Rozdział Trzydziesty Dziewiąty

104 33 172
                                    

Siedziałam na jednej z dwóch ogromnych, beżowych kanap wypełnionych poduszkami w stonowanych kolorach i patrzyłam na Shelly, która ganiała po pokoju małą kudłatą kulkę. Cały salon państwa Ratajskich utrzymany był w ciepłej, jasnej kolorystyce, co w połączeniu z ogromną choinką przy kominku, białym puchatym dywanem i sznurami lampek zawieszonych wokół całego pomieszczenia, nadawało mu wyjątkowego, przytulnego klimatu. Na zewnątrz było już ciemno, dlatego przysłoniłyśmy długimi zasłonami okna od strony sąsiadów, zostawiając niezakryty ogromny szklany wykusz wychodzący na podświetlony ogród.

Przyjaciółka wskoczyła na prowadzący nań stopień i, ślizgając się w grubych zimowych skarpetach na ciemnym parkiecie, rzuciła się na kolana, omal nie uderzając w jeden z ustawionych na podwyższeniu foteli. Obróciła się do mnie z szerokim uśmiechem, trzymając na kolanach białego maltańczyka.

– Mam ją! – krzyknęła i poczochrała machającego wesoło ogonem psa.

Spojrzałam na nią z rozbawieniem, uniósłszy jedną brew. Okręciłam delikatnie kieliszek trzymany w dłoniach, zważając, by nie rozlać jego bordowej zawartości.

Wino było pyszne, ale nasza reakcja na alkohol w nim zawarty diametralnie się różniła – mnie usypiał, a ją pobudzał.

– Uważaj na ten szklany stolik. – Wskazałam na mebel ustawiony między fotelami wewnątrz wykusza. – Omal nie uderzyłaś w niego głową, a szkoda byłoby go zniszczyć. Jest całkiem ładny.

Przyjaciółka wydęła wargi, słysząc mój przytyk.

– Masz rację, w dodatku nie otrzymałabym żadnej pomocy, bo zemdlałabyś na widok krwi. By były dwie ofiary, a nie jedna. – Zmrużyła powieki. – I zgadnij, która byłaby większą ofiarą losu. – Spojrzała na malucha siedzącego na jej kolanach. – A ty byś tak ujadała, że całe miasto by sie dowiedziało, prawda? Widzisz – ponownie zerknęła na mnie – tylko w psie moja nadzieja.

Złapałam najbliżej leżącą poduszkę, po czym rzuciłam w jej kierunku. Minęła o włos stojącą po środku ławy butelkę. Spojrzałyśmy w szoku na ten świąteczny cud i w tym samym momencie przedmiot, mimo wyciągniętych w obronnym geście dłoni, trafił dziewczynę prosto w zmarszczone czoło. Wybuchnęłam śmiechem na widok jej miny, która wyrażała jeszcze większą dezorientację. Skrzywiła się delikatnie, odstawiła psa na bok i wstała. Ruszyła powolnym krokiem w moją stronę, ściskając w dłoni różową poduchę. Zamilkłam, by spróbować powstrzymać śmiech. Było to niezwykle trudne, ponieważ w przekrzywionym rudoblond kucyku, białej bawełnianej bluzeczce, szerokich spodniach od piżamy wepchniętych w zimowe skarpetki oraz z trzymaną w ręce poduszką wyglądała jak obrażona dziesięciolatka, która teraz bardziej bawiła niż przerażała zmrużonymi oczami.

Nie spuszczając ze mnie wzroku, okrążyła ławę stojącą między kanapami. Skuliłam się, udając strach.

– Rodzice by mnie zabili, gdyby się dowiedzieli, że zniszczyłyśmy dywan, pijąc pod ich nieobecność wino, kiedy ledwo skończyłyśmy szesnaście lat – wycedziła, po czym opadła obok mnie na kanapę. Chwyciła w dłoń butelkę. – Uznam to więc za znak, iż najwyższy czas usunąć ślady zbrodni. – Po tych słowach przechyliła szybko butelkę, przełykając chciwie czerwony napój. Patrzyłam z podziwem, jak ilość trunku coraz szybciej maleje.

Gdy do jej gardła spłynęły ostatnie krople, odstawiła puste naczynie na stół i otarła brunatną ciecz z kącika ust. Odwróciła twarz w moim kierunku, po czym uśmiechnęła się, przekrzywiając głowę.

– Jak mogłaś mnie zostawić? – wyszeptała.

***

Spoglądam zdezorientowana na przyjaciółkę, lecz jej sylwetka naraz zaczyna się rozmywać. Nie, nie tylko ona, ale całe wnętrze powoli blednie, jakby ktoś zdecydował wymazać je gąbką.

Teza stopnia pierwszego ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz