41. Pokój Wspólny

238 12 14
                                    

Zaraz po śniadaniu cały siódmy rok wrócił do szkoły. Zdawało się, że Brianne Sidewalker całkowicie przestało obchodzić, że ,,jej Jamie" nadal nie jest jej, bo gdy tylko znalazła się w murach Hogwartu natychmiast pobiegła z koleżankami opowiedzieć wszystkim plotki z wyjazdu. Godzinę później już każdy uczeń jaki nauczyciel wiedział o incydencie Evans-Potter. Oczywiście każda z wersji była coraz ciekawsza. Kiedy tylko Lily usłyszała jak cztery podniecone trzecioklasistki opowiadały sobie jak ubrana w skąpą bieliznę rzekomo namiętnie całowała się z Jamesem patrząc prosto w oczy biednej Brianne, chciała zapaść się pod ziemię. Szybkim krokiem udała się w stronę wieży Gryffindoru, ale zanim zdążyła postawić choćby krok na ruchomych schodach, ktoś złapał ją za rękę. 

- Nie martw się tym aż tak, Lily. - powiedział cicho James. 

- Łatwo ci mówić. O tobie ciągle krążą jakieś plotki, za każdym razem z inną dziewczyną w tle. - odparła zrozpaczona rudowłosa. 

- Ale za każdym razem wiedziałem jak było naprawdę, więc po co się tym przejmować. O tobie kiedyś też mówiono, że pocałowałaś rządek chłopaków, żeby zrobić mi na złość i jakoś nic sobie z tego nie robiłaś. Czy teraz to coś innego? - uśmiechnął się chłopak. 

- To zupełnie coś innego. Tym razem to brzmi, jakbym była jakąś... - przerwała zawstydzona i spłonęła rumieńcem, a James zachichotał. 

- Zdecydowanie przesadzasz, choć nie będę ukrywał, że chciałbym zobaczyć cię w takiej wersji. - wyszczerzył się, a co dostał lekki strzał w potylicę od zdenerwowanej dziewczyny. 

***

Lily Evans

Jako, że od jutra miały zacząć się lekcje postanowiłam pójść do biblioteki i poczytać coś na temat eliksiru, który mamy ważyć na najbliższych zajęciach. Ruszyłam na pierwsze piętro. Na parapecie jednego z okien korytarza siedziała blondwłosa dziewczyna i cichutko łkała. Zaniepokojona podeszłam do niej. 

- Wszystko w porządku? - spytałam. 

Dziewczyna odwróciła się, jednocześnie wycierając łzy rękawem szaty. 

- Narcyza! - zdziwiłam się- Nie poznałam cię. Co się stało? 

- N-nic. - wyszeptała. 

- No przecież widzę. Możesz mi powiedzieć, może jakoś ci pomogę. - zachęciłam, ale widząc, że Narcyza nie zamierza nic powiedzieć postanowiłam sprawdzić czy moje przypuszczenia są słuszne - Czy oni was dręczą? 

Blondynka spojrzała na mnie wielkimi oczami. Widać było, że się waha, ale po chwili pokiwała nieśmiało głową. Przygryzłam wargę. 

- Zajmę się tym. - odrzekłam zdecydowanym tonem.

***

Remus Lupin 

Zbliżała się pełnia. Ból rozsadzał mi głowę. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej zmęczony i słaby. Od dłuższego czasu czułem na sobie wzrok Jamesa. 

- Luniek, chyba już czas, nie sądzisz? - powiedział w końcu. 

- Wytrzymam jeszcze trochę, jutro zaczynają się zajęcia. 

- Nie pójdziesz na zajęcia w takim stanie. No już, wstawaj. 

- Niee...- protestowałem. 

- Jeśli sam nie pójdziesz to zaniosę cię do Skrzydła na rękach. 

Ból głowy nasilał się z każdym słowem. Przestałem protestować. 

***

Syriusz Black

Wracaliśmy z Jamesem ze Skrzydła Szpitalnego, gdzie zaprowadziliśmy Remusa, gdy nagle rozległ się krzyk. Z dormitorium pierwszoklasistek wybiegła mała blada dziewczynka. 

- Co się dzieje? - spytał James. 

- Ona chyba nie żyje! - krzyknęła zrozpaczona istotka. 

- Kto?! - zdziwiłem się i ruszyłem za Jamesem schodami, gdy nagle zjechaliśmy z nich jak na zjeżdżalni. Myśląc o martwej małej osóbce kompletnie o tym zapomniałem. Szeptem wypowiedziałem zaklęcie, które przed laty odkryliśmy i jeszcze raz wbiegliśmy na schody. W pokoju dziewczynek było zdecydowanie dużo czyściej niż u nas. Na samym środku leżała niewiarygodnie blada ciemnowłosa pierwszoklasistka. Wpatrywałem się w nią nie wiedząc, co zrobić. James zareagował szybciej niż ja, wziął ją na ręce i skierował się do drzwi. 

- Chodźcie ze mną, musimy jak najszybciej zanieść ją do Skrzydła Szpitalnego i powiadomić dyrektora. - powiedział spokojnie, choć widać było, że jest zdenerwowany. 

Kiedy wbiegliśmy do szpitala pani Pomfrey podawała właśnie Remusowi jakiś lek. 

- Proszę jej pomóc, szybko! - krzyknął James. 

- Merlinie, co się stało....- zbladła pielęgniarka. 

- Zoya znalazła ją w dormitorium. Leżała taka blada. 

- Zoya niech tu zostanie, a wy wezwijcie dyrektora. - powiedziała Pomfrey i zaczęła badać dziewczynkę. 

Szybkim krokiem wyszliśmy na korytarz. 

- Poszukaj Lily, Łapo. Ja pójdę po dyrektora. - powiedział Rogacz. 

***

James Potter

- Co z nią, Poppy? - zapytał Dumbledore ostrym tonem. 

- Ledwo żyje, podejrzewam, że wypiła sporą ilość Wywaru Żywej Śmierci. Za chwilę podam jej Eliksir Wiggenowy i dowiemy się czy mam rację. 

Pogłaskałem po plecach przerażoną Lily. Nie denerwowałbym jej, ale oboje jesteśmy Prefektami Naczelnymi i uznałem, że powinna wiedzieć. Pielęgniarka podała eliksir pacjentce, która po chwili obudziła się przestraszona. Wyglądało na to, że jest bardzo słaba, ale żyła, a to było teraz najważniejsze. 

- Moja droga, jesteś w Skrzydle Szpitalnym. - powiedział spokojnie dyrektor- Wiem, że jesteś zmęczona, ale to bardzo ważne. Możesz mi powiedzieć ostatnie rzeczy, które zapamiętałaś?

- Jakaś dziewczyna podeszła do mnie w Pokoju Wspólnym i dała mi eliksir. Powiedziała, że profesor McGonagall kazała jej mi go przekazać, bo od kilku dni jestem przeziębiona. Mówiła, że muszę wypić całą fiolkę. 

- Rozumiem. Jakiego koloru był ten eliksir? 

- Był przezroczysty. 

- A pamiętasz jak wygląda ta dziewczyna, która ci go dała? - dopytywał Dumbledore. 

- Nie pamiętam szczegółów, ale jeśli ją zobaczę to będę wiedziała, że to ona.

- Dobrze, dziękuję ci. Zajmiemy się tym później, na razie musisz odpocząć. - powiedział i spojrzał na nas- Lily, James, czy mogę was prosić, byście poszli ze mną do mojego gabinetu?

- Oczywiście. - odparła szybko Lily.

Po jakimś czasie siedzieliśmy już w gabinecie. 

- James, cieszę się, że tak szybko zareagowałeś,daję 30 punktów dla Gryffindoru. Dzięki twojej interwencji panna Skye nadal żyje. Musiała wypić dużą ilość eliksiru, skoro doprowadziło ją to do takiego stanu. I tu mam do was prośbę. Skoro dostała go w Pokoju Wspólnym, to musiał jej go dać ktoś z Gryffindoru. Chciałbym, żebyście teraz uważniej obserwowali wszystkich Gryfonów. Musimy jak najszybciej wyjaśnić całą sprawę. 

- Rozumiemy, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, panie profesorze. - powiedziałem. 

- Cieszę się, że rozumiecie wagę problemu. Uważajcie na siebie na patrolach. - przerwał na chwilę- Dziękuję wam.




Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz