Wszystko powoli zaczynało wracać do normy. Siódmoklasistki z Gryffindoru doceniały swoje towarzystwo bardziej niż zwykle, toteż wiele nocy zajmowały im pogaduszki. Już dawno nie miały do tego okazji, każda z nich ciągle miała coś na głowie. Jednak perspektywa opuszczenia Hogwartu w niedługim czasie znacznie zbliżyła je do siebie. Zdały sobie sprawę, że mimo, iż ciągle mieszkały w jednym dormitorium, to bardzo oddaliły się od siebie.
- Czy wy zdajecie sobie sprawę, że jest już luty? - rzuciła nagle Alicja leżąca na swoim łóżku.
- Jesteś mistrzem kalendarza, Al. - odparła Dorcas rozczesując włosy przy toaletce.
Wielka poduszka powędrowała wprost w jej głowę.
- Ała, ogarnij się ! - krzyknęła.
- Co tu się dzieje?- spytała rudowłosa wychodząc z łazienki przebrana w piżamę.
- Alicja dokonała wielkiego odkrycia. - zaśmiała się Marlena.
Jones z prędkością światła zmieniła pozycję z leżącej na siedzącą.
- Chodzi mi o to, że za kilka miesięcy odejdziemy stąd na zawsze.
Atmosfera lekko się zagęściła. Dziewczyny jak to dziewczyny, bywają bardzo wrażliwe.
- Dziwnie będzie tu już nie wrócić. - powiedziała Meadows. - To zawsze było takie naturalne. Pamiętam, że jako mała dziewczynka z niecierpliwością czekałam na mój list, ale nigdy nie myślałam o tym, co będzie po szkole. To wydawało się takie odległe.
- Taaak, te siedem lat to przecież tak dużo czasu, a ja nie wiem, kiedy to minęło!- dodała Alicja.
- Jak mam być szczera, to ja niezbyt pozytywnie wspominam czekanie na 11 urodziny. - rzuciła nagle McKinnon.
- Jak to? - zdziwiła się Dor.
- Jestem półkrwi. Jako dziecko nie przejawiałam żadnych oznak magii. Tata wiele razy opowiadał mi o Hogwarcie, ale była, przekonana, że mnie to nie dotyczy. Choć byłam zafascynowana tym światem, to wydawało mi się to wręcz bajkowe. Tata za to był pewny, że jestem czarodziejką. I miał rację, w 11 urodziny przyleciała do mnie sowa, a ja nie mogłam być szczęśliwsza. Choć bardzo się bałam, że nie dam sobie rady.
- Dlaczego nigdy o tym nie słyszałyśmy? - zapytała Alicja.
- A kto z chęcią przyznaje, że był tłumokiem w dzieciństwie? - zaśmiała się Marlena, a reszta wybuchła śmiechem.
- U mnie za to pierwsze oznaki pojawiły się, gdy miałam siedem lat. Wtedy nie wiązałam tego z magią, myślałam, że każdy ma w sobie coś wyjątkowego. - rozmarzyła się Lily.
- Jak to się ujawniło?
- Raz moi rodzice musieli pilnie wyjechać i babcia przyjechała pilnować mnie i Petunii. Zawsze wieczorem przygotowywała nam ubrania na następny dzień. Pewnego razu przygotowała mi okropny strój, którego bardzo nie chciałam założyć do szkoły. Mimo sprzeciwów babcia była nieugięta. Następnego ranka okazało się, że w ubraniach są dziury. Oczywiście wtedy zwaliłyśmy wszystko na mole, ale to musiała być moja sprawka. - zachichotała rudowłosa. - Z innych, zawsze wybierali mnie do drużyny na zajęciach sportowych, bo chodziła pogłoska, że mam szczęście do gier. Znacie mnie, lubię wygrywać. Kiedy, np. zbliżałam się piłki, mojemu przeciwnikowi zawsze działy się jakieś dziwne rzeczy- potknięcie, krew z nosa, rozwiązana sznurówka, a ja przejmowałam piłkę...
- Evans, ty diablico! - krzyknęła Dorcas, a wszystkie wybuchnęły śmiechem, które przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę!- krzyknęły chórem.
CZYTASZ
Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]
FanfictionCzy historia miłosna Lily i Jamesa jest zwyczajna? Czy przyjaźń jest argumentem dla wszystkich nieporozumień? Czy można wybaczyć zdradę? Miłość, przyjaźń, zdrada, nienawiść - zwykłe ludzkie niuanse, które tworzą tę niezwykłą opowieść z niekonwencjo...