Gdy otwieram oczy, oślepia mnie blask słońca. Przecieram je i strząsam z ramienia dłoń Damiana. Mruczy coś pod nosem, przewracając się na drugi bok. Wstaję, łapiąc się jednego ze zwisających korzeni i czuję, jak odrobinę odrywa się od sklepienia. Nagle z sufitu zaczynają sypać się grudki ziemi. Shelly protestuje sennym głosem, gdy piasek ląduje na jej twarzy.
– Co się dzieje? – szepcze przerażona i zrywa się z podłogi, szeleszcząc sukienką.
Nie potrafię wydobyć głosu. Korzenie nad naszymi głowami ożyły. Jak węże suną w kierunku dziury, splatają się ze sobą i powoli spływają w dół tworząc drabinę. Gdy pierwsze z nich dotykają ziemi, wszystko zamiera. Stoję jak zaczarowana.
Przyjaciółka kładzie mi dłoń na ramieniu.
– Jak to zrobiłaś? – pyta.
– Nie mam bladego pojęcia... jedynie wstałam z ziemi, przytrzymując się jednego z korzeni.
– Ciekawe... wczoraj przecież próbowaliśmy się po nich wspiąć i nic się nie stało...
– Możemy w końcu opuścić tę dziurę. – Uśmiecham się pod nosem. – W dosłownym tego słowa znaczeniu.
Shelly wybucha śmiechem i słyszymy, jak Damian mruczy coś do siebie.
– Chyba powinnyśmy go obudzić – zauważam i kucam przy chłopaku. – Damian! Wstawaj! Zobacz co się stało! – Potrząsam jego ramieniem. W odpowiedzi słyszę jedynie senny protest.
– Szybko, Damian! Zombie się zbliżają! – szepcze Shelly prosto w jego ucho.
W porę udaje jej się odsunąć i nie dostać w nos. Przyjaciel zrywa się z ziemi z prędkością światła i staje w rozkroku, z pięściami uniesionymi do walki. Obie wybuchamy śmiechem. Rozgląda się zdezorientowany. Jest tak zaspany, że dopiero po chwili zauważa iluzoryczną drabinę.
– Coś przegapiłem? – pyta.
Już mam odpowiedzieć, gdy nagle korzenie ożywają. Podbiegamy do nich i zaczynamy się wspinać. Jest to trochę trudne, zważywszy, że wymykają nam się spod stóp. Podciągam się na rękach jako ostatnia i wychodzę na powierzchnię. Słońce prześwituje między koronami wysokich drzew. Wszędzie dookoła rosną paprocie i leśne kwiaty. Soczysta pastelowa zieleń liści kontrastuje z ciemnobrązową korą drzew.
Od razu przypomina mi się las koło mojego domu. Uwielbiam spacerować po nim godzinami z psem i podziwiać kolory roślin o każdej porze roku. Widzę Baksa zakopującego patyk między liśćmi, jego czarny merdający ogon, pełne szczęścia i miłości spojrzenie. Parę lat temu wzięliśmy go ze schroniska, gdy był zaledwie półrocznym szczeniakiem, ale dużo się od tego czasu nie zmienił – ani z wyglądu, ani z zachowania.
Oczy mam wilgotne. Tęsknię za domem, za rodziną, choć minęły zaledwie trzy dni. To na pewno przez natłok wrażeń i ciągłą adrenalinę. Spoglądam do góry, na słońce, żeby się nie rozkleić. Ciekawa jestem, jak bliscy zareagowali na naszą nieobecność. Czy zaczęli poszukiwania? Wiedzą, gdzie jesteśmy? A może w rzeczywistości tamten dzień jeszcze się nie skończył? Naraz Damian dotyka mojego łokcia, przerywając rozmyślania.
– Idziemy? – pyta z troską.
Kiwam głową i ruszamy ścieżką, której wcześniej nie zauważyłam. Jest to jedyna droga i tylko w jednym kierunku. Zatrzymuję się.
– Nie sądzicie, że to trochę dziwne?
Przyjaciele przystają i odwracają się.
– Ta ścieżka. – Pokazuję palcem.
CZYTASZ
Teza stopnia pierwszego ✔
AcciónMasz okazję stać się częścią gry komputerowej. Skorzystasz i zagrasz? Czy świat wirtualny na zawsze pozostanie Twoją rzeczywistością...? Troje przyjaciół postanawia udać się w świat wirtualnej rzeczywistości i przeżyć niezapomnianą przygodę jako głó...