49. Patrol i Halloween

216 17 3
                                    

- Dobra, zostaje nam już tylko piąte piętro. - odetchnęła rudowłosa. 

- Jesteś bardzo zmęczona? - spytał zmartwiony James. - Mogę cię odprowadzić i sam skończyć. 

- Nie nie nie, nazywam się Evans, zawsze kończę to, co zaczęłam. 

Chłopak zaśmiał się i pokiwał głową. 

- Czyli skoro zostałaś moją dziewczyną, to oznacza, że równocześnie zgadzasz się na to, że będziesz moją żoną w przyszłości, będziemy mieć piątkę dzieci, potem wnuki, będziemy jeździć na wakacje za granicę...

- Hop hop hop, kochanie! Czy ty się za bardzo nie zapędziłeś? - Evans zaczęła się śmiać.

James zrobił smutną minę. Jego czekoladowe oczy zrobiły się jeszcze większe niż zwykle. Wyglądał jak dziecko, któremu nie pozwolono zjeść ciasteczek przed obiadem mimo, że planował to od samego rana. W pewnym stopniu rozczuliło to Lily. Podeszła i wtuliła się w jego tors.

- Trochę za szybko na takie plany, Potter. - szepnęła. - Na wszystko przyjdzie czas. 

James uśmiechnął się. 

- Czyli jednak zgadzasz się, że kiedyś...

- James!- przerwała mu. - Na razie jestem w stanie powiedzieć ci tylko tyle, że koniecznie muszę zrobić siku, więc zajdziemy do Łazienki Prefektów. Jest bliżej niż dormitorium. 

- Co tylko zechcesz, przyszła żono! - rzucił chłopak szczerząc się.

Lily przewróciła oczami, ale pociągnęła go za rękę i chwilę później stali już pod drzwiami łazienki. 

- Poczekaj tu, zajmie mi to tylko chwilę. 

James stał tam zaledwie minutę, gdy jego ukochana wróciła z dziwnym uśmiechem na twarzy. 

- W zasadzie możesz jednak ze mną wejść. - powiedziała. 

Chłopak zaskoczony spojrzał na nią i zwrócił uwagę na jej zarumienione policzki.

- Zamknij oczy. - poprosiła cicho, a on zaintrygowany zrobił to, co kazała.

Evans złapała go za rękę i pociągnęła do środka. Była tam nienaturalna cisza. Potter poczuł tylko słodki zapach mydlin. 

- Nie otwieraj dopóki nie powiem! - odrzekła i puściła jego dłoń. 

James stał i czekał nie wiedząc, czego się spodziewać. Nagle usłyszał szum wody.

- Już możesz otworzyć. 

Chłopak zrobił, co mu kazała i zaniemówił. Jego ukochana weszła do wielkiego basenu, patrząc na niego podtrzymywała się jego marmurowych stopni. Wokół niej pływało mnóstwo piany, a nad nią latały bąbelki. Dziewczyna przyglądała mu się z niewinnym uśmiechem. 

'Merlinie, jaka ona urocza', pomyślał. 

- Na co czekasz? - spytała i przesłała mu buziaka. 

Nie musiała długo czekać. James bez zastanowienia rozebrał się i wszedł do basenu. Zbliżał się do Lily powolnie, jakby bał się, że gdy tylko jej dotknie, to okaże się to snem. W końcu udało mu się to, a w oczach błysnęły mu małe iskierki. Skóra ukochanej wydawała mu się tak gładka i idealna, przez co nie mógł się powstrzymać i wziął ją w ramiona. Ręką zaczął gładzić jej plecy. Odsunęła się lekko i spojrzała mu prosto w oczy. To wystarczyło, by rozbudzić w nim ogień pożądania. Tej nocy nie wrócili do swojej wieży. 

***

Po obiedzie w Wielkiej Sali zostali tylko prefekci. Lily porozdzielała zadania pomiędzy przedstawicieli wszystkich domów. Puchoni rozwieszali wielkie, złowieszcze dynie oraz przygotowywali scenę dla zespołu, który miał się zjawić za kilka godzin, Krukoni próbowali zaczarować mugolskie szkielety i ozdabiali je, by dodać wydarzeniu grozy, Ślizgoni zaś mieli za zadanie jedynie ozdobić stoły mrocznymi obrusami i poustawiać na nie wymyślne naczynia, jako że Lily zdawała sobie sprawę z ich niechęci do całego przedsięwzięcia. Ułatwienie zadania nie sprawiło wcale, że poczuli się lepiej i robili to z ochotą. Stali sztywno rzucając reszcie nieprzychylne spojrzenia. James i Lily w normalnej sytuacji na pewno już dawno zareagowaliby, tym bardziej, że inni uczniowie wydawali się oburzeni takim zachowaniem. Tym razem jednak Naczelni, którzy swoją drogą zajmowali się oświetleniem zachowywali się dziwnie. James puszczał ukochanej oko i szeptał jej coś na ucho, a ta czerwieniąc się jak piwonia rozglądała się czy nikt tego nie usłyszał i odpowiedziała mu również na ucho, czerwieniąc się jeszcze bardziej, choć wcześniej wydawało się to niemożliwe. Na odpowiedź dziewczyny Potterowi zabłysnęły oczy i uśmiechnął się szeroko. 

Tej dziwnej scenie przyglądali się zza uchylonych drzwi Marlena i Syriusz. Spojrzeli na siebie zaskoczeni. Widzieli już czułości w wykonaniu tej dwójki, ale takiego czegoś nie odgrywali jeszcze nigdy. 

- Czy James spał dziś w swoim łóżku? - spytała dziewczyna myśląc gorączkowo. 

- Nie, dlaczego pytasz? - jeszcze bardziej zdziwił się Black. - Och. Lily też nie było?

- Myślałam, że jest u was. 

Syriusz uśmiechnął się iście huncwocko i otworzył drzwi na szerokość. Ruszył swobodnie w stronę zakochanych, którzy zapatrzeni w siebie nawet nie zauważyli, że ktoś się do nich zbliża. Podszedł do nich w momencie, gdy James bardzo namiętnie pocałował swoją ukochaną. 

- Znajdźcie sobie pokój! - powiedział Syriusz poważnym tonem, ale śmiejąc się w duchu. - Jedna noc nie wystarczyła, żebyście się sobą nacieszyli? Zabezpieczacie się chociaż? Nie chcę na razie pilnować małych Potterków biegających mi pod nogami w dormitorium. 

James zmierzył go wzrokiem, a Lily jęknęła z przerażenia i schowała się za swoim chłopakiem z nadzieją, że nikt nie słyszał ich wymiany zdań. 

- Łapo, odpuść. - odparł łagodnie Rogacz. - Ty znikasz regularnie z różnymi dziewczynami i nie wypominam ci tego. 

- Racja, ale ja nie jestem tak oczywisty jak wy. - zaśmiał się Black. - Ogarnijcie się trochę, bo zaraz cała szkoła będzie gadać o waszych podbojach. 

Evans wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. 

- A teraz wybaczcie, idę z Marleną do Hogsmeade po coś mocniejszego na ten wasz bal duchów. Do zobaczenia później gołąbeczki. - rzucił Syriusz na odchodne i zostawił parę ze zmieszanymi minami. 

***

Przed północą w Wielkiej Sali roiło się od uczniów. Nauczyciele leniwie siedzący przy stołach wpatrywali się w nich z uśmiechami na twarzach ciesząc się, że cały wieczór przebiega bez żadnych zakłóceń. Piosenki stawały się coraz wolniejsze i część uczniów postanowiła zejść z parkietu. Pozostali tylko zakochani, osoby uwielbiające tańczyć oraz Remus, Syriusz i Marlena. W momencie, gdy rozbrzmiał pierwszy wolny kawałek przez drzwi wejściowe wpadła błyskawica i rozbłysła nad stołem uczniów. Część dziewczyn zaczęła krzyczeć. Nauczyciele zaskoczeni zaczęli wybudzać się z transu. Chwilę potem wleciał czarny kruk i zaczął skakać z jednej latającej dyni na drugą. Wydawało się to dość zabawne, dopóki nie zaczął śpiewać złowieszczej piosenki, której głównym tematem była śmierć z rąk kościotrupa. Młodsze roczniki z przerażeniem wpatrywały się w tańczące szkielety wcześniej przystrojone przez prefektów. Kiedy piosenka się skończyła ptak zamienił się w pył, który został zdmuchnięty przez wiatr. Cztery ogromne wyczarowane lwy biegły prosto w stół uczniów. W ostatniej chwili uniosły się do skoku rycząc przeraźliwie. Opadły po drugiej stronie zamieniając się w zwykłe drewniane krzesła, a równocześnie pod sufitem pojawił się napis : Strasznego Halloween życzą Huncwoci!

Twarz profesor McGonagall w niezwykle krótkim czasie z bladej zmieniła się w prawie purpurową. Po całkowitym wybudzeniu z transu wstała od stołu z niesamowitą werwą i z groźną miną ruszyła w stronę parkietu. 

- Potter, Black, Lupin szlaban! - wrzasnęła przeraźliwie.

Syriusz uśmiechnął się kpiąco. 

- Tak, tak wiemy. Na kiedy jesteśmy umówieni, pani profesor? - spytał uprzejmie, dokładnie doglądając czystości swoich paznokci prawej ręki. 

Usta nauczycielki transmutacji były zaciśnięte tak mocno, że powoli zaczynały robić się białe. 

- Jutro o 19 w moim gabinecie. 

Z klasą odwróciła się na pięcie i wróciła do stołu. 

- 30 punktów dla Gryffindoru za pokaz całkiem niezłej magii! - zawołał dyrektor i mrugnął do chwilę wcześniej skrzyczanych chłopaków, czym prawie doprowadził profesor McGonagall do szewskiej pasji. 

_______

Przez cały dzień myślałam, że jest poniedziałek i ledwo zdążyłam, ale wrzucam tak jak w każdy wtorek!

Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz