James
Owszem, gdy James zobaczył Lily w objęciach Lupina zrobiło mu się przykro. Nie chciał na to patrzeć i czuć tego, co czuł. Nic nie mógł poradzić na to, że za każdym razem, kiedy Evans rozmawiała z jakimś chłopakiem, delikatnie kłuło go w sercu. Zawsze tak słodko się do nich uśmiechała. Podczas rozmowy z nim natomiast zwykle była wściekła. Nie narzekał, ubóstwiał ją taką, oczy świeciły jej się, a rude włosy wydawały się być jeszcze bardziej ogniste, ale wiele by zrobił, by choć raz spojrzała na niego z uśmiechem dla odmiany.
Szybko odwrócił od nich wzrok, ale jego uwadze nie umknęło przygnębienie skrywane przez dziewczynę. Była inna niż zwykle. Zazwyczaj nie płakała. Zawsze walczyła o swoje z tą swoją determinacją w oczach. Jeden jedyny raz, gdy Potter widział ją w takim stanie był po kłótni ze Snapem. Od razu po sprawie zajął się nim z chłopakami, ale nie czuł pełnej satysfakcji. Wiedział, że słowa Ślizgona bardzo skrzywdziły Lily, ale równocześnie bolało go, że nic więcej nie może z tym zrobić. Nikomu nie pozwoliłby tak na nią mówić, a Snape'a nienawidził szczególnie mocno. Był zwykłym śmieciem. Zwolennikiem Voldemorta. Czuł, że musi działać. Od przyjazdu do szkoły minął zaledwie jeden dzień, a on ani razu nie widział uśmiechu na jej twarzy. To nie była już ta sama, pełna życia osoba. Teraz wydzierała się na nich jakby z bezsilnością, nie chcąc spojrzeć im w oczy, tak, jakby wszystko było jej obojętne. Martwił się o nią. O Lily. Wszystko zaczęło się od Snape'a, więc to jemu James chciał dopiec. Skoro Lily już i tak go nie lubiła, to może ten kawał coś zmieni?
- Huncwoci, mała zmiana planów. - powiedział z determinacją w oczach.
Już godzinę później Pokój Wspólny wypełniał tłum uczniów, świetnie bawiących się na imprezie. Remus dostał bojową misję. Został odesłany do pokoju dziewcząt, które już wcześniej próbowały wyciągnąć Lily na zabawę. Nie było to łatwe zadanie, dziewczyna długo się opierała, jednak Lupin zdołał ją przekonać. Oboje zeszli na dół i usiedli na kanapie. Nagle do pokoju wszedł Severus Snape.
- Czego tu szukasz, Smarkerusie? - krzyknął Black przez tłum. Evans odwróciła się, by zobaczyć, co się dzieje.
- Ja tylko... szukam Lily.
Natychmiastowo spod ściany wyszedł James.
- Masz się do niej nie zbliżać, rozumiesz? - syknął James wrogo. W pokoju zrobiło się cicho.
- Powiedziano mi, że mnie szuka. - odparł stanowczo Snape.
- Jak śmiesz w ogóle o niej myśleć!? Po tym, co jej zrobiłeś?! - James nie dawał za wygraną. - Wynoś się stąd.
- Gdzie ona jest?
- Słyszysz, co do ciebie mówię? - powiedział groźnie Potter. Ten jednak ruszył na poszukiwania.
Nagle zaczęło się z nim dziać coś dziwnego. Z tyłu szaty wychylił mu się czary ogon, on sam zaczął się zmniejszać, szata zaczynała znikać. Po chwili na środku stał mały, bezbronny kot, patrzący z nienawiścią na Jamesa. Wszyscy zaczęli się śmiać, a Potter bez krzty uśmiechu na twarzy, krzyknął:
- Pete, otwieraj przejście!
Chłopak posłusznie wykonał powierzone zadanie, a Rogacz zaklęciem wyrzucił kota za drzwi. Ten potoczył się aż do schodów i uciekł. Wszystkim bardzo podobał się żart, niektórzy nawet bili brawo. James nie mógł się powstrzymać i spojrzał na Lily. Serce na chwilę mu stanęło. Dziewczyna nie śmiała się tak jak się spodziewał. Przeciwnie, łzy kapały po jej pięknej twarzy. Zanim zdążył do niej podejść uciekła do dormitorium.
- Cholera!- zaklął cicho i pobiegł za nią.
Zapukał w lekko uchylone drzwi. Evans leżała z twarzą w poduszce. Cicho łkała, nie zamierzając odpowiedzieć. Jamesa zabolało w klatce. Nie tak miało być. W jego wyobrażeniach właśnie się do niego uśmiechała, chwaląc umiejętności. Usiadł powoli na jej łóżku.
- Lily, co się stało?- zapytał wprost.
Dziewczyna podniosła się szybko.
- Nienawidzę cię! - krzyknęła patrząc na niego z pogardą.- Jak możesz być tak podłym człowiekiem?!
- Ja...- chciał coś powiedzieć, ale mu przerwała.
- Jak zawsze musiałeś mnie upokorzyć na oczach wszystkich! Wspaniały James Potter! Brutal i cham! Upokarzasz wszystkich dookoła. Tyle ludzi już przez ciebie ucierpiało! Nigdy nie dorośniesz! Wynoś się stąd!
- Lily...
- WYNOŚ SIĘ! - dziewczyna rozpłakała się jeszcze bardziej. James spojrzał na nią z wielkim bólem i wyszedł. Nie miał już ochoty wracać na imprezę. Poszedł do swojego dormitorium, wziął z kufra pelerynę niewidkę i wymknął się z Pokoju Wspólnego.
Rozmyślał, siedząc w Pokoju Życzeń na miękkiej trawie. Nie rozumiał, co robi nie tak. Albo raczej rozumiał, ale nie wiedział, dlaczego tej jedynej dziewczynie, na której mu zależy, nie podobało się to, co robi. Zawsze była tylko Lily... Dobrze wiedział, że mógłby mieć każdą. Każdą oprócz niej. Może to właśnie o to chodziło? Może tylko to go do niej ciągnęło, jej niedostępność? Wmówił sobie to wszystko? Czy to była tylko fascynacja tym, że jako jedyna mu się sprzeciwia? Schował twarz w dłoniach, a po jego policzku poleciała łza. Ona uważa go za okropnego człowieka. Był bez żadnych perspektyw. Nie ma już szans na jakąkolwiek bliższą relację...
- Evans, koniec z nami. - powiedział, próbując przekonać samego siebie. Wstał gwałtownie. Nie zamierzał dłużej tego ciągnąć.
Miał w głowie nowy plan.
CZYTASZ
Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]
FanfictionCzy historia miłosna Lily i Jamesa jest zwyczajna? Czy przyjaźń jest argumentem dla wszystkich nieporozumień? Czy można wybaczyć zdradę? Miłość, przyjaźń, zdrada, nienawiść - zwykłe ludzkie niuanse, które tworzą tę niezwykłą opowieść z niekonwencjo...