25. Ujawnienie

311 12 1
                                    

Syriusz szedł ulicami Londynu bez zastanowienia. Musiał odpocząć. Ciągłe randki i imprezy potrafią męczyć. Większość ludzi wolała odpoczywać w samotności, jednak on zawsze był duszą towarzystwa. Spacerowanie w tłumie nieznanych ludzi dawało ukojenie jego duszy. Zwykle wybierał mugolskie miejsca, bo mógł obserwować wszystkie ich niezwykłe wynalazki. Bardzo fascynowały go motocykle. Miał w planach kupić sobie jakiś, gdy skończy szkołę.
Usiadł na ławkę przy Oxford Street i zaczął przygladać się ludziom. Większość pędziła gdzieś, inni wpatrywali się w wystawy. Koło jednego ze sklepów jubilerskich stał mężczyzna w średnim wieku i grał skoczne piosenki na saksofonie. Chłopak zawsze podziwiał mugoli za ich niezwykłe talenty. W tym instrumencie było przecież tyle przycisków, Merlinie! Czarodzieje potrafili grać za pomocą magii, więc nie potrzebowali uczyć się muzyki. Co prawda, James potrafił grać na gitarze, ale nauczył go dziadek, który wiele lat wcześniej wyruszył na mugolski rejs, gdzie poznał mężczyznę o takich zdolnościach.
Odwrócił wzrok w stronę witryny. Stała tak spora grupka. Dwoje nastolatków wydawało mu się znajomych, ale wiedział, że nikt z jego świata raczej nie chodzi w takie miejsca. Ogromne było jego zdziwienie, gdy dziewczyna i chłopak odwrócili się, a jego oczom ukazali się jego brat Regulus i kuzynka Narcyza. Potrzebował chwilę, by dotarło do niego to, co zobaczył. Natychmiast wstał i ruszył w ich kierunku.
-Co tu robicie?! - rzucił ostro. Para odwróciła się gwałtownie, natychmiastowo blednąc. Prawdopodobnie również nie spodziewali się spotkać tam kogokolwiek z czarodziejskiej społeczności. Wymienili między sobą szybkie spojrzenia.
-Syriusz! - prawie krzyknął Regulus.
-Dlaczego na Merlina włóczycie się sami po mugolskich uliczkach?! I to razem!
Widząc, że żadne z nich nie zamierza nic powiedzieć, kontynuował.
- Co powiedziałaby matka, gdyby cię tu zobaczyła? - syknął sarkastycznie w stronę brata.
Młodzieniec zbladł.
-Syriusz... - chłopak zawahał się i spojrzał na kuzynkę, równie bladą. - Oni chcą, żebyśmy przyjęli znak.
Starszy Black zbladł. Mógł się tego spodziewać. Wiedział, że Reg i Narcyza nie są tacy jak reszta rodziny. Trzymali pozory, ale byli dobrymi ludźmi. Spojrzał na nich badawczo. Byli wyraźnie przestraszeni. Zaczął myśleć gorączkowo.
-Rozumiem, że w końcu się opamiętaliście?
-Syriusz, nie mów naszym matkom, błagam... - szepnęła Narcyza ze łzami w oczach i wysłała mu błagalne spojrzenie.
-Jesteście gotowi poświęcić swoje dumy i majątki rodzinne? Jeśli tylko dacie sobie pomóc... Może coś uda mi się zrobić...
Łapa nie miał najlepszych stosunków z rodziną, ale nie chciał stracić brata. Poza tym szanował każdego, kto rozumie, że przyłączenie się do Voldemorta nie jest dobrą życiową ścieżką.
Narcyza tym razem wybuchnęła już głośnym płaczem, a młodszy Black przytulił ją sztywno, jakby było to źle widziane. Syriusz skrzywił się na ten widok. Dobrze wiedział, że w ich rodzinach nie było miejsca na czułości, dlatego jego bratu wydawało się to tak nienaturalne. Jeszcze raz spojrzał przeciągle i podjął natychmiastową decyzję.
-Chodźcie ze mną.

***Brunetka rzuciła się na łóżko twarzą do poduszki. Delikatna łza spłynęła na pościel. Czuła, że Remus ją okłamuje. Nigdy wcześniej tego nie robił. Był to dla niej potężny cios, bo wierzyła, że to ten jedyny. Był wrażliwy, ale jednocześnie męski, inteligentny, zabawny i na dodatek przystojny.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Mogę..? - spytał ktoś zachrypniętym głosem. Brunetka nawet się nie odwróciła. - Dor,nie płacz....
-To mnie nie okłamuj!-krzyknęła i spojrzała na niego dzikim wzrokiem.
Lupin wpatrywał się w nią z bezsilnym wyrazem twarzy. Dziewczyna wciąż płakała. Po pięciu minutach chłopak zaczął powoli.
-Dorcas, jesteś dla mnie najważniejsza, naprawdę,ale obawiam się, że nie mogę dać ci pełni szczęścia. - głos mu się załamał.
-Wiedziałam! - wrzasnęła - Wiedziałam, że ci się znudziłam!
Zapłakała tak, że Remusowi serce krajało się na malutkie kawałeczki.
-Kochanie, to nie tak...
-A jak?!
-Ja poprostu jestem nieodpowiednią osobą dla ciebie... Nie chcę cię skrzywdzić...
-Teraz mnie krzywdzisz, jakbyś nie zauważył! I jesteś dla mnie najodpowiedniejszą osobą... - powiedziała dziewczyna już bardziej spokojnie. - Powiedz mi prawdę.
Stanowczość, z jaką Meadows zwróciła się do chłopaka była nie do zanegowania. Spojrzał na nią z rozpaczą.
-Dobrze. - odrzekł spokojnie- Mam nadzieję, że będziesz chciała jeszcze ze mną rozmawiać po tym co ci powiem...
-No dalej, mów.
-Dorcas, jaa... Ja jestem wilkołakiem. - odparł i spojrzał w drugą stronę, jakby bał się, że dziewczyna się na niego rzuci, ale ta miała dziwnie tępy wzrok. Po chwili jednak opamiętała się i przytuliła go.
-Przepraszam cię, Remusie. - zaszlochała cicho.
Lupin spojrzał na nią z niedowierzaniem, ale odwzajemnił uścisk.
-Nie rozumiesz... Ja jestem potworem...
-Nie waż się tak mówić! - zezłościła się- Jesteś najwspanialszym chłopakiem na świecie!
Jeszcze mocniej go przytuliła i pocałowała delikatnie w policzek.
-Dor, dobrze wiesz, że prędzej czy później i tak to będzie musiało się skończyć... Mimo, że chciałbym z całego serca, to nie dam rady zapewnić ci godnego życia. Nikt nie chce mieć nic wspólnego z takimi osobnikami jak ja. Nie będę mógł znaleźć pracy, mieć dzieci, żyć tak jak każdy marzy...
-Ja marzę tylko o tobie. - powiedziała dziewczyna u spojrzała mu głęboko w oczy- Kocham cię.
-Nie powinnaś kochać kogoś takiego jak ja.
-Mówi się, że kocha się,,pomimo", a nie ,,za''. I tak właśnie jest. Teraz kocham cię jeszcze bardziej.
Lupinowi wyraźnie zaszkliły się oczy, choć próbował to zamaskować rękawem.
-Ja też cię kocham, Dorcas. - powiedział cicho.

_______________________
Rozdział dedykuję MarcelZieliski 😋

Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz