18. Finał

327 15 4
                                    

Czerwiec był dla uczniów Hogwartu bardzo pracowitym miesiącem.  Egzaminy końcowe zawszy niosły za sobą mnóstwo stresu i nauki. Zawodnicy quidditcha trenowali również do meczu finałowego. Do tej drugiej grupy zaliczał się James. Każdego popołudnia szedł na trening, by potem od razu uczyć się z Lily do późnego wieczora. Nawet, jeśli było mu ciężko było mu wszystko pogodzić, nie pisnął o tym ani słówka. Dzień finału zbliżał się nieubłaganie, więc nie odpuszczał drużynie, pomimo pewności o ich wspaniałej formie. Podczas nauki w piątkowy wieczór, Evans nagle gwałtownie zamknęła grubą księgę od Historii Magii. Chłopak zaskoczony spojrzał na nią. 

- James, nie jesteś zmęczony? 

- Nie, dlaczego? - zdziwił się.

- Codziennie trenujesz i uczysz się do późna, nie masz czasu na odpoczynek.

- E tam, jakoś sobie radzę. -zaśmiał się Potter i mrugnął.- Czas spędzony z tobą motywuje mnie do pracy. Poza tym tyjesteś prefektem i też masz ciężko.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

- Myślę, że ze względu na specjalne okoliczności możemy dziś sobie trochę odpuścić. Masz jutro ważny mecz, musisz trochę odsapnąć. 

- Czy ty właśnie rezygnujesz z nauki na rzecz quidditcha? - James spojrzał na nią wielkimi oczami. - Kim jesteś i co zrobiłaś z Lily Evans?!

Chłopak zarobił tym sobie kuksańca w brzuch.

- To tylko ze względu na punkty. Jeśli wygracie, to dostaniemy ich dużo, co jest nam bardzo potrzebne, bo na razie idziemy krok w krok z Krukonami. - powiedziała. 

- Niech ci będzie. - zaśmiał się Potter.  

- Ale idziesz prosto do dormitorium i kładziesz się spać! 

- Dobrze, pani profesor. - uśmiechnął się i zaczął zbierać książki. Chwilę później oboje wyszli z biblioteki.

***

Następnego dnia w samo południe drużyna Gryffindoru stała już przed namiotem drużynowym wpatrując się w niebo. 

- Idealna pogoda. - ucieszył się Black. - Nie wieje, nie będzie ściągać kafla na boki. 

- Warunki nam sprzyjają. Gran, Parvati latajcie ze słońcem. I wszyscy pamiętajcie, że jesteście świetni. Naprawdę. - motywował ich James.

- Uważaj, bo się wzruszę. - powiedział teatralnie Syriusz i złapał za miotłę.- To co, idziemy ?

- Tak. - odparł Rogacz i spojrzał na trybuny, które były już prawie pełne. 

Na samym środku siedział profesor Dumbledore. Na podwyższeniu koło niego stał wielki złoty puchar. 

- Widzicie to? - spytał wskazując we wspomnianym kierunku.- On będzie nasz. 

Wsiedli na miotły. Głos komentatora rozbrzmiewał na błoniach. Usłyszeli swoje nazwiska i kolejno polecieli na swoje pozycje na boisku. Chwilę później James ścisnął rękę kapitana Ślizgonów. Rozległ się gwizdek. Sędzia wyrzucił kafla w górę i rozpoczęła się walka. Rogacz podleciał nieco wyżej, by widzieć całe boisko. Kątem oka obserwował również innych zawodników. Syriusz strzelił właśnie pierwszego gola, efektownie przerzucając kafla przez prawą pętlę, co widownia skwitowała wiwatami. James wydawał się być spokojny. Ścigający obu drużyn co chwilę przerzucali strzelali, ale Gryfoni prowadzili. Zaczynało się robić dość brutalnie. Pałkarz Slytherinu skierował tłuczka prosto w brzuch lecącej do pętli Marleny. Zgięła się wpół i wypuściła kafla. Sędzia zarządził rzut wolny dla Gryfonów. Przez chwilę wydawało się, że to trochę zreflektowało Ślizgonów. Jednak to był dopiero początek. Zawodnicy Gryffindoru wciąż byli atakowani na przeróżne sposoby, jednak w taki sposób, by nie można tego było podciągnąć pod faul. Zaczynali tracić punkty. Potter zgrzytając zębami zażądał przerwy. 

Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz