44. Wieża astronomiczna

222 17 5
                                    

Syriusz Black 

W głowie biło mi się mnóstwo myśli. Nie do końca docierało do mnie to, co Dumbledore przed chwilą nam powiedział. To przecież Peter, nasz przyjaciel, jeden z nas. Nie powinienem wierzyć w te oskarżenia, tylko porozmawiać z nim. Tylko co miałbym mu powiedzieć? Peter, czy to prawda, że nas zdradziłeś? Gdyby okazało się to nieprawdą, to na pewno nie wybaczyłby mi braku zaufania. Ale z drugiej strony, po co dyrektor miałby nas okłamywać. Nie chciałem w to wierzyć, ale gdzieś bardzo głęboko we mnie coś mi mówiło, że to naprawdę się stało. 

Jeśli to wszystko prawda nie chcę być osobą, która mówi to Remusowi. Jemu i tak jest ciężko, a taki cios może go złamać... A James... Muszę go znaleźć...

Na pewno jest albo w Pokoju Życzeń, albo na Wieży Astronomicznej, ale coś mi mówi, że wybrał dziś tę drugą opcję. Ruszyłem biegiem i nie reagowałem na wołania uczniów, którzy powoli zaczynali wychodzić na korytarze. W tej chwili sama świadomość rozmowy z kimś innym niż James przyprawiała mnie o dreszcze. Zwolniłem w połowie schodów na wieży. Unormowałem oddech. 

Siedział opierając się barkami o barierki. Nogi zwisały mu smętnie. Patrzył w szare poranne niebo. Wiedziałem, że czuje moją obecność, ale nie odwrócił się. 

- Czułem to. - powiedział po chwili - Gdzieś głęboko. 

Przełknąłem ślinę zastanawiając się, co powiedzieć, ale wyręczył mnie. 

- Już dawno od nas odszedł. Pamiętasz jak przed wyjazdem na kadrę udałem się z ojcem na Pokątną? Wydawało mi się, że był tam z Bellatrix, ale zanim zdążyłem się przyjrzeć, zdążył zwiać. Kiedy spytałem go o to uparcie twierdził, że to nieprawda, ale teraz mam pewność. To musiało trwać już wcześniej... Przecież znikał już przez cały ostatni semestr. A ja głupi twierdziłem, że po prostu potrzebuje przestrzeni... A ta gnida nas zdradzała! - ostatnie słowa James krzyknął tak głośno, że ptaki na pobliskich drzewach zerwały się ze snu i z hałasem wzbiły się w powietrze.

Podszedłem do niego i położyłem dłoń na jego ramieniu. 

- Obiecaj, że nigdy mi czegoś takiego nie zrobisz, Black. - powiedział cicho - Nie zniósłbym tego.

- Nigdy. - szepnąłem - Jesteś dla mnie jak brat. 

James spojrzał na mnie dziwnie i telepatycznie zrozumiałem, o co mu chodzi. Skierowałem różdżkę na moją dłoń. 

- Diffindo. - powiedziałem, a James zrobił to samo. 

Na naszych dłoniach powstały rozcięcia i powoli zaczęła spływać z nich krew. Spojrzeliśmy na siebie jeszcze raz i sekunda wystarczyła, żeby utwierdzić nas w przekonaniu, że to dobra decyzja. 

Złączyliśmy dłonie, i spletliśmy ze sobą palce. Wokół pojawiły się białe magiczne więzy, które zacieśniały się coraz bardziej. 

- Przysięgam nigdy nie zdradzić naszej przyjaźni, nie przejść na stronę wroga i być zawsze przy tobie. - stanowczo odrzekł Rogacz, a magiczny sznureczek zaświecił się. Powtórzyłem jego słowa bez zająknięcia. Wiedziałem, że idą prosto z serca, nie potrafiłbym go zdradzić. 

Kiedy skończyłem mówić, więzy zacieśniły się jeszcze bardziej i zniknęły. Sekundę później pojawiła się diamentowa fiolka. Krople krwi z naszych zranionych dłoni odleciały do niej jak zamagnetyzowane. W momencie ich połączenia krew zaświeciła się, fiolka się zamknęła i upadła przed nami. Czułem aurę tajemniczości, ale byłem tym bardzo podekscytowany i jednocześnie wzruszony. 

James nie zważając na coraz bardziej krwawiące dłonie przytulił mnie niedźwiedzim uściskiem. 

-Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. - powiedział. 

- Wiem, bo dla mnie znaczy tyle samo. 

***

- Co teraz zrobimy? - spytała Lily.

- Nic. Nie sądzę, żeby wrócił, ale jeśli kiedykolwiek go dopadnę, to załatwimy tę sprawę po mojemu i raczej nie będzie miło. - odparł Potter - Kiedy już powiemy Lunatykowi nie chcę nigdy więcej słyszeć jego imienia, nazwiska czy czegokolwiek związanego z nim. 

- Jestem tego samego zdania. - dodał Syriusz. 

- Przykro mi, naprawdę... Nigdy bym nie powiedziała, że może zrobić coś takiego... - szepnęła dziewczyna i widząc minę swojego chłopaka natychmiast go przytuliła. 

Black westchnął i przeczesał włosy dłonią. 

- Co ty masz na ręce?!- zdziwiła się Evans. 

- Aaa nic.. Wszystko okej, naprawdę. - powiedział, ale dziewczyna już dążyła pociągnąć go za dłoń.

-Vulnera Sanentur... Vulnera Sanentur... Vulnera Sanentur... - cicho szeptała prowadząc różdżkę dokładnie nad rozcięciem. 

Rana zniknęła, jakby nigdy jej nie było. 

- Skąd znasz takie zaklęcia? - spytał James zdziwiony. 

- Chcę zostać Uzdrowicielem po szkole. Już trochę czytałam na ten temat. 

- Jesteś genialna. Dziękuję. - ucieszył się Syriusz i spojrzał na Rogacza z wahaniem- A czy mogłabyś... ? 

Wskazał na przyjaciela. Lily uniosła brwi. Spojrzała najpierw na Jamesa, a później przeniosła wzrok na Łapę. 

- Czy to....? - głos jej się załamał. 

- Tak. - odparł James.

- Braterstwo krwi. - dodał dumnie Black. 

W oczach dziewczyny pojawiły się łzy.

- Hej, nie płacz... - jęknął Potter i pogłaskał ją po policzku. Gula stanęła mu w gardle.

- P-po prostu się wzruszyłam. - szepnęła i spojrzała na zdziwionych chłopców - Wasza relacja zawsze była wyjątkowa i podziwiałam to, ale teraz, w tej sytuacji to niezwykłe, że jeszcze bardziej was to umocniło. Mimo wszystko, co wam zwykle mówię jestem z was teraz dumna. Naprawdę. 

___________

Hej! Tak jak obiecałam, rozdział wpada we wtorek. Dopiero kilka minut po północy, ale nie mogę się powstrzymać i nie będę czekać do rana ;D 

Fabuła z kanonu już całkiem się zmieniła, teraz przed nami podróż w nieznane. Mam nadzieję, że Was trochę zaskoczę ;p

Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz