Zaraz po śniadaniu cały siódmy rok wrócił do szkoły. Zdawało się, że Brianne Sidewalker całkowicie przestało obchodzić, że ,,jej Jamie" nadal nie jest jej, bo gdy tylko znalazła się w murach Hogwartu natychmiast pobiegła z koleżankami opowiedzieć wszystkim plotki z wyjazdu. Godzinę później już każdy uczeń jaki nauczyciel wiedział o incydencie Evans-Potter. Oczywiście każda z wersji była coraz ciekawsza. Kiedy tylko Lily usłyszała jak cztery podniecone trzecioklasistki opowiadały sobie jak ubrana w skąpą bieliznę rzekomo namiętnie całowała się z Jamesem patrząc prosto w oczy biednej Brianne, chciała zapaść się pod ziemię. Szybkim krokiem udała się w stronę wieży Gryffindoru, ale zanim zdążyła postawić choćby krok na ruchomych schodach, ktoś złapał ją za rękę.
- Nie martw się tym aż tak, Lily. - powiedział cicho James.
- Łatwo ci mówić. O tobie ciągle krążą jakieś plotki, za każdym razem z inną dziewczyną w tle. - odparła zrozpaczona rudowłosa.
- Ale za każdym razem wiedziałem jak było naprawdę, więc po co się tym przejmować. O tobie kiedyś też mówiono, że pocałowałaś rządek chłopaków, żeby zrobić mi na złość i jakoś nic sobie z tego nie robiłaś. Czy teraz to coś innego? - uśmiechnął się chłopak.
- To zupełnie coś innego. Tym razem to brzmi, jakbym była jakąś... - przerwała zawstydzona i spłonęła rumieńcem, a James zachichotał.
- Zdecydowanie przesadzasz, choć nie będę ukrywał, że chciałbym zobaczyć cię w takiej wersji. - wyszczerzył się, a co dostał lekki strzał w potylicę od zdenerwowanej dziewczyny.
***
Lily Evans
Jako, że od jutra miały zacząć się lekcje postanowiłam pójść do biblioteki i poczytać coś na temat eliksiru, który mamy ważyć na najbliższych zajęciach. Ruszyłam na pierwsze piętro. Na parapecie jednego z okien korytarza siedziała blondwłosa dziewczyna i cichutko łkała. Zaniepokojona podeszłam do niej.
- Wszystko w porządku? - spytałam.
Dziewczyna odwróciła się, jednocześnie wycierając łzy rękawem szaty.
- Narcyza! - zdziwiłam się- Nie poznałam cię. Co się stało?
- N-nic. - wyszeptała.
- No przecież widzę. Możesz mi powiedzieć, może jakoś ci pomogę. - zachęciłam, ale widząc, że Narcyza nie zamierza nic powiedzieć postanowiłam sprawdzić czy moje przypuszczenia są słuszne - Czy oni was dręczą?
Blondynka spojrzała na mnie wielkimi oczami. Widać było, że się waha, ale po chwili pokiwała nieśmiało głową. Przygryzłam wargę.
- Zajmę się tym. - odrzekłam zdecydowanym tonem.
***
Remus Lupin
Zbliżała się pełnia. Ból rozsadzał mi głowę. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej zmęczony i słaby. Od dłuższego czasu czułem na sobie wzrok Jamesa.
- Luniek, chyba już czas, nie sądzisz? - powiedział w końcu.
- Wytrzymam jeszcze trochę, jutro zaczynają się zajęcia.
- Nie pójdziesz na zajęcia w takim stanie. No już, wstawaj.
- Niee...- protestowałem.
- Jeśli sam nie pójdziesz to zaniosę cię do Skrzydła na rękach.
Ból głowy nasilał się z każdym słowem. Przestałem protestować.
***
Syriusz Black
Wracaliśmy z Jamesem ze Skrzydła Szpitalnego, gdzie zaprowadziliśmy Remusa, gdy nagle rozległ się krzyk. Z dormitorium pierwszoklasistek wybiegła mała blada dziewczynka.
- Co się dzieje? - spytał James.
- Ona chyba nie żyje! - krzyknęła zrozpaczona istotka.
- Kto?! - zdziwiłem się i ruszyłem za Jamesem schodami, gdy nagle zjechaliśmy z nich jak na zjeżdżalni. Myśląc o martwej małej osóbce kompletnie o tym zapomniałem. Szeptem wypowiedziałem zaklęcie, które przed laty odkryliśmy i jeszcze raz wbiegliśmy na schody. W pokoju dziewczynek było zdecydowanie dużo czyściej niż u nas. Na samym środku leżała niewiarygodnie blada ciemnowłosa pierwszoklasistka. Wpatrywałem się w nią nie wiedząc, co zrobić. James zareagował szybciej niż ja, wziął ją na ręce i skierował się do drzwi.
- Chodźcie ze mną, musimy jak najszybciej zanieść ją do Skrzydła Szpitalnego i powiadomić dyrektora. - powiedział spokojnie, choć widać było, że jest zdenerwowany.
Kiedy wbiegliśmy do szpitala pani Pomfrey podawała właśnie Remusowi jakiś lek.
- Proszę jej pomóc, szybko! - krzyknął James.
- Merlinie, co się stało....- zbladła pielęgniarka.
- Zoya znalazła ją w dormitorium. Leżała taka blada.
- Zoya niech tu zostanie, a wy wezwijcie dyrektora. - powiedziała Pomfrey i zaczęła badać dziewczynkę.
Szybkim krokiem wyszliśmy na korytarz.
- Poszukaj Lily, Łapo. Ja pójdę po dyrektora. - powiedział Rogacz.
***
James Potter
- Co z nią, Poppy? - zapytał Dumbledore ostrym tonem.
- Ledwo żyje, podejrzewam, że wypiła sporą ilość Wywaru Żywej Śmierci. Za chwilę podam jej Eliksir Wiggenowy i dowiemy się czy mam rację.
Pogłaskałem po plecach przerażoną Lily. Nie denerwowałbym jej, ale oboje jesteśmy Prefektami Naczelnymi i uznałem, że powinna wiedzieć. Pielęgniarka podała eliksir pacjentce, która po chwili obudziła się przestraszona. Wyglądało na to, że jest bardzo słaba, ale żyła, a to było teraz najważniejsze.
- Moja droga, jesteś w Skrzydle Szpitalnym. - powiedział spokojnie dyrektor- Wiem, że jesteś zmęczona, ale to bardzo ważne. Możesz mi powiedzieć ostatnie rzeczy, które zapamiętałaś?
- Jakaś dziewczyna podeszła do mnie w Pokoju Wspólnym i dała mi eliksir. Powiedziała, że profesor McGonagall kazała jej mi go przekazać, bo od kilku dni jestem przeziębiona. Mówiła, że muszę wypić całą fiolkę.
- Rozumiem. Jakiego koloru był ten eliksir?
- Był przezroczysty.
- A pamiętasz jak wygląda ta dziewczyna, która ci go dała? - dopytywał Dumbledore.
- Nie pamiętam szczegółów, ale jeśli ją zobaczę to będę wiedziała, że to ona.
- Dobrze, dziękuję ci. Zajmiemy się tym później, na razie musisz odpocząć. - powiedział i spojrzał na nas- Lily, James, czy mogę was prosić, byście poszli ze mną do mojego gabinetu?
- Oczywiście. - odparła szybko Lily.
Po jakimś czasie siedzieliśmy już w gabinecie.
- James, cieszę się, że tak szybko zareagowałeś,daję 30 punktów dla Gryffindoru. Dzięki twojej interwencji panna Skye nadal żyje. Musiała wypić dużą ilość eliksiru, skoro doprowadziło ją to do takiego stanu. I tu mam do was prośbę. Skoro dostała go w Pokoju Wspólnym, to musiał jej go dać ktoś z Gryffindoru. Chciałbym, żebyście teraz uważniej obserwowali wszystkich Gryfonów. Musimy jak najszybciej wyjaśnić całą sprawę.
- Rozumiemy, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, panie profesorze. - powiedziałem.
- Cieszę się, że rozumiecie wagę problemu. Uważajcie na siebie na patrolach. - przerwał na chwilę- Dziękuję wam.
CZYTASZ
Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]
FanfictionCzy historia miłosna Lily i Jamesa jest zwyczajna? Czy przyjaźń jest argumentem dla wszystkich nieporozumień? Czy można wybaczyć zdradę? Miłość, przyjaźń, zdrada, nienawiść - zwykłe ludzkie niuanse, które tworzą tę niezwykłą opowieść z niekonwencjo...