tez do czasu. Usłyszał cichy dźwięk zza ich pleców i zauważył, że korytarz staje się jakby bardziej oświetlony. Wtedy też raptownie się odwrócił i zesztywniał na widok czegoś co nagle wyłoniło się z pobliskiego korytarza, którym to do tej pory szli. Wielkie i o bliżej nie określonej posturze coś. Do tego całe w płomieniach, których Dream skrycie strasznie się bał.

faraway || 𝗗𝗿𝗲𝗮𝗺𝗻𝗼𝘁𝗙𝗼𝘂𝗻𝗱Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz